Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Tusk trafiony własną bronią

„Nikt tego spotkania nie nagrywa, więc możemy sobie otwarcie porozmawiać” – chytrze zachęcał do szczerości swoich rozmówców Donald Tusk kilka lat temu.

„Nikt tego spotkania nie nagrywa, więc możemy sobie otwarcie porozmawiać” – chytrze zachęcał do szczerości swoich rozmówców Donald Tusk kilka lat temu. W ten nietypowy i wprawiający w zdumienie sposób premier rozpoczął swoje wystąpienie na spotkaniu z Prezydium Komisji Trójstronnej ds. Społeczno-Gospodarczych. Odbyło się ono w Centrum Dialogu pod koniec 2008 r.

Celem tego spotkania była debata nad zagrożeniami dla Polski w obliczu pogrążających się w kryzysie gospodarek świata i Europy. Sąsiednie Niemcy i inne kraje uruchamiały już specjalne programy stymulujące popyt i pobudzające ich gospodarki. Zaniepokojeni rozwojem sytuacji oraz biernością polskiego rządu partnerzy społeczni zażądali przedstawienia planowanych działań ratunkowych w naszym kraju. I to było powodem pojawienia się samego premiera na posiedzeniu prezydium komisji.

Zagadka rozwiązana

Ze względu na rozmiar sali, w której odbywały się spotkania, używano aparatury nagłaśniającej, ale dotychczas nie było zwyczaju nagrywania obrad prezydium. Z tego powodu podkreślanie tego oczywistego faktu przez premiera wywołało pewną konsternację wśród uczestników – o co mu właściwie chodzi? Zagadka wyjaśniła się kilka dni później, kiedy publiczne radio wyemitowało wybrane fragmenty nagrań z tego zamkniętego spotkania. Chronionego oczywiście przez Biuro Ochrony Rządu. Emitowano wypowiedzi Donalda Tuska. Były to głównie pouczenia kierowane do związkowców nierozumiejących, jego zdaniem, złożoności i powagi sytuacji Polski. Dobra jakość techniczna nagrania i jednoznaczny przekaz płynący z upublicznionej części wystąpienia Donalda Tuska nie pozostawiały wątpliwości co do tego, kto był sprawcą tego nadużycia. W ten sposób prezes Rady Ministrów konsekwentnie rujnował wzajemne zaufanie konieczne do prowadzenia dialogu, nie tylko społecznego. Szczytem bezczelności były sugestie z otoczenia premiera, że źródłem przecieku są związkowcy, którzy mieli rzekomo potajemnie nagrać i ujawnić wypowiedź Tuska.

Najlepiej nic nie robić

W trakcie burzliwej dyskusji z partnerami społecznymi szef rządu wyjawił swoją życiową dewizę, która rzeczywiście zasługiwała na upublicznienie ponad wszystko inne, co zostało powiedziane przez niego tamtego dnia (chociaż akurat tego publiczne radio jakoś nie wyemitowało…). Lider Platformy stosuje tę dewizę bardzo często. Ostatnio uciekł się do niej w obliczu afery taśmowej, tym razem dotyczącej jego najbliższego otoczenia. Otóż w odpowiedzi na krytykę ze strony pracodawców i stawiane przez nich zarzuty braku pomysłów i działań ze strony rządu, Donald Tusk, broniąc się, powiedział: „Jak nie wiadomo, co robić, najlepiej nic nie robić”. Po tych słowach zapadła cisza i pojawiło się spore zakłopotanie. Wręcz konsternacja. To w reakcji na tę programową deklarację bezczynności ze strony premiera pracodawcy zaproponowali związkom zawodowym dwustronne negocjacje dotyczące działań antykryzysowych – bez udziału rządu, na który nie można było liczyć. Efektem tamtych negocjacji był pakt antykryzysowy przekazany przez partnerów społecznych rządowi z zastrzeżeniem: wszystko albo nic. Premier publicznie na konferencji prasowej zobowiązał się dotrzymać tego warunku. Później niestety zaczęły się trwające do dziś wiarołomne, nieuczciwe manipulacje wokół tego dokumentu. Ale czego można się spodziewać po premierze „Pinokiu”? Donald Tusk ciężko zapracował na ten przydomek, nadany mu przez związkowców, którzy obnosili jego wizerunek z karykaturalnie długim nosem podczas akcji protestacyjnych.

Platformerski poziom etyczny

Przed laty, kiedy oburzeni nieuczciwą zagrywką władzy, wystąpiliśmy z żądaniem udostępnienia pełnego nagrania ze spotkania wszystkim jego uczestnikom, gospodarz miejsca – minister pracy – odmówił. Wyłączność na posługiwanie się nim w mediach miało otoczenie Donalda Tuska.

W publicznym radiu niemożliwa jest emisja wypowiedzi premiera nieautoryzowanej i niewiadomego pochodzenia. Tylko osoby z kancelarii PRM mogły dostarczyć nagranie i spowodować jego upublicznienie. Swoją drogą, jaki poziom etyczny prezentuje człowiek, który najpierw zachęca swoich rozmówców do szczerości zapewnieniem, że dyskusja nie jest nagrywana, a następnie robi użytek z zarejestrowanych – wbrew deklaracji – rozmów? Czym to się różni od potajemnych podsłuchów? Jak widać, Donald Tusk nie wahał się swego czasu zastosować metody podobnej do tej, która teraz dosięga jego najbliższych współpracowników. Ranga i doniosłość ujawnianych w tych dniach faktów są oczywiście nieporównywalne z tamtym dość błahym zdarzeniem. Prawda o stanie państwa i poziomie ludzi sprawujących władzę poraża. Jedyne, co usprawiedliwia nawiązanie do tamtej drobnej historii, to zawarty w niej pewien morał. Prawda o najbliższym otoczeniu szefa rządu, ludziach ze szczytów władzy i realnym stanie państwa została ujawniona w sposób, przed którego stosowaniem premier sam kiedyś się nie cofnął. Panowie szczerze sobie porozmawiali, okazało się, że zostało to nagrane, a następnie ujawnione. W ten sposób prawda wyszła na jaw. Donald Tusk został trafiony własną bronią.
 
Autor jest działaczem związkowym, był przewodniczącym NSZZ „Solidarność” w latach 2002–2010

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Janusz Śniadek