To, co wiąże mord w Katyniu z tragedią smoleńską, to nie tylko fakt, że polska delegacja z prezydentem na czele jechała, by oddać hołd pomordowanym w 70. rocznicę tej zbrodni i że znowu „na nieludzkiej ziemi” zginęła polska elita, lecz także zachowanie Zachodu w obu wypadkach – skwapliwe przyjęcie rosyjskiej wersji wydarzeń, by uniknąć kłopotów, „destabilizacji” w Polsce i konieczności zajęcia stanowiska.
Gdy ogląda się film National Geographic nie trudno jest odczytać jego główne przesłanie: śledztwo zostało przeprowadzone sumiennie i kompetentnie, przyczyny ustalone w sposób niepodważalny, współpraca polsko-rosyjska była wzorowa i stała się solidnym fundamentem nowej przyjaźni dwóch zwaśnionych narodów, spiskowe teorie są wyrazem uprzedzeń historycznych i nie mają żadnego pokrycia w faktach. Sprawa jest zakończona, wyjaśniona i może być odłożona ad acta.
MAK na miękko
Film został zrobiony wyjątkowo tandetnie i nawet zajadłych polskich zwolenników wersji rządowej, którzy jednak wiedzą o niej coś niecoś, musiał rozczarować. A czy widz zagraniczny dowie się czegoś dla siebie nowego – jeśli ten film pokaże się im w tej samej wersji, czego wcale nie możemy być pewni? Chyba tylko tyle, że nie było pijanego generała w kokpicie i despotycznych rozkazów Lecha Kaczyńskiego, by natychmiast lądować za każdą cenę. Wersja zdarzeń przedstawiona w filmie wychodzi poza raport MAK‑u, obowiązujący w świecie, i przedstawia raczej wersję z raportu Millera – przyczyną katastrofy były błędy pilotów, ale także lotnisko nie było odpowiednio przygotowane, a komunikaty z wieży dostatecznie precyzyjne, nie było wprawdzie bezpośrednich nacisków na załogę, lecz sam fakt obecności prezydenta i incydenty z lotem do Tbilisi spowodowały taki stres u dowódcy statku, że popełniał zasadnicze błędy.
Dramatyczne luki
Dlaczego NG nie pokazał w sposób uczciwy, skąd się biorą wątpliwości dotyczące oficjalnej wersji wydarzeń? Dlaczego nie pokazał, o czym już otwarcie i publicznie mówi prof. Marek Żylicz, że Rosjanie nie dotrzymali zobowiązań?
Co by było, gdyby przypomniano, w jaki sposób już kilkanaście minut po katastrofie obwiniono pilotów, i że oskarżenia padały z wysokiego szczebla – przekazywane esemesami ministra spraw zagranicznych RP? Co by się stało, gdyby pokazano, jak obchodzono się z wrakiem?
Otóż przedstawienie rzeczywistego stanu rzeczy musiałoby prowadzić do wniosku, że wątpliwości co do dotychczasowych ustaleń są jak najbardziej uzasadnione, że wersja oficjalna wykazuje dramatyczne luki i sprzeczności.
Wystarczałoby tylko przedstawić niezbite i już ustalone fakty, uznawane także przez tych Polaków, którzy nie wierzą w możliwość zamachu, by każdy zewnętrzny, zagraniczny widz, nieoczadziały przez codzienną propagandę, zmieniającą człowieka myślącego w bezwolnego leminga, dostrzegł, że dotychczasowe śledztwo w tak bezprecedensowej katastrofie było jednym wielkim skandalem i że władze polskie na czele z premierem Donaldem Tuskiem nie dopełniły podstawowych obowiązków.
Wszystko to, co stało się przed i po 10 kwietnia, jest tak kompromitujące, że mówi samo za siebie i pozwala domyślać się najgorszego, jeśli idzie o bezpośrednie przyczyny śmierci w Smoleńsku.
Kłamstwo w odwrocie
Dlatego też National Geographic nie mógł tego pokazać i zamiast autentycznych zdjęć wolał ustawki – przecież już sam prawdziwy obraz wieży kontrolnej mógłby obudzić poważne wątpliwości u „zachodniego” widza. Ci, którzy spodziewali się czegoś innego, ulegają mitowi „zachodnich, wolnych mediów”. Ale to, co wiąże mord w Katyniu z tragedią smoleńską to nie tylko fakt, że polska delegacja z prezydentem na czele jechała, by oddać hołd pomordowanym w 70. rocznicę tej zbrodni i że znowu „na nieludzkiej ziemi” zginęła polska elita, lecz także zachowanie Zachodu w obu tych wypadkach – skwapliwe przyjęcie rosyjskiej wersji wydarzeń, by uniknąć kłopotów, „destabilizacji” w Polsce i konieczności zajęcia stanowiska. Teraz jednak my, Polacy, mamy o wiele większe możliwości walki o prawdę, korzystając z prawa polskiego i międzynarodowego. Skoro członek komisji Millera prof. Marek Żylicz stwierdza, że Rosja nie dotrzymała zobowiązań, powinniśmy jako obywatele zmusić rząd Tuska, by wystąpił w tej sprawie do odpowiednich organizacji międzynarodowych. Nadzieją napawa też przypadek „listy Magnickiego”. Oczywiście „Smoleńsk” to sprawa znacznie większego kalibru, jej konsekwencje, nawet jeśliby chodziło tylko o mataczenie i utrudnianie śledztwa, musiałyby być znacznie poważniejsze. Ale nacisk i protest mogą zdziałać wiele. Kłamstwo smoleńskie jest już w odwrocie.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Zdzisław Krasnodębski