Na Ziemi jest podobno jedno takie plemię, w Afryce. Tam, gdzie gołe góry, za dnia upał, nocą przymrozki. Biją się tam o każdy kęs; zabrać, wyrwać siłą lub podstępem. Dorasta mało dzieci, matki krótki czas dają pierś żebrzącym maleństwom. Żadnej miłości, empatii, współczucia. Powiedziałby ktoś – niedługo wymrą.
Ale podobieństw do takiej sytuacji doszukać się można i w Europie. I w Polsce. Gdzie kiedyś „kruszynę chleba” podnoszono i całowano, gdzie papież nauczał:
„solidarność to znaczy – jeden drugiego brzemiona noście”. W kraju w sercu laickiej Europy, co kocha hasło
„wolność, równość, braterstwo”. Wolności, w jej współczesnej odmianie egoizmu ponad wszystko, mamy po dziurki w nosie, równości aż nadto pilnują maniacy. A co z braterstwem? Sprawiedliwością, współczuciem, poczuciem wspólnoty? Kłopotliwe pojęcia, o tym się nie mówi. Plemię odpycha chorych i pozwala im umierać na progu szpitala, odbiera zwykłym biednym ludziom najdroższy skarb – dzieci, niesprawiedliwie osądza, pozbawia ostatniego grosza.
Bezduszny lekarz, złośliwy sędzia, szkodliwy kretyn w urzędzie. Pazerny biznesmen, co zatruje ludzi, żeby zarobić. Tu się dobrze mają. Braterstwo? Noszenie cudzych brzemion? Wolne żarty.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Teresa Bochwic