Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Poseł ma być przy Kowalskim

Napatrzyłem się na to, ile w Polsce jest biedy. Ale także sytuacji, kiedy ludzie „jakoś” żyją, ale nie widzą perspektyw.

facebook.com
Napatrzyłem się na to, ile w Polsce jest biedy. Ale także sytuacji, kiedy ludzie „jakoś” żyją, ale nie widzą perspektyw. Zadaniem posłów jest to, żeby być przy człowieku, przy przysłowiowym Kowalskim,  żeby pochylać się nad każdym przypadkiem. To wymaga czasu, cierpliwości. Czasem nam też jej nie starcza, bo tych spraw są miliony. Ale mogę zadeklarować, że zrobię co będę mógł, by nikogo nie zostawić bez pomocy – mówi Magdalenie Michalskiej kandydat PiS do Sejmu, Andrzej Cezary Jurkiewicz

„Radny PiS oskarża: wiceprezydent Warszawy wsparł reżim Janukowycza” to jeden z niedawnych nagłówków w stołecznej „Gazecie Wyborczej”. Z artykułu dowiadujemy się, że ten radny to Pan. Na czym miało polegać to „wspieranie”?

Przede wszystkim nikogo o nic nie oskarżałem. Poprosiłem jedynie Radę Warszawy o przegłosowanie wprowadzenia do porządku obrad informacji Prezydenta Warszawy Jarosława Jóźwiaka o spotkaniu ze skompromitowanymi przedstawicielami reżimu Wiktora Janukowycza – Aleksandrem Wiłkułai i Jewgienijem Udod. Wynikało to z tego, że jedna z wschodnio ukraińskich agencji prasowych opublikowała komunikat,  przygotowany przez służbę prasową kandydata na stanowisko mera – Aleksandra Wiłkuła, w którym poinformowano, że „deputowany do parlamentu, szef fundacji „Ukraińska Perspektywa” Aleksander Wiłkuł i przewodniczący rady obwodu dniepropietrowskiego Jewgienij Udod” odbyli spotkanie z niewymienionym z nazwiska wiceprezydentem Warszawy. Informację opatrzono tytułem „Kierownictwo europejskich stolic popiera projekty Wiłkuła dotyczące rozwoju Dniepropietrowska”. Zarówno Aleksander Wiłkuł, jak i Jewgienij Udod wskazywani są przez mieszkańców Dniepropietrowska jako odpowiedzialni za organizację masakry dniepropietrowskiego Euromajdanu, do której doszło 26 stycznia 2014 r. Niestety głosami radnych PO wniosek odrzucono. W prywatnej rozmowie wiceprezydent Józwiak wyjaśnił mi, że spotykał się w sprawie budżetu partycypacyjnego.

W ogóle  swojej działalności politycznej wiele czasu poświęca Pan temu, co dzieje się za naszą wschodnią granicą.

To prawda. Mam wieloletnie doświadczenie we współpracy z Polakami na kresach, Ukraińcami i Białorusinami. Dobrze wiem, że każdy, kto chce robić cokolwiek dla utrzymania Polskości, lub angażować się w pomoc Ukraińcom, musi mieć świadomość, że za tam wszystko dzieje się za pomocą służb, cały wschód jest bowiem nadal jest tym przeniknięty do szpiku kości. Jeśli więc ktoś chce tam działać, musi być naprawdę nieskazitelny i mieć z tyłu głowy to, że nigdy do końca nie wie się, z kim się rozmawia.

Mam wrażenie, że temat Ukrainy, nadal bardzo istotny, w dyskursie publicznym schodzi na dalszy plan, ponieważ obecnie wszyscy żyją sprawą uchodźców z Syrii.

Warto zwrócić uwagę, jak w tym kontekście media manipulują informacjami. Podaje się np. wypowiedź papieża Franciszka, który mówił, że każda parafia ma przyjąć rodzinę uchodźców. Ale jakoś nie wspomina się o drugiej jego wypowiedzi, w której ostrzega on, że wśród imigrantów mogą być terroryści. Poza tym jeśli chodzi o kwestię przyjmowania imigrantów, to uważam, że najpierw powinniśmy się zająć kwestią repatriacji. Bo ten problem jest nierozwiązany od lat. Polska od 1989 roku ściągnęła ok 5 tys. Polaków z terenów dawnego ZSRR. Niemcy w tym czasie ściągnęli do siebie 5,5 mln swoich repatriantów. Więc najpierw załatwmy ten problem. Bądźmy wierni tym, którzy są bliżej nas. Nie chodzi o to, że jestem przeciwny uchodźcom, bo też nie można generalizować, że każdy z nich to terrorysta. Ale zachowajmy pewien porządek miłosierdzia. Poza tym warto zwrócić uwagę, że większość imigrantów nie myśli o Polsce jako o kraju docelowym. Jesteśmy dla nich przystankiem, państwem tranzytowym, etapem w drodze do bogatych krajów Europy.

