To epokowe zdanie wyraził przywódca Rewolucji Październikowej, Włodzimierz Iljicz Lenin. I niestety, miał rację. Dzięki kontroli połączonej z represjami Związek Sowiecki przetrwał 75 lat, a bez nich istniałby najwyżej 10. Wzorująca się na geniuszu rewolucji władza postkomunistycznej RP otoczyła troskliwą kontrolą obywateli, którzy szkodzą lub mogą szkodzić jej panowaniu. I zorganizowała na wzór Kremla siatkę tajnych współpracowników, zajmujących się dezinformacją, kompromitacją ludzi z opozycji albo tylko takich, którzy domagają się sprawiedliwości przysługującej im z mocy prawa, czyli każdego niepewnego elementu społecznego. Do tego grona należy zaliczyć lwią część mediów. One posługują się leninowską zasadą, że zaufanie jest dobre, ale kontrola lepsza.
Co jakiś czas jakiś poseł czy posłanka ze znienawidzonego przez władzę PiS-u pada ofiarą kontroli nieformalnych popleczników władzy. Ofiarą takiego łajdactwa padł kandydat na prezydenta Elbląga Jerzy Wilk, a ostatnio posłanka Krystyna Pawłowicz. Można nienawidzić komunizmu i Lenina, ale ponieważ żyjemy w systemie sowieckopodobnym, warto kontrolować to, co się mówi, gdzie się mówi i do kogo. I nagrywać takiego rozmówcę, bo on nagrywa nas. Po to, by mieć dowód łajdactwa i działania wbrew prawu. A jeśli poseł nie potrafi obchodzić się z nowoczesną techniką, ma młodego asystenta, który powinien mu towarzyszyć podczas wszystkich wywiadów i nagrywać je. A poza tym, zanim się udzieli wywiadu, sprawdzić, kto to zacz, czy jest na pewno z gazety, pod której szyldem występuje, i czy nazywa się tak, jak się przedstawia. Nie ma wyjścia, zaufanie to możemy mieć do najbliższych, do sprawdzonych przyjaciół i partyjnych towarzyszy. I to nie zawsze. Dlatego trzeba uruchomić mechanizmy kontrolne i liczyć się ze słowami. Jesteśmy inwigilowani na wszystkie możliwe sposoby, cały świat jest inwigilowany. Jedyną radą jest kontrola i samokontrola, bo diabeł nie śpi.
Źródło: Gazeta Polska
Krystyna Grzybowska