Jeszcze w październiku Barbarze Nowackiej, córce zmarłej w katastrofie smoleńskiej Izabeli Jarugi-Nowackiej, pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej się podobał i uważała, że powinien stanąć w „centralnym punkcie Warszawy”. Po kliku miesiącach liderce lewicowej „Inicjatywy Polskiej” pomnik już „się średnio podoba” i ma pretensje do Jarosława Kaczyńskiego, że nie doprowadził do tego, aby stanął na Krakowskim Przedmieściu. Gdzieś są granice populizmu?
Dyskusja nad lokalizacją pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej trwała prawie osiem lat. Duża grupa rodzin ofiar, w tym również Barbara Nowacka uważała, że monument powinien stanąć w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu.
Przez lata pomysł jednak blokowali urzędnicy stołecznego Ratusza, którym rządzi polityk PO Hanna Gronkiewicz-Waltz. Tak było też ostatnio, gdy społeczny komitet budowy pomników ofiar katastrofy i prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zaproponował lokalizację obu upamiętnień. Ratusz i radni PO nie ustępują również teraz, m.in. uchwałą radnych potępiając budowę monumentów. A nawet grożą ich zburzeniem.
"Platforma Obywatelska przez tyle lat nie pytała mieszkańców o lokalizację pomników, również wtedy, gdy wskazała na miejsce przy pętli autobusowej obłożonej roszczeniami. Platforma swoimi działaniami dążyła do tego, aby pomniki upamiętniające poległych w Smoleńsku nigdy nie powstały" - napisano w komunikacie społecznego komitetu budowy pomnika.
Barbara Nowacka przez lata w tym sporze widziała winę władz miasta.
„W naszym kraju jest tradycja stawiania pomników i nie ma powodu, żeby ofiary katastrofy smoleńskiej nie miały pomnika w centralnym punkcie Warszawy. (…)Godne upamiętnienie ofiar wydaje mi się potrzebne, nawet, jeśli elity warszawskie kręcą na to nosem
– mówiła jeszcze kilka tygodni temu w „Superstacji”.
Polityk zdawała się również popierać koncepcję architektoniczną monumentu. W październiku 2017 r. Barbara Nowacka mówiła w Radio Zet:
- Podoba mi się. To dobry projekt i cieszę się, że powstał. Lata sporów o to, czy powinien być i gdzie, wreszcie zostają zamknięte - mówiła w Radiu Zet o pomniku ofiar katastrofy smoleńskiej. Zdaniem Nowackiej, pomnik powinien stanąć w centralnym punkcie Warszawy, bo to "historia". - Historia, którą chciałabym, by przyszłe pokolenia też gdzieś miały pokazaną w przestrzeni publicznej - wyjaśniła.
Wielokrotnie krytykowała władze Warszawy, np. w Radio Gdańsk w lutym 2015 r.
„Temat pomnika był bardzo odwlekany przez władze Warszawy. Pamiętamy wszyscy atmosferę z kwietnia 2010 roku. Wtedy była wola społeczna pamiętania o zmarłych, symbole powstawały w różnych miejscach. Nie chodzi o to, że nie ma pomnika. Chodzi o to, że go nie ma przez brak woli politycznej.”
Teraz Nowacka zmienia narrację.
"Kaczyński znowu zmienił zdanie, pomnik - powtarzał przez tyle lat - musi stanąć na Krakowskim Przedmieściu, no to niech stanie, a nie tam na Placu Piłsudskiego przysłaniając troszeczkę, przytłaczając swoją bryłą grób nieznanego żołnierza"
- powiedziała wczoraj liderka Inicjatywy Polskiej.
Brnęła w niedorzecznej argumentacji.
"W imię czego? W imię udowodnienia, że to zamach, że tam są polegli? Bo ja innego wytłumaczenia nie widzę". Przecież mogliby dowolny teren sobie wygrodzić" - dodała.
Nowacka skrytykowała przy tym prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz za "bezsensowny upór" w sprawie budowy pomnika.
"Jeżeli o coś można mieć żal do Hanny Gronkiewicz-Waltz w tej sprawie, to o taki bezsensowny upór. Co by im szkodziło? To samo robi teraz Platforma" - powiedziała.
Nagle również sam pomnik zaczął Nowackiej podobać się „średnio”.
"Słyszę, ze Platforma chce rozbierać ten pomnik, który mi się średnio podoba, a przede wszystkim średnio mi się podoba miejsce jego postawienia. Nie będziemy przecież rozbierać pomników, chcemy być tacy jak PiS? Oni zajmują się degradacją pośmiertnie, a my będziemy pośmiertnie odbierać ludziom pomniki, ponieważ postawił je ktoś, kto się nam nie podoba?"
- pytała.