Był czas, kiedy świat miał swoich mężów stanu, wielkich polityków, którzy konsekwentnie realizowali swoje programy, nie tracąc z pola widzenia interesu narodu, międzynarodowej wspólnoty, zachowując szacunek obywateli, którzy im zaufali.
Wielcy mężowie stanu odeszli, pozostawiając mieszkańców planety w rękach miernot moralnych, intelektualnych i politycznych. Oglądałam w lewicowej telewizji amerykańskiej CNN pogrzeb
wielkiego prezydenta USA Ronalda Reagana. W jego ostatniej drodze uczestniczyły miliony obywateli wszystkich ras, wszystkich przekonań i wierzeń. – To był najwybitniejszy prezydent w całej historii Stanów Zjednoczonych – zauważył komentator uroczystości. Reagan był nie tylko największym prezydentem USA,
on był dobroczyńcą ludzkości, tej jej części, która zniewolona przez komunizm pragnęła wolności, i dzięki prezydentowi USA ją odzyskała. Odeszła
premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher, charyzmatyczny polityk brytyjski, któremu obywatele zawdzięczają odbudowę znaczenia państwa i narodu, wielka osobowość, bardzo brytyjska i bardzo ludzka.
Była przyjacielem Polski i Polaków, nie zapominała o bohaterskiej walce naszych żołnierzy ramię w ramię z żołnierzami brytyjskimi w czasie II wojny światowej.
Nie ma już charyzmatycznych polityków, o których można powiedzieć, że są mężami stanu, rozsądnymi ludźmi biorącymi na siebie odpowiedzialność za losy państwa i jego obywateli. Margaret Thatcher nosiła przydomek The Iron Lady (Żelazna Dama) i taka była, gdy konsekwentnie i bez litości rozpracowywała rozbestwiony związek zawodowy górników pod przewodnictwem stalinowskiego aktywisty Arthura Scargilla, ratując w ten sposób gospodarkę brytyjską.
Nie ma już Niemców pokroju Konrada Adenauera ani Francuzów klasy Charles’a de Gaulle’a. Nie ma Lecha Kaczyńskiego, patrioty dbającego o pozycję Polski w świecie, ani wielu innych osobistości życia politycznego ubiegłego i tego wieku. Niektórzy twierdzą, że
po wielkich osobowościach do głosu zawsze dochodzą miernoty, choćby dlatego, że wielcy nie wychowali swoich następców. Nie brak na świecie ludzi wybitnych, odpowiedzialnych i kierujących się dobrem państwa. Ale oni nie są medialni, więc nie są trendy.
Nieszczęściem cywilizacji zachodniej jest
usilne promowanie za pośrednictwem mediów miernot, ludzi bez właściwości, poglądów i kompetencji. Medialność tych ludzi zastępuje im rozum, a głębokie upośledzenie moralne pozwala na każde świństwo wobec bliźnich. Premier Tusk publicznie plecie, że się modli razem z Polakami nad grobami ofiar tragedii smoleńskiej. I nikt mu nie wierzy, nawet miernoty, które go wybrały, bo aż tak głupie to one nie są. Media wyciągnęły z kosza do śmieci pseudoekspertów, jakiegoś Laska i jednego astrofizyka z Toronto, choć nie wierzą im ani przez chwilę. Bo też nie są głupie.
Miernoty mogą mówić i robić głupstwa, bo każdy wie, że na nic innego ich nie stać. I tak przejdą do historii... światowych miernot.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Krystyna Grzybowska