Miłośnik nazistów na listach Tuska » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

Troska szwedzkiego mainstreamu

Krytyka powyborczej rzeczywistości w Polsce przybiera kolejne, absurdalne formy. Do chóru „zaniepokojonych” sytuacją w naszych mediach dołączyła Szwecja. Kraj, w którym 82 proc.

Krytyka powyborczej rzeczywistości w Polsce przybiera kolejne, absurdalne formy. Do chóru „zaniepokojonych” sytuacją w naszych mediach dołączyła Szwecja. Kraj, w którym 82 proc. dziennikarzy określa swoje poglądy jako lewicowo-liberalne i gdzie otwarta debata publiczna wegetuje na marginesie mediów.

Pisaliśmy niedawno („Jak tresuje się Polskę”, „Codzienna”, 8 lutego 2016 r.). o atakach Europejskiej Unii Nadawców (EBU) na reformy polskich mediów publicznych oraz o symptomatycznym milczeniu EBU w sprawie mediów niemieckich, w pełni uległych wobec politycznej linii rządu w sprawach imigrantów i lekceważących swoją służebną rolę wobec społeczeństwa. W szerszym kontekście krytyki nowych polskich władz, od połowy grudnia 2015 r. EBU prowadziła na swoich stronach internetowych własną minikampanię propagandową. Zgodnie z regułami takich przedsięwzięć rozpisano ją na głosy różnych osób i organizacji, by stworzyć wrażenie obiektywizmu, powszechności i oczywistości forsowanej narracji. Co kilka dni temat był podgrzewany kolejnym listem lub oświadczeniem.

Wśród tych głosów znalazł się również utrzymany w dramatycznym tonie list trzech szefowych szwedzkich mediów publicznych. Cilla Benkö z radia (SR), Hanna Stjärne z telewizji (SVT) oraz Christel Tholse Willers, zajmująca się produkcją programów edukacyjnych, piszą:

„Nie możemy biernie przyglądać się, jak jeden z największych krajów członkowskich Unii Europejskiej demontuje demokratyczne instytucje, podminowując rolę mediów. Znacząco przekroczono dopuszczalne granice. […] Dlaczego szwedzcy politycy milczą, kiedy niszczy się podstawowe zasady demokracji w tak bliskim, sąsiednim kraju. [...] Jeśli upolityczni się medialny krajobraz, zostanie zerwana możliwość krytycznego dialogu i jego odtworzenie będzie wymagało wiele czasu”.

Ten głos ze Szwecji zwraca uwagę, ponieważ stan mediów i demokracji mimo pięknej fasady, jest w tym kraju znacznie gorszy niż w Niemczech. Widać to na przykładzie problemu imigrantów. Ostatnio niezwykle przenikliwy obraz Szwecji, a przy okazji tamtejszych mediów przedstawiła w wywiadzie dla portalu Euroislam.pl Joanna Teglund, Polka mieszkająca tam od 1981 r.

Szwedzka nierzeczywistość

Jej opinia jest cenna, bo pokazuje nie tylko obecny kryzys, ale permanentny, trwający wiele lat stan zakłamania. Pracująca w Agencji Imigracyjnej od 2004 r. Teglund zna problem od podszewki i stwierdziła, że „to, co pisano w tych gazetach na temat imigrantów, nie miało absolutnie nic wspólnego z rzeczywistością, z jaką ja się zetknęłam, pracując z nimi przez całe moje zawodowe życie”. Co więcej, próbując dotrzeć z informacjami o rzeczywistości do mediów, partii politycznych, policji przekonała się, że prawda nikogo, w tym dziennikarzy, nie interesuje, bo „Szwecja to dwa różne państwa, dwie różne rzeczywistości i przepaść między nimi coraz bardziej rośnie”.

Kilka lat zajęło jej uświadomienie sobie, że prawdziwy obraz Szwecji oraz dyskusje uwzględniające rzeczywistość, a nie tylko jej medialną atrapę, można znaleźć jedynie w internecie:

„Jeśli chce się dotrzeć do prawdy, należy czytać blogi i alternatywne media. Większość alternatywnych portali i blogów jest lustrzanym odbiciem oficjalnych mediów. Jak w telewizji mówią białe, to oni czarne. I tak samo jak w mediach, jednym głosem”. Przypomina to „publiczną debatę” w PRL‑u, ale przecież mówimy o kraju, który poucza innych, czym są wolne media.

Lewicowe pranie mózgów

„Ta sytuacja mogła się rozwijać dzięki temu, że media, zamiast przekazywać fakty, zajmowały się wychowywaniem społeczeństwa” – wyjaśnia Teglund. Odpowiedzią na problem nie było informowanie o faktach i rzetelna debata o kwestii do rozwiązania, ale forsowanie pozbawionego rzeczowości emocjonalnego obrazu świata podzielonego „na obóz lewicowy, który jest dobry, który chce otworzyć serce” oraz na „konserwatywno-liberalny »obóz niedobrych«, którzy chcą kontrolować, chcą liczyć”.