W środę o imigrantach dyskutowano w Sejmie. Pan obecnie kandyduje na posła. Zapytam wprost: dlaczego Panu, ojcu wielodzietnej rodziny, chce bawić się w politykę?

Ja nie chcę się „bawić”, chcę działać. Mam ośmioro dzieci, a więc na własnej skórze doświadczyłem, jak żyją dziś polskie rodziny i z jakimi problemami się borykają. Więc myślę, że mając mandat posła będę mógł ich egzystencję poprawić. Ponieważ zwyczajnie przerabiałem po wielokroć problemy z podręcznikami, egzaminami, etc. Wiem, też jak trudno, będąc ojcem i mężem, funkcjonować w przestrzeni społecznej i publicznej. Wielokrotnie spotykam się z pytaniem „Po co ci cała ta polityka?” Odpowiedź jest prosta. Uważam, że polityka prorodzinna ma sens tylko wtedy, kiedy młodzi ludzie mają warunki, by wychować dziecko czy dzieci. Rozumiem strach młodych ludzi, którzy zwlekają z taką decyzją, bo faktycznie, łatwo jest powiedzieć „rodzi się mało dzieci”. Żeby to zmienić, trzeba przyszłym rodzicom dać poczucie, że nie zginą z tym dzieckiem. Więcej – że jako rodzina będą z nim godziwie żyć, a nie wegetować. Ponadto własne dzieci chcę nauczyć, że nie mogą być obojętne na życie publiczne, że powinny za nie brać odpowiedzialność. Chcę pokazywać to moim dzieciom – i nie tylko im – przez przykład własnego życia. Bo to, że ja teraz gadam, nawet do Pani, to jeszcze o niczym nie świadczy. Chcę swoją postawą pokazywać, że można doprowadzić do zmian.

Rodzina to jeden z najważniejszych tematów, ale w kontekście tej zmiany, o której Pan mówi, ważne są także inne rzeczy. Jakimi tematami chciałby się Pan jeszcze zająć?

W trakcie swojej działalności samorządowej zajmowałem się kilkoma obszarami – po pierwsze kwestią edukacji, jak już wspominałem, problemy z tej dziedziny są mi znane z autopsji. Ponadto chciałbym się zajmować sprawami związanymi z kulturą – dziś rządzą tu przede wszystkim kwestie finansowe, które w większości przypadków są ważniejsze niż treści, które się promuje. Mam także doświadczenie w sprawach społecznych – w tym, co wiąże się z realną pomocą ludziom. Napatrzyłem się na to, ile w Polsce jest zwyczajnej biedy – tej materialnej, ale także sytuacji, kiedy ludzie „jakoś” żyją, ale nie widzą perspektyw. Zadaniem posłów jest to, żeby być przy człowieku, przy przysłowiowym Kowalskim,  żeby pochylać się nad każdym przypadkiem. To wymaga czasu, cierpliwości. Czasem nam też jej nie starcza, bo tych spraw są miliony. Ale mogę zadeklarować, że zrobię co będę mógł, by nikogo nie zostawić bez pomocy. To jest największe pole do popisu dla nowych posłów.

„Wegetują” często osoby bezrobotne osoby po pięćdziesiątce. To problem, o którym nadal mówi się bardzo mało.

Tak, to poważny problem. Sam jestem w grupie 50+. Miałem doświadczenie zawodowe w zachodnim koncernie, później w spółce skarbu państwa. I w moim przypadku było to doświadczenie, które w pewnym sensie stygmatyzowało mnie na rynku pracy. Świetnie więc znam stan, w którym człowiek nie może się odnaleźć. Trzeba pokazać, że ci ludzie mają doświadczenie, że są potrzebni i mogą być równie wydajni jak młodzi pracownicy, bo właśnie wiedzą nabytą w życiu zawodowym wyrównają to, że czasem mają np. słabsze zdrowie czy są mniej dyspozycyjni niż osoby tuż po studiach. Ale przede wszystkim politycy muszą znajdować dla tych ludzi czas. Oni przecież mają podstawy, by czuć się wykluczeni ze społeczeństwa i zostawieni sami sobie.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Magdalena Michalska
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo