Kiedy słyszę słownictwo, jakie zaserwowała nam pani dyrektor dotowanego przez polskiego podatnika Teatru 8 Dnia, gdy tego typu przekleństwa padają z ust osób wykształconych, z pretensjami do elity, myślę, że chyba są to ludzie o małej wiedzy.
Nie mają pojęcia, że pewien zestaw słów jest zarezerwowany dla żołnierzy w koszarach, pijaków, ostatecznie osób skrajnie zdenerwowanych. Nie odróżniają pogaduszek przy ognisku od rozmowy w teatrze. Nie odróżniają kultury od subkultur. Co rok pytam studentów, co sądzą o przeklinaniu. Nikt go nie chce. Ale zawsze jedna–dwie osoby nie widzą w tym nic złego i tak mówią. Niestety, to one nadają ton, używając sobie, ile wlezie. Inni czują się zmuszeni, by to znosić. Psychologowie twierdzą, że przeklinanie to przemoc. Wiele osób nie chce podlegać przemocy rynsztokowego języka.
Ale niestety przekleństwa są wszechobecne. Teatr, film, Marek Kondrat (w „Dniu świra"), pani Wójciak, „Wysokie Obcasy"... Lansują i podtrzymują świński język. Widocznie nie wiedzą, że polska elita nigdy nie przeklinała, w każdym razie nie publicznie i nie przy kobietach i dzieciach.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Teresa Bochwic