
Likwidacja państwa
Decyzja o likwidacji mediów publicznych jest nie tylko całkowicie bezprawna, ale też rodzi wiele pewnie trudnych do przewidzenia dla „zamachowców” konsekwencji.
Decyzja o likwidacji mediów publicznych jest nie tylko całkowicie bezprawna, ale też rodzi wiele pewnie trudnych do przewidzenia dla „zamachowców” konsekwencji.
Od pewnego czasu mam wrażenie, że Donald Tusk ma na punkcie moim i mediów, którymi kieruję, obsesję. Z uśmiechem przyjąłem, gdy nazwał mnie prawicowym Bradem Pittem. Lubię tego aktora, więc niech sobie Tusk gada. Trochę zdziwiło mnie, gdy wytoczył mi w parę tygodni trzy pozwy, z czego dwa za satyryczne okładki. Coś takiego w cywilizowanym świecie się nie zdarza, a polityk, który ściga za satyrę, spycha się na margines.
Od 20 grudnia, gdy władza całkowicie bezprawnie, jak stwierdził ostatnio sąd, użyła przemocy, by wtargnąć do mediów publicznych, podniosła się temperatura politycznego sporu. Protesty zostały zelektryzowane wtargnięciem policji do Pałacu Prezydenckiego i aresztowaniem posłów z wiążącym immunitetem. Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik są nietykalni w świetle prawa, co potwierdził Sąd Najwyższy.
13 grudnia najbardziej skompromitowany polski (chodzi o obywatelstwo) polityk zostanie premierem. Już dzisiaj nie chce go jako szefa rządu większość naszych rodaków. Wyborcy zostali oszukani, bo tylko 30 proc. z nich głosowało na partię Donalda Tuska. Mimo to pozostali koalicjanci nawet nie wyobrażali sobie innego premiera - pisze Tomasz Sakiewicz w "Gazecie Polskiej".
Powołanie koalicji składającej się z trzech dużych grup, a w szczegółach z kilkunastu partii, nie wróżyło nic dobrego. Tym bardziej że w oficjalnym przekazie każde z tych ugrupowań mówiło coś innego. Kiedy przyszło już do próby przejęcia władzy, w zasadzie pozostał jeden konkret – Tusk premierem. Patrząc na potencjalne koalicje w Sejmie, największą zdolność do ich tworzenia ma Trzecia Droga, a właściwie nawet PSL. Również program owej formacji, przynajmniej ten głoszony, jest stosunkowo najbardziej obrotowy. W normalnej demokracji to PSL decydowałby o funkcji premiera. Nie decyduje, bo nie chce. Sytuacja dosyć niezwykła. Partia, która wręcz może narzucić warunki innym, sama wchodzi pod but i zrzeka się niemal wszystkiego, co istotne dla jej elektoratu. Co jest tego przyczyną? - zastanawia się Tomasz Sakiewicz w najnowszej "Gazecie Polskiej".