Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Nadzieje i zagrożenia dla Polski

Miejsce Polski jest w Europie, z nową siłą przekonujemy się o tym dzisiaj, gdy trwa kryzys na Ukrainie.

Miejsce Polski jest w Europie, z nową siłą przekonujemy się o tym dzisiaj, gdy trwa kryzys na Ukrainie. W Europie nie tylko w sensie geograficznym czy kulturowym, ale w sensie wspólnoty politycznej, w sensie przynależności do Unii.

Trudno zaprzeczyć, że dzięki tej przynależności odnosimy spore korzyści gospodarcze i polityczne, że jesteśmy bezpieczniejsi i że – cokolwiek byśmy mówili – cywilizacja zachodnia umożliwia większe możliwości rozwoju, swobody, ochrony praw narodu i jednostek, naszej polskiej swoistości niż cywilizacja rosyjska, że Unia jest związkiem politycznym, w którym Polska może trwać i rozwijać się nieporównanie lepiej niż w strefie wpływów posowieckiego imperium rosyjskiego, które wcale nie zamierza zejść ze sceny dziejowej.

Końca historii nie widać

Nie jest wcale rzeczą oczywistą, czym jest Unia, a zwłaszcza nie jest oczywiste, czym będzie w przyszłości. Nie jest pewne, czy nie zacznie ewoluować w kierunku, który będzie dla nas niepomyślny, a może nawet groźny – czy to pod względem politycznym, czy gospodarczym, czy kulturowym. Dlatego uczestnictwo w Unii wymaga od nas, od Polski, działania – aktywnej polityki – a nie bierności, kierowania się wolą i rozumem najsilniejszych państw Europy, ograniczania się do czekania na strumień pieniędzy z Brukseli czy reagowania dopiero w skrajnych sytuacjach kryzysowych, kiedy często jest już zbyt późno, by działać skutecznie.

Wbrew temu, co często w Polsce się mówi, Unia nie jest rozwiązaniem wszystkich problemów, nie jest spełnioną utopią, nie jest końcem historii. Nie wiadomo, w którym kierunku potoczy się historia, jak trwałe okażą się istniejące struktury. O tym, że są to uzasadnione wątpliwości, świadczą ostatnie wydarzenia, ale świadczy o tym również cała ostatnia dekada. Dzisiaj Unia jest inna niż wtedy, gdy wstępowaliśmy do niej 10 lat temu. Inna w sensie instytucjonalnym i w sensie realnej formy politycznej. W wielu aspektach są to zmiany negatywne.

W interesie narodu

Unia Europejska jest, jak wiadomo, organizacją międzypaństwową z ponadnarodowymi instytucjami. Problemem zasadniczym jest wyważenie proporcji między tym, co jest międzyrządowe, a tym, co ponadnarodowe, problem stanowią też zmieniające się relacje sił między poszczególnymi państwami. Nie jest przy tym tak, by integracja europejska odbywała się i miała się odbywać kosztem stopniowego osłabiania państw narodowych, aż do ich zaniku.

Wręcz przeciwnie – integracja europejska miała służyć „ratunkowi państwa narodowego”, jak pisał w swojej słynnej książce brytyjski historyk Alan Milward. Francuscy politycy formułujący idee integracji po 1945 r. byli przekonani, że jest ona niezbędna, by Francja przeżyła jako silne państwo mogące rywalizować z największymi potęgami. Politycy i myśliciele francuscy rozumieli Unię jako poszerzenie Francji, jako strefę promieniowania francuskich wpływów. Inny wielki kraj europejski – Niemcy – głównie dzięki integracji europejskiej wróciły do grona szanowanych państw i narodów, odzyskały suwerenność i ponownie stały się mocarstwem, przynajmniej, jak się mówi, mocarstwem geoekonomicznym.

Interesy narodowe, zwłaszcza silnych państw, zawsze były motorem procesów integracyjnych, jak pokazywał w swojej podstawowej dla badań integracji europejskiej pracy „Choice for Europe” amerykański politolog Andrew Moravcsik.

Zagrożenia z Zachodu

Dziś wyraźnie widać, że nie wszystkie państwa się wzmocniły. Ostatnie lata przyniosły głęboką zmianę geografii politycznej Europy. Wyraźniej zarysowała się różnica między europejskim centrum a peryferiami. Jedni urośli w siłę, inni osłabli.

Jak pokazują przeprowadzone w tamtym roku badania Pew Research Center, wielu Europejczyków jest przekonanych, że członkostwo w UE nie tyle wzmocniło, co osłabiło ich państwa. Dotyczy to głównie państw południa Europy, w tym także Francji i Włoch, a więc krajów, które należały do grona sygnatariuszy traktatów rzymskich.

Mówi się wręcz o tym, że Grecja de facto utraciła suwerenność – nie w sensie międzynarodowego uznania swojego bytu państwowego, ale w sensie możliwości kontroli podstawowych procesów kształtowania rozwoju na swoim terytorium, i to w stopniu wynikającym nie tylko z traktatowego powierzenia części owej suwerenności instytucjom unijnym. Ale zagrożenie suwerenności dotyczy nie tylko Grecji.

Wbrew więc twierdzeniu, że „nikt na nas nie czyha”, istnieje również wiele zagrożeń dla Polski, przy czym nie płyną one tylko ze wschodniej strony, choć bywają innej natury i inną przebierają postać. Są wśród nich zagrożenia kulturowe – na przykład promowanie takiego obrazu przeszłości Europy, w którym rola i dokonania Polski są albo pomijane, albo przedstawiane w bardzo niekorzystnym świetle, czy walka z chrześcijaństwem.

Ograniczone kompetencje PE

Parlament Europejski uchodzi za tę instytucję unijną, która w sposób najbardziej wyrazisty reprezentuje charakter ponadnarodowy UE. Dlatego tyle nadziei wiążą z nim federaliści europejscy.

Mimo wzrastających uprawnień PE nie jest oczywiście parlamentem w ścisłym sensie – i jak długo Unia będzie związkiem państw, nigdy się nim nie stanie. W Unii nie rządzi większość parlamentarna, kontrolowana przez mniejszość, która może ją zastąpić w kolejnych wyborach, PE nie ma także inicjatywy ustawodawczej. I nie jest jedyną instytucją prawodawczą. Wszystkie decyzje o historycznym, strategicznym znaczeniu podejmuje Rada Europejska. Regulacje prawne przygotowuje Komisja i Rada Unii Europejskiej w swoich różnych składach.

I choć mówi się, że zgodnie z traktatem lizbońskim Rada Europejska powoła przewodniczącego Komisji przy uwzględnieniu rezultatów wyborów, już słyszymy, między innymi z ust kanclerz Merkel, że nie może to ograniczać swobody decyzji Rady.

Mimo tych ograniczeń PE jest jednak bardzo ważną instytucją, w której Polska musi być aktywna i dobrze reprezentowana, nie przez celebrytów, ale ludzi kompetentnych, znających politykę i Europę. Nie tylko chodzi o jego współudział w procesie legislacyjnym, o jego wpływ na kształt budżetu czy na Komisję Europejską, ale także o to, że PE jest miejscem, gdzie kształtuje się europejska opinia polityczna, miejscem, w którym wypracowuje się koncepcje polityczne, zawiązuje polityczne więzi, konstruuje się obraz Europy, buduje pamięć europejską, tworzy dominujące narracje polityczne i historyczne.

Całość artykułu w "Gazecie Polskiej Codziennie"

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Zdzisław Krasnodębski