

Pierwsze mecze rozgrywane na boiskach we Francji zostały zdominowane pod względem kibicowskim przez wszechobecne burdy chuliganów z Rosji, w których jako agresorzy pojawili się także miejscowi francuscy pseudokibice. Na ulicach zamieszki wywołali również Anglicy. Takie sytuacje teoretycznie zawsze mogą się zdarzyć przy tego rodzaju międzynarodowych turniejach piłkarskich. Nie pamiętam jednak, by kiedykolwiek trwały one kilka dni, jak miało to miejsce w wypadku bójek w Marsylii. Francuska policja zupełnie nie daje sobie rady na ulicach, a także na stadionach. Tyle było przechwałek przed mistrzostwami o profesjonalnym przygotowaniu służb porządkowych, o zabezpieczeniach przed ewentualnymi atakami terrorystycznymi. Na razie widać tylko katastrofę. I to przeraża.
Dawno nie było także turnieju, na którym emocje sportowe szły tak bardzo w parze z emocjami politycznymi. A tych, zwłaszcza w kontekście poczynań Rosji, na arenie międzynarodowej nie brakuje. Jak Europa i świat nie umieją sobie poradzić ze zbrojną agresją Putina na Ukrainie, tak UEFA oraz organizatorzy Euro są bezsilni wobec fanów „Sbornej” na ulicach Francji. Fani z Rosji z kolei są otwarcie chwaleni przez swoich polityków. W tym kontekście wymierzane przez europejską federację piłkarską kary „w zawieszeniu” są po prostu żałosne. Podobnie jak inne europejskie salony ma ona tak głęboko zakodowaną poprawność polityczną i strach przed Putinem. Idę o zakład, że jeżeli to polscy kibice walczyliby na ulicach z innymi fanami oraz policją przez trzy dni, nasza reprezentacja byłaby już odesłana do domu. A Schetyna z obrońcami demokracji osobiście by jej pakowali walizki. W takiej Europie dzisiaj żyjemy.

Promuj niezależne media! Podaj dalej ten artykuł na Facebooku i Twitterze

