Jak komisje śledcze zdemaskowały głupotę polityków od ośmiu gwiazdek Czytaj więcej w GP!

Operacja "Ambasador"

Minister Sikorski i prezydent Komorowski otrzymali do rąk niezwykle silne narzędzie kształtowania polskiej polityki zagranicznej. Od roku trwa bowiem wielka wymiana naszego korpusu ambasadorów, w związku z kończącymi się kadencjami szefów placówek lu

Minister Sikorski i prezydent Komorowski otrzymali do rąk niezwykle silne narzędzie kształtowania polskiej polityki zagranicznej. Od roku trwa bowiem wielka wymiana naszego korpusu ambasadorów, w związku z kończącymi się kadencjami szefów placówek lub w wyniku ich wcześniejszych odwołań. Dotyczy to także najważniejszych miejsc, gdzie realizowane są polskie interesy.

Obserwując "operację ambasador" z perspektywy członka sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, która ocenia kandydatury (w sposób niewiążący dla decydentów) można zauważyć kilka jej cech szczególnych.

Po pierwsze mamy do czynienia z "karuzelą ambasadorów". Wyjątkowo dużo osób przejeżdża wprost z jednej placówki na kolejną, bez postawienia choćby stopy w Warszawie: z Nowego Jorku wprost do Londynu, z Madrytu ekspresem do Waszyngtonu, z Berlina od razu do Bruksleli, a z Wiednia szybko do Berlina.

Towarzystwo się kręci nieustannie, tyle, że to oznacza albo brak zaufania ministra i prezydenta do pracowników centrali MSZ, albo świadczy o tym, że nie ma potrzeby pracy nad polską polityką zagraniczną w Polsce, by na tej podstawie wyrobić sobie kwalifikacje do pełnienia  funkcji ambasadora. Permanentne przejeżdżanie z jednej placówki na inną prowadzi do stworzenia dużej grupy zagranicznych przedstawicieli Polski, którzy już dawno nie mieli kontaktu z polską rzeczywistością.

Po drugie mamy do czynienia z całkowitym brakiem konsekwencji z nominacjach. Osoby pracujące w Europie Środkowej obejmują placówki na Karaibach, a ci z Ameryki jadą do Azji, dowódca czołgów z Elbląga do Iraku itp. Rozumiem, że każdy chce się sprawdzić, tylko dlaczego w takim trybie ?

Po trzecie, w swych wypowiedziach przed komisją sejmową kandydatom na ambasadorów najtrudniej przychodzi odpowiedź na pytanie, które często pada z ust posłów Prawa i Sprawiedliwości, a które brzmi: jakie są polityczne, dwustronne cele pani/pana misji na placówce?

Wydawałoby się, że to najprostsze z pytań. W końcu ambasador jedzie do kraju rezydowania po to, by prowadzić POLSKĄ POLITYKĘ zagraniczną.

Tymczasem... słyszymy zwykle opowieści o tym, że kandydat chce promować polski biznes (to oczywiście ważne, ale bycie przedstawicielem handlowym to nie isota roli ambasadora) albo o tym, jak to będzie współpracował w innymi krajami Unii Europejskiej i jaka jest polityka unijna w danym kraju. Widać z serii tych przesłuchań jak bardzo zamiera polska polityka zagraniczna w rozumieniu bilateralnch kontaktów i dwustronnych interesów z krajami na całym świecie. Został tylko biznes i Unia...

Na tym tle, jak zapowiada prasa, dojdzie niedługo do szczególnego zdarzenia.

Oto na placówkę w Madrycie ma zostać przedstawiony do oceny komisji minister Arabski. Powiem wprost: ta kandydatura przelewa czarę prowadzonej przez obóz władzy wojny polsko-polskiej w obszarze polityki zagranicznej.

Świadczy ona o bezwzględności władzy w pogardzie dla standardów odpowiedzialnego państwa prawa i szacunku dla jego obywateli, w tym rodzin ofiar tragedii smoleńskiej. Świadczy także o braku uznania dla kraju przyjmującego, skoro wysyła się do niego osobę o takiej reputacji jak minister Arabski, tylko dlatego, że "to było zawsze jego marzeniem", jak mówią przedstawiciele władzy.

Minister Arabski ma na swym sumieniu nie tylko kwestię tragedii smoleńskiej, ale także jest obciążony niebywałą w obyczaju dyplomacji i państwa praworządnego walką z Prezydentem swojego kraju właśnie na polu polityki zagranicznej, która skończyła się jedną z większych wizerunkowych kompromitacji Polski na arenie międzynarodowej, gdy rząd celowo odmawiał transportu Głowie Państwa, by uniemożliwić jej reprezentowanie kraju w relacjach zagranicznych.

Tragedia smoleńska, poufne rozmowy min. Arabskiego w Moskwie, z których nie zdał relacji opinii publicznej, działalność antypaństwowa na stanowisku szefa Kancelarii Premiera w pełni dyskwalifikują pana Arabskiego z pełnienia funkcji ambasadora.

Niech obóz władzy cofnie się przed tą decyzją, bo ona szkodzi Polsce a jeśli nie, to należy się jeszcze jedno zdanie: lo siento por el Reino de España que le enviemos un hombre aqui.

Ta plama na honorze polskiej dyplomacji będzie zmyta, jako jedna z pierwszych decyzji personalnych po zmianie władzy w Polsce, więc niech się pan Arabski nie rozsiada w tym Madrycie...


 



Źródło: niezalezna.pl

Krzysztof Szczerski