To nie dziwi, bo jak pokazują badania, 82 proc. szwedzkich dziennikarzy przyznaje się do poglądów lewicowych. Trudno w takiej sytuacji o pluralizm. W dodatku wszystkie media, publiczne i prywatne gazety zajmują się tzw. agenda setting, to znaczy narzucaniem hierarchii ważności spraw, czyli faktycznie kształtowaniem sposobu myślenia i oceny rzeczywistości w tymże lewicowym duchu, w zgodzie z równie lewicowym rządem. Peter Wolodarski, podaje dla przykładu Teglund, mianowany redaktorem naczelnym czołowego szwedzkiego dziennika „Dagens Nyheter”, wprost oświadczył, że będzie uprawiał dziennikarstwo typu agenda setting. Szwedzki „lewicowy pluralizm” przypomina PRL-owską „demokrację socjalistyczną”: lewicowi dziennikarze w lewicowych mediach wraz z lewicowymi politykami z lewicowego rządu współtworzyli i współtworzą fikcyjny obraz rzeczywistości, prowadząc kraj i jego obywateli do samozagłady.

Kłamstwo i przemilczenia

„Wszyscy ci, którzy próbowali opisać rzeczywistość – relacjonuje Teglund – byli skutecznie zastraszani i uciszani inwektywami w rodzaju »rasista« i »nazista«. Przez dziesiątki lat jedynym słusznym poglądem było twierdzenie, że imigracja wzbogaca Szwecję”. W mediach królowało kłamstwo i przemilczanie niewygodnych faktów. Kiedy na szkolnym boisku w Alwesta chłopiec (imigrant) zgwałcił 10-letnią koleżankę, informowała o tym tylko alternatywna prasa, bo dyrekcja szkoły wyciszała ten fakt. Media mainstreamu zainteresowały się historią dopiero, gdy w szkole wybito 24 szyby, a dyrektor zaczął otrzymywać mejle z pogróżkami. Bo dla szwedzkiego radia to on był ofiarą.

„W 2004 r., po zamordowaniu holenderskiego reżysera Theo van Gogha przez radykalnego islamistę, ówczesny minister integracji Jens Orback tłumaczył w szwedzkiej telewizji, że jeśli my teraz będziemy dla nich mili, to oni, jak osiągną większość, będą mili dla nas”.

Członek rządu przedstawił obywatelom jako oczywistą perspektywę przejęcia ich kraju przez agresywną, obcą kulturowo większość, ale media nie przeprowadziły na ten temat otwartej debaty. Przeciwnie: „Powtarzały cały czas mantrę o opłacalności imigracji – mówi Teglund – mimo że przynosi ona państwu szwedzkiemu miliardowe straty. Każdy reportaż w mediach publicznych, czyli liberalno-lewicowych kończył się stwierdzeniem, że imigracja wzbogaca Szwecję. Mimo coraz bardziej opłakanej sytuacji, w listopadzie 2015 r. rząd twierdził, że sobie poradzi, a premier, kiedy już było jasne, że Szwecja tonie pod ciężarem imigrantów, wygłosił mowę, w której nawoływał Szwedów do otwarcia serca dla imigrantów”.

Teglund mówi o Szwecji jako państwie zbudowanym na kłamstwie, na zaprzeczaniu oczywistym faktom. „Ty widzisz czarne, a oni mówią ci, że to białe. Przecież państwa, społeczeństwa, rodziny, własnego życia nie można budować na kłamstwie”. Symptomatyczne, że kiedy ostatnio prawda zaczęła wychodzić na jaw, np. jako przecieki z rządu, to nie docierają one do redakcji dużych gazet, tylko do znanych blogerów-dysydentów. To pokazuje wiarygodność szwedzkich mediów.

Ślepcy o kolorach

Szefowe szwedzkich mediów ostrzegają przed „podminowaniem roli mediów, zerwaniem krytycznego dialogu i niszczeniem zasad demokracji”. Wolne żarty! W polskich mediach publicznych i prywatnych aż kipi od krytycznego dialogu, i to wielu aktorów. Tymczasem w Szwecji media we współpracy z rządem okłamują obywateli, gwałcąc ich podstawowe prawa do informacji i bezpieczeństwa. Czynią to w sprawie, która może zadecydować o być albo nie być Szwecji. Sprawie, która już teraz przynosi śmierć i poniżenie jej obywatelom.

Jest aż nadto widoczne, że w Szwecji już dawno dokonało się to, przed czym szefowe tamtejszych mediów publicznych obłudnie ostrzegają Polskę: „zerwano możliwość krytycznego dialogu”. Dialog wegetuje jedynie w niszach blogosfery. Zniszczono podstawowe zasady demokracji, debata publiczna, a wraz z nią dobro publiczne znalazły się w katastrofalnym stanie. Tymczasem zadowolone z siebie animatorki tego kłamstwa mają czelność pouczać Polskę, w której media po ćwierćwieczu postkomunistycznego i liberalno-lewicowego dyktatu właśnie wybijają się na taki poziom pluralizmu, o jakim obecna Szwecja może jedynie marzyć. Ślepcy nie powinni uczyć widzących o kolorach.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Grzegorz Strzemecki
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo