PO brzydko schodzi ze sceny politycznej. Niby w tym nie ma niczego nadzwyczajnego, ponieważ każda partia schyłkowa zachowuje się brzydko. Ale w tym wypadku rzecz ma dodatkowy wymiar. Partia, która miała nas wprowadzić w europejską demokrację, coraz wyraźniej pokazuje swoje antydemokratyczne oblicze.
Platforma zdobyła władzę w roku 2007 jako jedyny prawdziwy obrońca demokracji, przede wszystkim przed strasznym PiS, który rzekomo notorycznie łamał demokratyczne standardy. Nadano PO także status głównej siły, mającej wprowadzić Polskę w nowoczesny system liberalno-demokratyczny.
Stworzono więc taką sytuację polityczno-mentalną, w której kontekście ewentualna perspektywa utraty władzy przez PO rysowała się jako nie tylko niewyobrażalna, lecz jako przerażająca. Jej urzeczywistnienie, zwłaszcza gdyby zwycięzcą miało się okazać Prawo i Sprawiedliwość, oznaczać miało dla milionów ludzi w Polsce śmiertelny cios dla demokracji.Demokracja po białorusku
Wiara w bezalternatywność rządów Platformy spowodowała, że szybko zaczęto mówić o potrzebie trwałej neutralizacji opozycji. Chodziło przede wszystkim o całkowite polityczne wyeliminowanie Prawa i Sprawiedliwości,
włącznie z delegalizacją tej partii lub jej usunięciem – jak domagali się różni mędrcy w rodzaju Marcina Króla – przy użyciu środków prawnie wątpliwych. Demokracja w Polsce miała zatriumfować w pełni dopiero wtedy, kiedy główna siła opozycyjna przestanie istnieć.
Nie pozostawano zresztą wyłącznie na poziomie deklaracji. Najpierw próbowano wyłączyć polityczne wpływy poprzedniego prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, bez względu na konstytucję, dobry obyczaj czy tak zwane standardy demokratyczne.
Do tej pory trwają próby postawienia przywódcy opozycji przed Trybunał Stanu. Czyniono nawet pewne kroki, by skierować go na badania psychiatryczne, co na szczęście się nie udało. Sam fakt jednak, że takie pomysły się pojawiły, pokazuje, jak nisko upadł poziom życia publicznego w Polsce.
Nie poprzestano tylko na samej partii opozycyjnej. Zwalczano także niepokorne media za pomocą środków rodem z reżimu białoruskiego. Pamiętamy długotrwały atak na wówczas niepokorną „Rzeczpospolitą”, na „Uważam Rze”, na inne media. Pamiętamy akcję ministra Sikorskiego na media ojca Rydzyka przez bezpośrednie zwracanie się do Watykanu lub niechlubne działania KRRiT z jej platformerskim przewodniczącym. Pamiętamy penalizowanie niepokornych ludzi, środowisk i instytucji, od elokwentnie krytycznego wobec Tuska plantatora papryki po Instytut Pamięci Narodowej i jego historyków.
Arogancja i demoralizacja
Polski paradoks polegał na tym, że ci, którzy w Polsce najgłośniej mówili o demokracji i byli namaszczeni na jej głównego egzekutora, wywiązywali się z tego zadania w dość specyficzny sposób.
Ich podstawowym celem było trwałe usunięcie z życia politycznego swoich przeciwników. Wyrażając to ogólniej, można powiedzieć, że przy poparciu milionów swoich kibiców Platforma walczy o demokrację w ten sposób, że permanentnie łamie demokratyczne mechanizmy.
Partia ta np. wyraźnie nie lubi instytucji referendum, przede wszystkim dlatego, że instytucja ta daje zbyt dużą władzę wyborcom i grozi skutkiem niekorzystnym dla władzy. Pod tym względem – dodajmy – PO bardzo przypomina Unię Europejską. Unia bowiem mocno zraziła się do referendum, gdy się okazało, że wyborcy mają w nim zbyt dużo do powiedzenia i mogą podjąć, jej zdaniem, decyzje politycznie niesłuszne. UE i PO stoją więc na stanowisku, że ograniczanie referendum dobrze służy demokracji. Zapewne dlatego PO jest pupilkiem UE.
Jednak premier Polski nawołujący do bojkotu referendum warszawskiego to nawet jak na standardy UE szczególne przemieszanie arogancji i demoralizacji. Zwykle politycy – nawet w nienawidzącej referendów Unii Europejskiej – nawołują do masowego głosowania po słusznej stronie. Żeby nawoływać do bojkotu, a więc zrezygnować z oddania głosu – tego najświętszego ze świętych działań w demokratycznym katechizmie – trzeba mieć taki poziom pychy i takie poczucie bezkarności, jakie mają ludzie o mentalności tyrana. A warto pamiętać, że referendum warszawskie jest tylko jednym z elementów serii. Wcześniej unieważniono referendum w sprawie sprzedaży SPEC, a także odrzucono wniosek o referendum w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego, mimo że pod wnioskiem złożono ok. 2 mln podpisów.
Odwrócone pojęcia
PO ma na swoim koncie i inne wątpliwe działania. Mieliśmy pakt fiskalny przepchnięty kolanem, przy oczywistym złamaniu konstytucji, bez jakichkolwiek konsultacji z opozycją czy społeczeństwem. Od dłuższego też czasu Platforma usiłuje nas, w sposób arbitralny, wiązać z wyraźnie antysuwerennościowymi inicjatywami Unii. Praktycznie żaden deklarowany lub realny ruch tej partii – czy to w polityce zagranicznej, czy wewnętrznej, od deklaracji o przystąpieniu do euro w roku 2011 po ustawę o związkach partnerskich – nie został poddany poważnym społecznym konsultacjom. W żadnym z tych wypadków PO nie użyła jakichkolwiek zabiegów, by zdobyć poparcie inne niż swoich fanatycznych zwolenników bojących się powrotu PiS jak diabeł święconej wody i akceptujących każde słowo i gest swojego Ukochanego Przywódcy. Jak ustalił zespół parlamentarny prowadzony przez Krzysztofa Szczerskiego, nastąpiła również niemal całkowita likwidacja udziału organizacji pozarządowych w wysłuchaniach publicznych w Sejmie.
Rządy Platformy to najgorsze rządy w historii III RP. Ale to też ilustracja wielkiej mistyfikacji.
Od czasu PZPR nie mieliśmy przy władzy takiej partii, w której byłby tak wielki rozziew między słowami i czynami. Kiedy pada słowo „europejski”, to najczęściej oznacza ono „białoruski”, kiedy pada słowo „wolność”, to wiemy, że będzie przyciśnięcie śruby, kiedy dużo się mówi o demokracji, to znaczy, że czeka nas jakieś kolejne autorytarne posunięcie, a kiedy pada słowo „prawda”, to najprawdopodobniej trzeba się liczyć z kolejnymi kłamstwami. Wiara tak wielu polskich obywateli w bezalternatywność rządów Platformy Obywatelskiej okazała się więc nie tylko niemądra i nierozsądna, lecz niezwykle kosztowna. Dali oni bowiem swoje milczące przyzwolenie na niszczenie ważnych reguł życia publicznego.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Ryszard Legutko