W kraju, w którym przykręcono śruby demokracji parlamentarnej, samorządowej i obywatelskiej w sytuacji, gdy recesja gnębi zarówno budżet państwa, jak i budżety obywateli, ludzie sięgają po trzy zagwarantowane konstytucją formy sprzeciwu i demonstracji swojego obywatelskiego zaangażowania – strajki, uliczne demonstracje i referenda.
Tam, gdzie szanowane są zasady odpowiedzialności przywódców partii i rządu za naród, niepotrzebne są takie akcje społeczne, bo skompromitowani politycy czy urzędnicy różnych szczebli sami podają się do dymisji. Odchodzą ze stanowisk, ponieważ nie podołali obowiązkom, są niekompetentni albo skorumpowani, co zresztą zdarza się coraz częściej. Korupcja jest bowiem pochodną rozluźnienia obyczajów wśród elit rządzących, narzuconego i pielęgnowanego przez lewactwo, które dyktuje niemoralny i niehonorowy styl życia.
Z tym wiąże się niewrażliwość na słowo „kompromitacja”. Dla jednych oznacza ono koniec kariery, dla innych „wypadek przy pracy”. I tak życie toczy się dalej. Garnitury dla premiera i sukienki dla jego małżonki za pieniądze podatników to żaden powód do wstydu, a co dopiero do abdykacji Tuska ze stanowiska. Ot, wydało się… i rozeszło po kościach. Garnitury premiera to kropla w morzu złodziejstwa i kłamstw, jakimi bombardowani są codziennie obywatele. Omamieni dobrobytem na kredyt Polacy, naród historycznie rzecz ujmując wielce cierpliwy, nie zawracali sobie głowy wzrostem albo spadkiem PKB ani przekrętami ludzi władzy, wychodząc z założenia, że cwaniactwo mamy we krwi wszyscy. Okazało się jednak, że ta negatywna cecha narodowego charakteru mocno zakorzeniona w czasach PRL u niszczy ów problematyczny dobrobyt i uderza w egzystencję obywatela, jego rodziny oraz niweczy przyszłość młodego pokolenia. Zrobiło się strasznie, a ludzie dojrzeli do protestu.
Bardzo demokratyczną formą i ze wszech miar pokojową jest referendum. I jak się okazuje konieczną, bo ludzie władzy nie zamierzają ponieść konsekwencji za złe zarządzanie narodowym dobrem i brak poczucia odpowiedzialności. I trzymają się stołków ze wszystkich sił. Znienawidzeni przez większość swoich „poddanych”, będą walczyli do upadłego. Tak jest w wypadku prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, która namawia, żeby ludzie – jeśli ją popierają – nie szli na referendum. Bufetową popiera publicznie premier Tusk i też jest za bojkotem referendum, tłumacząc pokrętnie, że brak udziału też jest udziałem. Czyli brak honoru też jest honorem, w każdym razie w przekonaniu szefa rządu.
Dobrze, że premier nie zagroził masowymi aresztowaniami przeciwników Gronkiewicz-Waltz, a Bufetowa pozbawieniem ich możliwości korzystania z rowerów, siłowni i fontann albo innych rozrywek dla mas. Jesteśmy narodem cierpliwym, ale i przekornym. Nie zdziwię się, jeśli ci, którzy mieli nie iść na referendum, na złość Tuskowi pójdą i zagłosują przeciwko pani prezydent, a więc i przeciw niemu. Było się nie wygłupiać i pozostawić demokrację demokracji.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Krystyna Grzybowska