Wydawałoby się, że w sprawie śledztwa smoleńskiego
mataczy kilkanaście osób - urzędnicy oskarżani o zaniedbania w przygotowaniu lotu, wysocy politycy, którzy pokręcili uprawnienia, i paru dziennikarzy. Tymczasem dołączają do nich kolejne instytucje. Prokuratury wyższe i niższe, cywilne i wojskowe, które kręcą w sprawie trotylu na wraku lub zamykają zespołowi parlamentarnemu dostęp do dokumentów. Choć są i uczciwi - np. Instytut im. Sehna w Krakowie, który wydał analizę stwierdzającą, że głosu Błasika nie było w kokpicie.
Ale wiele instytucji państwa lekceważy pytania pozostające wciąż bez odpowiedzi: gdzie jest film z sobotniego poranka na Okęciu?; kto polecił wejść na pokład samolotu tylu prominentom jednocześnie?; kto stwierdził, że inne samoloty nie mogą lecieć?; gdzie się podziały nadesłane przez Amerykanów jeszcze wiosną 2010 r. zdjęcia satelitarne ze Smoleńska? Czy ludzie pracujący w tych instytucjach wierzą w wieczne panowanie obecnej ekipy? I w to, że Trybunał Stanu i sądy ich nie osądzą, gdy przyjdzie czas?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Teresa Bochwic