Tłusty niedźwiedź czy mysz cerkiewna? Światowe mocarstwo czy jego atrapa? Sprawne państwo czy burdel na kółkach? Demokracja in spe czy postkomunistyczny reżim? Nawet Rosjanie nie wiedzą dokładnie, w jakim kraju żyją. Niektórzy rano narzekają na bidę z nędzą, a wieczorem twierdzą, że cały ten zgniły Zachód trzeba za pysk chwycić. Inni odwrotnie: na trzeźwo chwalą kremlowską politykę, a po pijaku wieszają psy na Putinie.
Po 10 kwietnia 2010 r. spotkałem wielu Polaków, którzy cierpią na podobną schizofrenię. Jeden z nich, wyborca PO, usiłował mnie przekonać, że Rosja to państwo w pełni demokratyczne i niezwykle nam przyjazne. Po godzinie rozmowy zauważył, że nasz sąsiad jest duży i należy mu się respekt. Aż wreszcie całkiem stracił nerwy i krzyknął: – Jak nie przestaniemy wymachiwać szabelką, to nas zmiotą z powierzchni ziemi!
Inny mój znajomy, deklarujący się jako osobnik apolityczny, długo powtarzał: „nie wierzę w żaden zamach”, „polski bałagan”, „naciski na pilotów”.
W toku dyskusji przyznał, że hipoteza zamachu w Smoleńsku jest jednak bardzo prawdopodobna. A gdy odetchnąłem z ulgą, ciesząc się z triumfu zdrowego rozsądku, dodał nieoczekiwanie: – Należałoby zbadać, czy nie zrobili tego... Gruzini. – Gruzini? – postanowiłem sprawdzić, czy się nie przesłyszałem. – Tak, bo w ich interesie leżało uczynienie z Putina głównego podejrzanego.
Dwa przypadki schizofrenii, jedno źródło: głęboko skrywany lęk przed Moskwą, który każe wyolbrzymiać bądź całkowicie wypierać ze świadomości negatywne scenariusze. Jakaż była moja radość, gdy niedawno spotkałem zwolennika kiełkującego Ruchu Narodowego. – Demonizujecie Rosję – rzucił na wstępie pod adresem środowisk niepodległościowych. – Traktujecie ją jak imperium, tymczasem ona jest dziś słaba. Realne zagrożenie dla Polski to Unia Europejska i polityczna poprawność.
Nareszcie jakiś wróg na prawicy, który nie zapadł na schizofrenię. Jasno wyraża poglądy, robi wrażenie zwartego, silnego i gotowego do działania. Może rzeczywiście zaufać narodowcom? Skupić się na walce z toksycznymi wpływami zachodniej kultury i dyplomacji, a Rosją nie zaprzątać sobie głowy? Gdy już rozprawimy się ze złem tego świata, Bosak wyśle do Moskwy Winnickiego albo Winnicki Bosaka i nasz młody premier dogada się z Putinem po słowiańsku? Wizja ciekawa, choć nieco groteskowa.
Bać się Rosji czy nie bać? Niewątpliwie mocarstwowe pokazówki Putina są przeprowadzane na wyrost. Sęk w tym, że Rosja – czy jest silna, czy słaba, bogata czy biedna, baluje w carskim pałacu czy kradnie zegarki – niezmiennie opiera swoją politykę na agresji. Tylko w ten sposób buduje pozycję międzynarodową i rozwiązuje wewnętrzne kryzysy. Oczywiście, że nie należy bać się bandyty. Ale trzeba umieć skutecznie się mu przeciwstawić. Nawet gdyby Putin zbankrutował, na kolanach przylazł do Polski i żebrał pod kościołem, nie wolno go bagatelizować. Trzeba zajść go od tyłu i skonfiskować mu nóż. Bo że ten nóż będzie trzymał w zębach, to rzecz oczywista.
Źródło: Gazeta Polska
Wojciech Wencel