GaPol: TRUMP wypowiada wojnę cenzurze » CZYTAJ TERAZ »

Koreańskie disco III RP

Wydawałoby się, że polityka zagraniczna to dla każdego państwa, a już szczególnie dla znajdującego się w tak geopolitycznie wrażliwym położeniu jak my, sprawa rangi najwyższej. Jednak obecnie polska dyplomacja została sprowadzona do infantylnych zach

Wydawałoby się, że polityka zagraniczna to dla każdego państwa, a już szczególnie dla znajdującego się w tak geopolitycznie wrażliwym położeniu jak my, sprawa rangi najwyższej. Jednak obecnie polska dyplomacja została sprowadzona do infantylnych zachowań urzędników państwowych najwyższej rangi.

Niedawny występ ambasadora Rzeczpospolitej w Pekinie, podrygującego w rytm koreańskiego przeboju dla gimnazjalistów, może być tu swego rodzaju symbolem. Choć warszawska centrala mogła od niego łatwo się zdystansować, gdyż występ nie został z nią skonsultowany, to jednak rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych wydał oficjalne oświadczenie w obronie ambasadorskiego tańca.

„Nowoczesna dyplomacja”

Zacznijmy od kilku podstawowych faktów, aby wyjaśnić, o co naprawdę w tym nieszczęsnym „Gangnam style” chodziło. Wideoklip powstał na zamówienie właściciela pekińskiego klubu Be My Guest. To niewielki, liczący kilkadziesiąt osób, snobistyczny krąg znajomych, głównie ze stołecznej klasy średniej, którzy spotykają się co kilka tygodni na koncertach lub fetach, a dla zaspokojenia swojej próżności zapraszają na nie zagranicznych dyplomatów. Ambasador Tadeusz Chomicki najwidoczniej nie dysponuje wyżej ulokowanymi kontaktami, gdyż spotkanie ministra Sikorskiego podczas jego wizyty w ChRL zorganizował właśnie w Be My Guest. Ciekawe, czy minister zorientował się, jakiej rangi byli goście?

Świadczy o tym informacja ze strony internetowej klubu, że podczas grudniowego koncertu, podsumowującego rok, wśród „dostojnych gości” najważniejsi byli właśnie ambasador Chomicki oraz „mistrzowie świata w badmintonie pan Lin Dan i pani Xie Xingfang”… „Promocja Polski”?

Drugim sponsorem teledysku jest chiński jubiler, który ma zamiar eksportować swoje towary na polski rynek. I tutaj wygłupy ambasadora i bronienie go przez MSZ argumentem, że celem promocyjnego rzekomo przedsięwzięcia było „zachęcenie biznesmenów chińskich do kontaktu z  Polską”, odsłaniają kompletny brak logiki. Przecież ambasada jest odpowiedzialna za promocję polskiego eksportu do Chin, a nie towarów chińskich do Polski!

Fakt, że w sytuacji tak ogromnego deficytu handlowego ambasador RP nie tylko osobiście bierze udział w promocji chińskich firm, ale i oddał do dyspozycji autorom reklamy budynek oraz personel ambasady, powinno być podstawą do wyciągnięcia konsekwencji służbowych.

Zresztą chwalenie się MSZ-etu rzekomym sukcesem, jakim miał stać się klip, zakrawa na kpinę. Teledysk obejrzało bowiem w internecie zaledwie 120 tys. osób. W 1,5-miliardowych Chinach nie jest to nawet 1 promil. Zatem ambasador tańczy tak, jak mu Chińczycy zagrają. Czy znaczy to, jak celnie pytają internauci, że minister i premier też tańczą w rytm zagranicznych melodii? Może kazaczoka albo niemieckich przebojów?

