Starym lemingom, którzy są na emeryturze, jest wszystko jedno, młodzi chcą żyć jak ludzie. I nie będą już głosować na Słońce Peru. Zieloną Wyspę i drugą Irlandię. I to jest powód, dla którego kto żyw w tzw. polityce chce do Brukseli.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel udała się do Turcji, kraju posiadającego szóstą co do wielkości armię na świecie i drugą w NATO. Pani Merkel spotkała się z premierem Recepem Tayyipem Erdoganem, aby namówić go do przystąpienia Turcji do Unii Europejskiej. A dlaczego, skoro przez wiele lat zarówno Niemcy, jak i większość pozostałych krajów UE była temu przeciwna? Ano w myśl porzekadła:
„jak trwoga, to do Boga”.
Turcja jest potrzebna Europie w obliczu zagrożenia poważnym konfliktem zbrojnym na Bliskim Wschodzie. A Turcja już nie zabiega o akcesję do UE, bo daje sobie świetnie radę bez Brukseli i Berlina. Nie tylko siła militarna przemawia na korzyść Turcji jako członka europejskiej wspólnoty,
jest to kraj wielki i rozwijający się w szybkim tempie, atrakcja turystyczna dla zagranicy i przede wszystkim kolosalny rynek zbytu. A Niemcy w obliczu kryzysu w strefie euro potrzebują nowych rynków zbytu dla swoich produktów. Bo ich bogactwo czerpie się z eksportu. A kraje członkowskie UE nie są w stanie kupować towarów z RFN, bo gnębi je kryzys.
Bal na Titanicu
Na świecie dzieją się ważne rzeczy. Iran rozwija swój przemysł jądrowy, podobnie Korea Północna. Światu grozi niebezpieczeństwo konfliktów zbrojnych o nieprzewidywalnych rozmiarach i skutkach. Co innego w Polsce. W Polsce nie ma problemów, bo skąd by się miały brać, skoro programy informacyjne i publicystyczne zapełniają wiadomości o wstrząsającej inicjatywie Aleksandra Kwaśniewskiego, Marka Siwca i Janusza Palikota na rzecz utworzenia klubu pod nazwą Europa Plus, czyli prowincjonalnego dodatku tego towarzystwa do Europy. Taki plusik. Panowie nie kryją, że chodzi im o utworzenie niby lewicowej listy kandydatów na posłów do Parlamentu Europejskiego, jako że czasy niepewne, rząd Platformy i PSL się chwieje, trzeba uciekać z tego kraju, bo niedługo nie da się w nim żyć.
Któryś z komentatorów zauważył przytomnie, że chodzi o to, żeby do PE dostali się przede wszystkim ci trzej z plusa, czyli pierwsi z listy.
Świat znalazł się na dziejowym zakręcie. Polska również. I dlatego, jak na tonącym Titanicu, elity, wszystko jedno, czy rządzące, polityczne albo politykierskie, bawią się na umór. Bawi się policja, zamiast walczyć z przestępczością, bawi się minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski na urodzinach i bawią się lemingi, bawią się publicyści różnych periodyków w rodzaju „Newsweek Polska”, szydząc z Kościoła, bo potem będzie za późno. Przyjdzie PiS i Titanica nic nie uratuje. I choć nie mówią o tym głośno, przeciwnie głośno się z tego naśmiewają, w oczach mają strach. Strach przed powrotem praworządności i sprawiedliwości. Znany socjolog Paweł Śpiewak powiedział w TVN 24, że wprawdzie Kaczyński to taki straszny nienawistnik, ale ten Gliński i jego program wcale nie jest taki od rzeczy.
Europejczyk w Brukseli
Właśnie. Dla zrównoważenia nastrojów na słusznych portalach pomieszczane są sensacje zapowiadające koniec świata. Nie w tym roku ani nie w przyszłym, ale za jakieś pięć miliardów lat. Wtedy wszechświat się rozpadnie i przestanie istnieć. Tak ustalili uczeni z NASA. Ciekawe, skąd oni to wiedzą. Zresztą, nieważne, bo ich za te pięć miliardów lat też nie będzie, więc nie będą musieli się tłumaczyć, jeśli się pomylili o jakiś drobny miliard. Dla przeciętnego śmiertelnika ważniejsze jest, co będzie za rok, dwa lata czy nawet za dziesięć lat. Na przykład kiedy rozpadnie się Platforma Obywatelska. I przestanie istnieć. A mówiąc poważnie, o co chodzi Donaldowi Tuskowi z tą ustawą o partnerstwie? Czy rzeczywiście jest tak przychylny związkom homoseksualnym, że ryzykuje jedność partii? Wydaje się, że są dwie przyczyny jego sporu z konserwatystami spod znaku Gowina.
