Przypadek Alfiego Evansa stał się symbolem, kolejnym niestety przykładem tego, jak w sercu cywilizowanego świata – bo za nie przecież uważa się Wielka Brytania – śmiercionośna staje się współczesność.
Kiedy w ubiegłym roku, tydzień przed swoimi pierwszymi urodzinami, zmarł Charlie Gard, wydawało się, że pytania, które po sobie pozostawił, skłonią decydujących w podobnych sprawach do głębszego namysłu nad wydawanymi przez siebie wyrokami. Niestety, tak się nie stało. Wielka Brytania nie odrobiła lekcji zadanej przez Charliego. Znów oczy całego świata zwróciły się w tamtą stronę na walkę małego chłopca – Alfiego Evansa. Walkę bardzo nierówną – i w rezultacie przegraną przez maluszka – toczoną nie tylko z chorobą, lecz także z sądami i lekarzami, którą w imieniu chłopca podjęli jego rodzice. I znów nie była to zwykła batalia rodziców z lekarzami o sposób leczenia ich dziecka, ale rozpaczliwy głos w debacie nad fundamentalnymi problemami, z jakimi borykamy się w dzisiejszym świecie.
Alfie Evans urodził się 9 maja 2016 r. Przez pół roku rozwijał się dobrze, dopiero w grudniu jego rodzice, Kate James i Thomas Evans, zaobserwowali u niego niepokojące objawy „rytmicznego szarpania” kończyn i szczęki. Po pomoc udali się do szpitala Alder Hey w Liverpoolu. Lekarze nie potrafili jednak Alfiemu pomóc. Chłopczyk cierpiał na nieznaną chorobę należącą do grupy tzw. schorzeń neurodegeneracyjnych, powodującą stopniowy zanik kolejnych funkcji mózgu. Po roku prób różnego rodzaju terapii medycy dali za wygraną. Mimo sprzeciwu rodziców, podjęli decyzję, że dłużej chłopca leczyć już nie mogą. Wystąpili do sądu o zgodę na zaprzestanie intensywnej terapii i podtrzymywania życia. Uznali, że proces neurodegeneracyjny osiągnął taki stopień zaawansowania, iż „odbudowa” zniszczonej tkanki mózgowej nie jest już możliwa – choroba nieodwracalnie i „katastrofalnie” zniszczyła 70 proc. mózgu. Zmiany neurologiczne pozbawiły dziecko zmysłów wzroku, słuchu, smaku i czucia.
Sąd przychylił się do wniosku lekarzy, a wyrok podtrzymały Najwyższy Sąd Wielkiej Brytanii oraz Europejski Trybunał Praw Człowieka, do których odwoływali się rodzice Alfiego. Nie mogli pogodzić się z decyzją lekarzy i sądu pierwszej instancji. Decydenci byli w swej opinii zgodni: dalsza terapia chłopca „nie leży w jego najlepszym interesie” i może być nie tylko „daremna”, lecz także „nieludzka”.
Podkreślali też, że nie pojawiła się dotąd żadna opinia medyczna, która kwestionowałaby ich działania.
Wszystko odbyło się w majestacie brytyjskiego prawa, w którym lekarze występują jako reprezentanci interesów dziecka, nie zawsze pokrywającego się z tym, czego pragną jego rodzice. Ostatecznie w poniedziałek, 23 kwietnia, o godz. 21:17 czasu lokalnego chłopczyk został odłączony od aparatury podtrzymującej życie. Wbrew przekonaniom lekarzy, Alfie zaczął samodzielnie oddychać. Kiedy siniał, rodzice pomagali mu w oddychaniu metodą usta-usta. Dopiero we wtorek rano podano chłopcu tlen i wodę.
W najnowszym numerze tygodnika "#GazetaPolska":
— Gazeta Polska (@GPtygodnik) 1 maja 2018
Temat tygodnia: Niezwyciężony Alfie. Zakładnik cywilizacji śmierci
? Jacek Liziniewicz: Złamać Przyłębską
? "Rezerwaty patologii kontra młoda zmiana"
? Nie było żadnych "polskich obozów zagłady"https://t.co/ZvUGL4Jq7k pic.twitter.com/LApgrMZoCN