Platforma cierpliwie obserwuje rosnące zadłużenie polskich szpitali. W tym szaleństwie jest metoda: im gorzej, tym lepiej. W ten sposób PO nie tylko zdejmuje z rządu odpowiedzialność za stan szpitali, ale także stwarza przestrzeń do, opisując sytuację językiem Sawickiej, robienia opłacalnych biznesów na służbie zdrowia.
W województwie pomorskim – mateczniku Platformy Obywatelskiej –
właśnie przyspiesza proces nieodwracalnej prywatyzacji kościerskiego szpitala. W ostatni piątek na sejmiku wojewódzkim rządząca PO, nie oglądając się na protesty licznych środowisk, przeforsowała uchwałę w sprawie wyrażenia zgody na obciążenie hipoteki szpitala częścią jego długu. Zabezpieczono w ten sposób wierzytelności na rzecz spółki Magellan z Łodzi. Tym samym rozpoczyna się proces prywatyzacji szpitala. Nie jest to jednak problem tylko jednej placówki. Za rządów Platformy tego typu sytuacje stają się coraz powszechniejsze.
Nieodwracalny proces
W piątek na posiedzeniu sejmiku marszałek województwa pomorskiego przyznał, że brak środków w systemie ochrony zdrowia i niskie kontrakty z NFZ nie dają nadziei na spłatę zadłużenia szpitala w Kościerzynie. Obciążenie hipoteki ma więc pozwolić nieco zyskać na czasie i zawrzeć ugodę z wierzycielami. Oznacza to, że głosami radnych PO
rozpoczął się właśnie proces wyzbywania mienia publicznego, powierzonego samorządowi województwa do realizacji konstytucyjnego obowiązku państwa: zapewnienia bezpieczeństwa zdrowotnego obywateli. Przewodniczący Klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości zapytał marszałka o deklarację, że nie jest intencją Platformy prywatyzacja szpitala w Kościerzynie. Marszałek uchylił się od odpowiedzi na to wciąż ponawiane pytanie. Jak widać, Platforma Obywatelska przestaje już nawet zaprzeczać, że zmierza do prywatyzacji szpitali. Obciążanie hipotek to bowiem procesy z zasady niezwykle trudno odwracalne. Jest prawie pewne, że skończą się przejęciem choćby części mienia przez prywatnego inwestora.
Cierpliwa Platforma
„Biznes na służbie zdrowia będzie robiony” – zapewniała Beata Sawicka, posłanka PO, niedawno wyrokiem sądu uniewinniona z zarzutów o korupcję – mimo licznych dowodów, w tym nagrań CBA. Posłanka niestety dobrze opisała dzisiejszą sytuację służby zdrowia. Proces przymusowej komercjalizacji (czytaj: prywatyzacji) przez samorządy zadłużających się szpitali został uruchomiony latem 2011 r. dzięki przyjętej głosami koalicji tzw. ustawie o działalności leczniczej. Finansowanie szpitali miały zapewniać kontrakty, które będą one zawierały z Narodowym Funduszem Zdrowia. Jak się jednak okazuje, kontrakty nie pokrywają kosztów działalności placówek – które muszą zadłużać się coraz bardziej – jak ma to miejsce w przykładzie z Kościerzyny. Czas robi swoje.
Platforma cierpliwie obserwuje rosnące zadłużenie polskich szpitali. W tym szaleństwie jest metoda: im gorzej, tym lepiej. Doprowadzeni do rozpaczy pogłębiającym się chaosem i miesiącami oczekiwania w kolejkach pacjenci w końcu zgodzą się na każdą propozycję ze strony władzy – nawet prywatyzację placówek leczniczych – mając złudną nadzieję na poprawę. W ten sposób PO nie tylko zdejmuje z rządu odpowiedzialność za stan szpitali, ale także stwarza przestrzeń do, opisując sytuację językiem Sawickiej, robienia opłacalnych dla niej biznesów na służbie zdrowia.
Biznesy na służbie zdrowia
Jeszcze na początku 2007 r. w programie PO znajdowały się stwierdzenia:
,,Szpitale rządzą się takimi samymi prawami, jak inne podmioty gospodarcze […]. Prywatyzacja będzie służyła poprawie efektywności, a więc podniesieniu jakości usług oraz obniżaniu kosztów”. Przed tamtymi wyborami Platforma usunęła te zdania z oficjalnego programu i zaczęła wypierać się takich zamiarów. Wobec Prawa i Sprawiedliwości wytoczyła procesy wyborcze za przypisywanie jej takich intencji. Jak się jednak szybko okazało, deklaracje wyborcze sobie, a życie sobie. Oczywiście na samym początku poprzedniej kadencji rząd Platformy dbał jeszcze o pozorowanie dialogu społecznego. Zorganizowano na przykład tzw. biały szczyt służby zdrowia, a ministrowie bywali na spotkaniach komisji trójstronnej, gdzie spotykali się z przedstawicielami związków zawodowych. To właśnie na prezydium trójstronnej komisji ds. społeczno-gospodarczych minister zdrowia Kopacz, prezentując pakiet ustaw – nazywany planem A – wygłosiła pogląd, że jedynym lekarstwem na bolączki polskiej służby zdrowia jest kodeks handlowy.
Konsekwencją założenia minister Kopacz był projekt przekształcenia publicznych placówek służby zdrowia w spółki prawa handlowego. Przekształcenia te i tak musiałyby się kończyć prywatyzacją, bowiem przekształcone szpitale nadal się zadłużają i trzeba wpuścić prywatnego inwestora, aby placówki były zdolne się utrzymać. Uchwalone przez koalicję ustawy (plan A) zawetował na szczęście św. pamięci prezydent Lech Kaczyński. Kiedy jednak go zabrakło, w lipcu 2011 r. ustawa o działalności leczniczej została przyjęta, umożliwiając pełzającą prywatyzację polskiej służby zdrowia. Może ona przynieść katastrofalne skutki. Już teraz opina publiczna w Polsce poruszana jest doniesieniami o zgonach pacjentów (czasem dzieci) w wyniku zaniechań spowodowanych poszukiwaniem przez placówki zdrowotne oszczędności.
Coraz bardziej zbliżamy się do sytuacji, gdy konstytucyjne gwarancje ochrony zdrowia będą dotyczyły tylko tych Polaków, którzy są w stanie odpowiednio dużo zapłacić systemowi. W tym kontekście wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie w sprawie Beaty Sawickiej – podjęty wbrew orzeczeniom niższych instancji – że osoby związane z obozem władzy za domaganie się i wzięcie łapówki ponoszą tylko odpowiedzialność moralną – musi napawać lękiem. Wszystko wskazuje na to, że biznesy na służbie zdrowia będą robione.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Janusz Śniadek