Mój Tata zawsze twierdził, że endecja wyjada mózgi, choć i od komunistów dzieliły go lata świetlne. Mówiąc to, miał na myśli lata 30. ubiegłego wieku. Dziś do krytyki endecji pod adresem zaangażowanych w majdan
dołączyło resortowe lewactwo. Nieresortowej Dominice Wielowieyskiej z „Gazety Wyborczej” od czasu do czasu zdarza się palnąć coś, w co trudno uwierzyć. W poniedziałek w radiu TOK FM przytoczyła słowa Andrzeja Urbańskiego, że gdyby żył Lech Kaczyński, nie byłoby ofiar na majdanie, bo zareagowałby już wtedy, gdy Wiktor Janukowycz odrzucił umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską
. „Kiedy to przeczytałam – skomentowała Wielowieyska
– ręce mi opadły. Ale potem pomyślałam, że nieszczęsny pan Andrzej niechcący oskarżył Jarosława Kaczyńskiego. Bo Jarosław żyje, no i cóż? Był na Ukrainie, ale padły tam ofiary”. Tak, ofiary padły z winy Kaczyńskiego, a może nawet i obu Kaczyńskich. To jasne. Ale wbrew pozorom Lech i Jarosław to nie ta sama osoba. A Lech Kaczyński jako prezydent pokazał, co potrafi, gdy udaremnił wojnę w Gruzji.
Chyba niemożliwe, żeby nieszczęsna nieresortowa Dominika Wielowieyska tak bredziła sama z siebie. Kto z kim przestaje, takim się staje?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Teresa Bochwic