Jak to robią Amerykanie

Na koniec porównajmy żenujący występ Tadeusza Chomickiego z teledyskiem nakręconym przed świętami przez Ambasadę Amerykańską w Warszawie, który podaje się często jako usprawiedliwienie dla polsko-chińskiego „Gangnam style”. Lista różnic jest jednak tak długa, że nie wiadomo, od czego zacząć. Na przykład ambasador Steven Mull i  jego pracownicy tańczą w rytm amerykańskiego przeboju „All I want for Christmas is you”, a nie koreańskiego disco polo. A przede wszystkim klip ambasady amerykańskiej nie jest opłaconą, komercyjną reklamą, ale po prostu zwykłym świątecznym żartem.

Zresztą znając zasady panujące w normalnej dyplomacji, łatwo sobie wyobrazić, jaki skandal wybuchłby w Waszyngtonie, gdyby okazało się, że ambasador USA wystąpił w utworze wyprodukowanym za pieniądze obcej firmy, zainteresowanej wejściem na amerykański rynek! Trudno sobie wyobrazić inne zakończenie niż jego natychmiastowa dymisja.

Część odrzucających propagandową linię o „sukcesie” i  „nowoczesnej dyplomacji” uważa jednak, że nic wielkiego się nie stało. Ot, żartobliwy, nieźle zrobiony teledysk, w dodatku nie za nasze pieniądze. Jednak na tym zmiany w sposobach działania MSZ-etu w ostatnich latach się nie kończą. „Gangnam style” jest raczej tylko ich symbolem.

Infantylizacja Radkowego MSZ-etu

Zdziecinnienie polskiej polityki zagranicznej musi być rzeczywiście uderzające, skoro poskarżyła się na nie nawet tak jednoznacznie lojalna wobec rządu Donalda Tuska Katarzyna Kolenda-Zaleska. I to na łamach „Gazety Wyborczej”.

Rzeczywiście, wystarczy przyjrzeć się działalności ministra Sikorskiego, by zauważyć, że niemal w ogóle przestał on obszerniej wypowiadać się na tematy strategicznie ważne dla polskiej polityki zagranicznej. Sikorski nie organizuje już prawie konferencji prasowych, lecz poprzestaje na publikowaniu lakonicznych komunikatów na Twitterze. Trudno oczekiwać, żeby w 140 znakach dało się zmieścić sensowne, głębsze myśli. Właściwie ostatnim jego wystąpieniem, które można określić jako strategiczne, był osławiony „hołd berliński” rok temu, w którym, jak wiadomo, odważnie i bezkompromisowo wezwał Niemcy do objęcia władzy w Europie.

Skąd bierze się ta widoczna infantylizacja naszej dyplomacji? Narzucają się dwa, zresztą wzajemnie ze sobą związane wyjaśnienia. Pierwsze, że najwidoczniej polityka zagraniczna III RP przestała mieć większe znaczenie. Skoro bowiem rząd zrzekł się prawa do suwerennego działania i  oddał inicjatywę sąsiadom, to cóż innego, jak nie wygłupy i błazenada pozostały dyplomatom, nudzącym się za biurkami na Szucha lub na placówkach?

A drugie, także mało optymistyczne, że być może nie tylko krajowa scena polityczna stała się domeną zagrywek propagandowych, które zwykle wygrywa z łatwością Platforma, dzięki władzy nad większością mediów lub ich wsparciu. Może ta medialna choroba XXI-wiecznej polskiej demokracji rozlała się już szerzej i zaraziła też politykę zagraniczną? Może dlatego minister Sikorski, gwałcąc wszelkie reguły profesjonalnej dyplomacji, wrzuca w przeddzień szczytu Rosja–Unia temat zwrotu resztek Tu-154M? Wiadomo było przecież od razu, że nie jest możliwa zmiana agendy rozmów w  ostatniej chwili i w związku z tym będzie to działanie nieskuteczne.

Chyba że ministrowi chodziło o skuteczność innego rodzaju: o  kilka tytułów prasowych i miejsce w informacjach telewizyjnych.Zatem upadek polskiej polityki postępuje. Wprawdzie ekipa, która ją tak bardzo niszczy, nie jest wieczna, a szkody przez nią wyrządzone nie są nieodwracalne, ale szkoda traconeg

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Artur Dmochowski