Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Pożegnano Ewę Tylman. Rozmawialiśmy z szefem ekipy, która prowadziła jej poszukiwania

Dzisiaj odbył się pogrzeb Ewy Tylman, młodej kobiety, która zaginęła w Poznaniu w niewyjaśnionych okolicznościach, a jej ciało odnaleziono po wielu miesiącach w Warcie.

policja.pl
Dzisiaj odbył się pogrzeb Ewy Tylman, młodej kobiety, która zaginęła w Poznaniu w niewyjaśnionych okolicznościach, a jej ciało odnaleziono po wielu miesiącach w Warcie. Pochowano ją w rodzinnym Koninie. Kilka dni wcześniej rozmawialiśmy z Maciejem Rokusem, szefem Grupy Specjalnej Płetwonurków RP, który prowadził poszukiwania. Podobnie jak wielu innych osób. – W tym czasie oddaliśmy rodzinom pięć różnych ciał – podkreśla.

Ich praca na pewno nie jest typowa. Nieliczni decydują się to robić. Bo regularnie mają do czynienia ze śmiercią, a obrazy, jakie widzą, są wstrząsające. Musi to mocno oddziaływać na psychikę. Bez ich pomocy jednak bliscy wielu osób nie mogliby pożegnać zmarłych. – Nawet po latach udaje się nam odnaleźć ciało zaginionego – przyznaje Maciej Rokus, szef Grupy Specjalnej Płetwonurków RP.

Ewa Tylman. O tragedii młodej kobiety słyszał chyba każdy. W listopadzie zeszłego roku poszła na firmową imprezę. Z lokalu na Starym Rynku w Poznaniu wyszła w środku nocy. Towarzyszył jej kolega z pracy Adam Z. 26-letnia Ewa nigdy nie dotarła do domu. Śledczy szybko przyjęli hipotezę – jak dzisiaj wiemy słuszną – że dziewczyna wpadła do Warty w pobliżu mostu Rocha. W wyniku wypadku? Została celowo wepchnięta do rzeki? Te pytania pozostają jeszcze otwarte, choć Adam Z. przebywa w areszcie i postawiono mu zarzut zabójstwa.Ciało poszukiwane w wodzie

Brak ciała kobiety utrudniał prowadzenie śledztwa. Przede wszystkim jednak dawał okazję rozmaitym tropicielom sensacji do snucia nierzadko absurdalnych teorii. Chociażby o wywiezieniu za granicę przez handlarzy żywym towarem lub samouprowadzeniu.

Dopiero w zeszłym tygodniu odnaleziono zwłoki Ewy Tylman. W odległym o kilkanaście kilometrów Czerwonaku. Było w wodzie. Już powierzchowne oględziny potwierdziły, że to ona (w ubraniu znaleziono kartę płatniczą na jej nazwisko), a w ostatni poniedziałek poznańska prokuratura ujawniła, iż przeprowadzone badania genetyczne potwierdziły ten fakt.

– Poszukiwania Ewy Tylman wszczęliśmy około trzech tygodni po jej zaginięciu – wspomina Maciej Rokus, kierujący Grupą Specjalną Płetwonurków RP, który od początku nie miał wątpliwości, że ciała należy poszukiwać w rzece. Akcja trwała wiele miesięcy, choć jego ekipa pracowała bardzo ciężko. – W tym czasie oddaliśmy rodzinom pięć różnych ciał – podkreśla.

Rokus jest wyjątkowo doświadczonym profesjonalistą, ale to zadanie było tym trudniejsze, że osobiście poznał ojca Ewy, Andrzeja Tylman. Okazało się, że łączy ich ta sama pasja. Tylman jest muzykiem, Rokus również uwielbia grać. Płetwonurek nie ukrywa, że bardzo emocjonalnie podchodził do sprawy.

– Ze wszystkich dostępnych materiałów, jakie udało nam się przeanalizować, wiedzieliśmy, że ciało człowieka o cechach geometrycznych do złudzenia przypominających ciało Ewy Tylman jest w rzece. Byłem o tym przekonany bezkompromisowo, bezdyskusyjnie. Nie wiedziałem tylko, jak daleko popłynęło – wyjaśnia „Codziennej”.


– W przypadku rzeki ciało ciągnięte jest siłą nurtu po jej dnie, powoli się przemieszcza. Trzeba też pamiętać, że inaczej sytuacja wygląda zimą, a inaczej latem – dodaje Rokus.

W opisanej przez niego sytuacji pojawia się wiele fachowych określeń, nierzadko też wręcz perfekcyjnie drobiazgowych. Dla wielu byłyby jednak zbyt makabryczne. Z tych powodów oszczędzimy ich czytelnikom „GPC”. Nie każdy jest bowiem zawodowym płetwonurkiem.

„Martwiłbym się dopiero po roku”

– Podczas tych poszukiwań trafiliśmy na różne obiekty – samochody, wraki jednostek pływających, zwierzęta, marzanny, przede wszystkim dużo zatopionego drewna. To stanowiło spore trudności. Poza tym ograniczona widzialność w wodzie – wylicza szef GSP RP.

