Śmierć frajerom – tak można streścić politykę Platformy Obywatelskiej i jej przystawki, a właściwie przyssawki. Bo jak inaczej można określić rolę PSL w tym nierównym tandemie? Przyssała się ta ponoć ludowa partia z tych samych powodów, dla których Tusk i jego ludzie przyssali się do krzeseł w partii, rządzie i parlamencie.
Wszystkie sondaże pokazują polityczną rzeczywistość III RP, a jest ona następująca: Platforma Obywatelska musi odejść. I nic tego nie zmieni. Nie pomogą zaklęcia redaktorów słusznych telewizji i nie mniej słusznych gazet oraz tygodników. Co się stało, że nagle, wbrew najśmielszym prognozom władzy i jej popleczników, ludzie przestali się bać Kaczyńskiego, wręcz przeciwnie, zaczęli się bać Tuska?
Wszak w sposobie rządzenia tej ekipy nic się nie zmieniło, i to od blisko sześciu lat. Tak się zużywają ekipy rządzące na świecie, w Europie i w Polsce. Nic nie zmieniając, niczego istotnego i nowego nie wnosząc i zachowując się zawsze jednakowo. Ludzie z wierchuszki już się opatrzyli i znudzili, mają tak samo skrojone garnitury, odpierają zarzuty opozycji z głupkowatym uśmiechem, mającym wyrażać politowanie dla słabych, i przemawiający z takim samym uśmiechem do głupich Polaków, którzy na nich głosowali, i to dwa razy.
Śmierć frajerom – tak można streścić politykę Platformy Obywatelskiej i jej przystawki, a właściwie przyssawki. Bo jak inaczej można określić rolę PSL w tym nierównym tandemie? Przyssała się ta ponoć ludowa partia z tych samych powodów, dla których Tusk i jego ludzie przyssali się do krzeseł w partii, rządzie i parlamencie. Bo najważniejszy jest finans, że przytoczę znane hasło ze sfer zajmujących się pomnażaniem dóbr własnych i zaprzyjaźnionych. Można było przez parę lat wmawiać ludziom, że doznali szczęścia, uczestnicząc w spożywaniu dóbr konsumpcyjnych, ale jakoś zapomniano powiedzieć im, że na świecie nie ma nic za darmo. Że kredyt to jest coś, co trzeba spłacić, a nie zasiłek od rządu. I co ważniejsze – bank nie da się oszukać, czego potomkowie obywateli Polski Ludowej nie wiedzieli, bo w tamtych czasach nie było banków. Nie ma polskiej rodziny, która nie byłaby winna jakichś pieniędzy jakiemuś instytutowi. Zapożyczają się wszyscy, od ministrów i posłów poczynając, na kasjerkach z supermarketu kończąc. Ludzie żyją z chwilówek i innych krótko- albo długoterminowych pożyczek na wszystko – na śluby, komunię potomka, chrzest wnuka i coraz częściej żeby dotrwać do pierwszego.
Kryzys w strefie euro ma to do siebie, że wciąga wszystkie kraje należące do tego towarzystwa. Jest to kryzys zbiorowy. Gdyby tej strefy nie było, mielibyśmy do czynienia z pojedynczymi kryzysami, z którymi państwa musiałyby sobie radzić według możliwości i zgodnie z prawem krajowym i stanem gospodarki.
Dzięki wspólnej walucie cierpią wszyscy mniej więcej jednakowo, poza Niemcami i północnoeuropejską drobnicą: Belgią, Holandią czy Luksemburgiem. Ale i na nich przyjdzie czas.
Polska nie należy do strefy euro, co powinno przynosić same korzyści, ale III RP uzależniła się od tej strefy do tego stopnia, że zapomniała, iż istnieje inny świat poza Unią Europejską, z którym warto handlować, coś eksportować na korzystnych warunkach i kupować na takich samych. Gospodarka naszego kraju ogranicza się do współpracy z krajami UE, a jak UE dopadł kryzys, staliśmy się ofiarą, na dodatek pozbawioną własnego przemysłu, własnych firm i własnych produktów, gdyż są one firmowane przez obce nazwy. Nawet wódki już nie będziemy produkować pod polskim logo, bo została odsprzedana Rosji. Tak więc kryzys made in Poland zgotowali nam w ciągu tych sześciu lat nasi władcy, fundując swoim zwolennikom, lemingom i słoikom życie ponad stan i cholerny bałagan. Efekt – bezrobocie, katastrofa w służbie zdrowia i w oświacie, drożyzna i totalne zadłużenie kasy państwa i kas obywateli. Niestabilność życia prowadzi do wzrostu przestępczości, ze złodziejstwem na czele. Coraz więcej ludzi dopuszcza się kradzieży, bo nie mają za co żyć.
Polacy zaczynają myśleć i dochodzą do wniosku, że jeżeli Tusk i jego mafia będą rządzić nadal, pójdziemy wszyscy z torbami. W naszym postkomunistycznym kraju nie sposób dochodzić praw obywateli za pomocą odpowiedzialnych i inteligentnych ustaw sejmowych. Nie za tej władzy. Wchodzimy w epokę referendalną, bo jak inaczej odwołać skorumpowanego i złajdaczonego prominenta na prowincji, jak pozbyć się prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, skoro przynależy ona do ugrupowania dzierżącego w kraju władzę niemal absolutną? I na dodatek pogardza ludźmi, którzy za marne grosze pracują w stołecznych firmach i urzędach, nazywając ich słoikami. Warszawska „Bufetowa” pozwala sobie na epitety, które przystoją mediom, ale nie urzędnikowi państwowemu najwyższego szczebla.
Naród się budzi, budzi się Europa, lepiej późno niż wcale. Ale jak już się zbudzi na dobre, nie zostanie kamień na kamieniu z politycznej poprawności, która jest niczym innym jak nietolerancją dla wolności, swobód obywatelskich, wiary chrześcijańskiej, tradycji i patriotyzmu.
Źródło: Gazeta Polska
Krystyna Grzybowska