Pierwszy to pozyskanie lewackich wyborców, zwolenników Palikota i SLD, bo coraz mniej można liczyć na lemingów, rozczarowanych zieloną wyspą i polityką miłości.
Drugi to zabezpieczenie sobie skoku do Brukseli na jakąś w miarę eksponowaną i dobrze płatną posadę.
Przyjęcie przez Sejm ustawy o związkach partnerskich podniosłoby III RP, a przede wszystkim jej premiera w oczach poprawnie politycznej Europy i nastawiło przychylniej do jego zabiegów o przeprowadzkę do Brukseli. Będą mogli stwierdzić, że to ich człowiek, bo wyprowadził katolicką, zacofaną i niedorozwiniętą Polskę na szerokie wody europejskiej wolności i powszechnej tolerancji dla nietolerancji. Premier w Polsce nie zarabia kokosów, pensja w Brukseli na stanowisku jakiegoś komisarza albo jeszcze lepiej – przewodniczącego Komisji Europejskiej – jest nieporównanie wyższa i zapewni dobrobyt całej rodzinie. A w Polsce, w Polsce coraz większa drożyzna, realna wartość złotówki spada, za chwilę wzrosną dzięki decyzjom UE ceny za prąd i gaz, w związku ze wzrostem cen za emisję CO2 i będzie ciemno i zimno. I nie będzie już samolotów LOT, którymi premier wozi się na koszt podatników na weekend do żony i dzieci. Straszna perspektywa!
Liczba miejsc ograniczona
Szczerze mówiąc, potencjalni uciekinierzy z tonącego statku, jakim jest III RP, będą się mnożyć. Zastanawia tylko, czy w 2014 r., kiedy odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, nasi kandydaci z różnych towarzystw i klubów – lewicowych, pseudoprawicowych z Giertychem na czele, lewackich i liberalnych – będą mieszkać w tej samej Europie, w tym samym świecie i takiej Polsce, jakie są dziś. Uczeni z NASA są w stanie przewidzieć, co będzie z naszą planetą za pięć miliardów lat, ale nie przewidzieli wybuchu meteorytu nad Uralem, choć to zdarzyło się dopiero co. Podobnie może być z wyborami do PE. No i czy Unia Europejska będzie cała, czy może rozpadnie się jak ten wszechświat i zniknie? I wówczas nie pozostanie nic innego, tylko ten plus Kwaśniewskiego, gdzieś między Odrą i Bugiem, w jakimś ocalałym ogródku działkowym.
Niezależnie od sytuacji w kraju, Europie i na świecie polityk powinien zadbać o dobro swojej rodziny, przyjaciół i znajomych. I oczywiście o swoje. Jednym ze sposobów na dbanie jest korupcja. Nie taka na wielką skalę jak w Rosji czy jakimś bogatym kraju, ale na miarę polskich możliwości. Nie mamy wielkich oligarchów, to musimy się ograniczyć do afery hazardowej, afery Amber Gold albo autostradowo-lotniskowej. Wszędzie tam, gdzie da się zarobić na umowach, kontraktach i nepotyzmie. Ale nie każdy ma takie koneksje, więc trzeba się ograniczyć do płatnych znajomości i zwykłego, sprawdzonego łapówkarstwa. Podobno nasi urzędnicy są rekordzistami na polu brania za usługi, które w myśl prawa są za darmo. Funkcjonując w ten sposób, władza zapewni sobie dodatek do emerytury, a obywatel jakoś będzie żył, jeśli jest człowiekiem przedsiębiorczym, odpornym na głód, chłód i ubóstwo.
To, co się wyprawia w III RP, jest symptomem chylenia się do upadku państwa, społeczeństwa i człowieczeństwa. Na własne życzenie elit władzy i obozu jej zwolenników. Wychodzi na to, że ten rozpad państwa był dobrze zaplanowany, ale coś poszło nie tak. Plan zakładał totalne ogłupienie społeczeństwa przy pomocy pijaru i mediów. Okazało się, że nawet lemingi nie dały się omamić obietnicami, bo, jak wiadomo, byt określa świadomość. One nie będą startować w wyborach do Parlamentu Europejskiego, one startują do życia w biedzie i pogardzie. Starym lemingom, którzy są na emeryturze, jest wszystko jedno, młodzi chcą żyć jak ludzie. I nie będą już głosować na Słońce Peru. Zieloną Wyspę i drugą Irlandię.
I to jest powód, dla którego kto żyw w tzw. polityce chce do Brukseli. Ale Bruksela wszystkich chętnych nie pomieści.
Źródło: Gazeta Polska
Krystyna Grzybowska