Maciej Rokus bez ogródek ocenia różnych „ekspertów”, którzy nagle objawili się i chcieli – niestety – pokazać się nawet przy tak wielkiej tragedii. – Gadali bzdury, że ciała nie da się odnaleźć po takim czasie. Ja bym zaczął się martwić po jakimś roku – zapewnia płetwonurek, który osobiście zwracał się z apelami chociażby do wędkarzy i osób na co dzień pracujących lub spędzających dużo czasu nad brzegiem Warty.

– Ciągle mieliśmy nadzieję, że ktoś znajdzie ciało Ewy Tylman, bo ono tam było – mówi stanowczo Maciej Rokus.


Anonimowi i niezbędni

Brzegi morza, jeziora czy rzeki kojarzą się z wypoczynkiem. Zabawą, kąpielą, relaksem... Zazwyczaj. Niestety, chwila nieostrożności, zbyt dużo brawury, a nierzadko również alkoholu, i dochodzi do tragedii. Ktoś wpada do wody, jego ciała nie można znaleźć, rozpoczynają są poszukiwania. Wówczas na ekranie telewizora widzimy te same obrazy – przy akwenie stoją samochody straży pożarnej, policyjne radiowozy, na wodę spuszczone zostają łódki. Wśród tego zamieszania są oni – trudni do rozpoznania, bo w kombinezonach zakrywających całe ciało i w maskach na twarzy, na plecach mają butle z powietrzem. Płetwonurkowie poszukujący ludzi. Choć zazwyczaj prawda jest bardziej brutalna – poszukujący zwłok. Raczej pozostają anonimowi i wyjątkowo rzadko opowiadają o swojej pracy.

– Bo to są zawsze przykre historie – przyznaje szef Grupy Specjalnej Płetwonurków RP.

To właśnie mocno zaskakuje w rozmowie z Maciejem Rokusem. I ujmuje! On nie ukrywa emocji. Reporter „Codziennej” przeprowadził setki rozmów z ludźmi z wymiaru sprawiedliwości lub z nimi współpracującymi – adwokatami, sędziami, prokuratorami, policjantami, a nawet strażnikami więziennymi. Rozmowa z Rokusem jest jednak inna. Słuchać w jego głosie spokój, a równocześnie nieprawdopodobne zaangażowanie. W pracę wielu ludzi wkrada się coś, co nazywamy zawodową rutyną – ktoś kto setki razy widział ofiary zabójstw lub innych przestępstw w końcu opowiada o tym mechanicznie, na chłodno. Wystarczy jednak kilka minut rozmowy z Maciejem Rokusem i... od razu wiadomo, że to nie ten typ człowieka. On identyfikuje się z bohaterami swoich opowieści. Wczuwa się w ich dramat. I przeżywa razem z nimi. Mamy nadzieję, że nie obrazi się za nieco ckliwy ton... Bo on na każdym kroku podkreśla profesjonalizm.

– Każdy z członków naszego zespołu stara się wykonywać pracę ze szczególną starannością – zaznacza.

„Sukces? – w naszej pracy nie ma o nim mowy!”

Praca płetwonurka poszukującego zaginione osoby jest nie do przeceniania. I straszliwe stresująca. Za każdym razem zapewne pojawiają się te same rozterki. Krewni ludzi, których bliski zniknął, z całych sił chcą wiedzieć, co stało się z ich dzieckiem, małżonkiem, rodzicem... Z niepokojem obserwują działania służb. Równocześnie jednak mają nadzieję, że zaginiony odnajdzie się cały i zdrowy. Że kiedyś wróci do domu. Że jedynie gdzieś się zawieruszył.

– Nigdy nie myślimy o swojej pracy, zwłaszcza finale działań, w kategorii sukcesu. Proszę mi wierzyć, tu nigdy nie ma sukcesu. Tu jest tragedia, bo ktoś traci bliską osobę – podkreśla Maciej Rokus.

Nierzadko o pomoc zwracają się ludzie, którzy poszukują członków rodziny przez wiele lat. Rokus podkreśla, że przy każdej akcji najważniejszy jest dokładny, bez ukrywania jakichkolwiek szczegółów, opis przebiegu wydarzeń. Bo jeden przemilczany niby drobiazg może spowodować serię błędnych wniosków.

– Często najpierw musimy oddzielić ziarno od plew, ustalić, jaka jest prawda, gdzie jest fałsz, a gdzie jest kłamstwo – tłumaczy szef GSP RP, który nie tylko uczestniczy w akcjach będących skutkiem tragedii. On również sporo uwagi poświęca działaniom profilaktycznym, aby do tych tragedii nie dochodziło.

Nie sposób nie spotkać policjanta – w wydziale kryminalnym lub w dochodzeniówce – który nie narzekałby na dręczące koszmarne obrazy związane z pracą. Odreagowują na różne sposoby. Płetwonurkowie też borykają się z tym problemem.

– Oczywiście, że wołałbym nie siedzieć w bezpośredniej bliskości tego piekła. Tutaj nikt się nie śmieje, tu na okrągło jest ludzka tragedia – potwierdza Maciej Rokus. – Gdy już będę miał dość, to wezmę gitarę i odejdę. Mam już następcę. Chłopaka, który mnie zastąpi, jeśli będzie taka potrzeba.

 



Źródło: niezalezna.pl,Gazeta Polska Codziennie

 

#Ewa Tylman #Maciej Rokus

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Grzegorz Broński
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo