Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Astana odjeżdża Moskwie

Podróże kształcą. Zwłaszcza podróże na Wschód. A szczególnie do postsowieckiej Azji. Ostatnio byłem w trzech krajach tego regionu: w Mongolii, Kirgistanie i Kazachstanie.

Podróże kształcą. Zwłaszcza podróże na Wschód. A szczególnie do postsowieckiej Azji. Ostatnio byłem w trzech krajach tego regionu: w Mongolii, Kirgistanie i Kazachstanie. Trzy państwa różnią się między sobą wielkością, bogactwem i stopniem zależności od Rosji.

Przypadek Kazachstanu jest szczególny. Wieloletnia walka tego narodu z rusyfikacją jest fascynująca. Przejawia się to w próbach „kazachizacji” najpierw „własnej” republiki w ramach ZSRS, a potem naprawdę własnego państwa. Problem tejże „kazachizacji” Kazachstanu istniał od zarania Kazachskiej Sowieckiej Republiki Socjalistycznej. O ile jeszcze w 1926 r. Kazachowie stanowili 58,5 proc. ludności (3,6 mln na 6 mln 200 tys.), to po pierwszej fali wywózek Polaków, Ukraińców, Niemców i zsyłania tam samych Rosjan, a także wysokiej śmiertelności własnej populacji, już w 1939 r., ledwie 2 mln 330 tys. Kazachów stanowiło tylko niespełna 38 proc. ludności w ich własnej republice. Oznaczało to spadek w ciągu 13 lat aż o 1 mln 300 tys. własnej nacji i zmniejszenie się udziału rdzennej ludności o niemal 21 proc.! Ten niebywały zjazd to efekt zbrodniczej działalności Moskwy.

Walka z rusyfikacją         

Po kolejnych dwóch dekadach sytuacja jeszcze się pogorszyła: w 1959 r. tylko trzech na 10 mieszkańców Kazachstanu było rodowitymi Kazachami. To rezultat drugiej fali wywózek, ale przede wszystkim napływu Rosjan z głębi ZSRS w związku z industrializacją oraz budową kosmodromu „Bajkonur” i „kosmiczną” eksploatacją Kazachstanu (stamtąd wystartował pierwszy kosmonauta Jurij Gagarin). Udział Kazachów w populacji ich własnego kraju zmniejszył się o osiem procent: przez 20 lat przybyło niespełna 470 tys. Kazachów i aż 2 mln 700 tys. cudzoziemców!!! Wydawało się, że droga do dalszej rusyfikacji stoi otworem. Po następnej dekadzie nie było wiele lepiej: liczba tubylców procentowo na tle całej populacji wzrosła o trochę ponad 2 proc. – Kazachów było ponad 4 mln, ludności napływowej zaś prawie 9 mln. Kolejny spis z 1979 r. wykazał lekką tendencję wzrostową: Kazachowie stanowili 36 proc. wszystkich mieszkańców (prawie 5,3 mln wobec 9,4 mln „innych”). Ten niewielki postęp demograficzny utrzymano przez następną dekadę: u schyłku Sowietów Kazachów było 6,5 mln, co stanowiło niespełna 40 proc. całości. Prawdziwą „kazachizacyjną” rewolucję kraj ten przeżył przez kolejnych dziesięć lat, między 1989 a 1999 r., a więc w czasie rozpadu ZSRS i masowego powrotu Rosjan do Federacji Rosyjskiej. W tym okresie ludność Kazachstanu zmniejszyła się o 1,5 mln (!), do niespełna 15 mln, ale Kazachowie po raz pierwszy od 1926 r. stanowili ponad połowę mieszkańców: 8 mln, czyli 53,5 proc. Proces „unaradawiania” własnego państwa się pogłębił: według ostatniego spisu z 2009 r. rdzenna ludność stanowiła już 63 proc. mieszkańców (ponad 10 mln przy blisko 6 mln „innostrańców”). Tendencja ta się wzmacnia: co prawda „Ruscy” już nie wyjeżdżają tak masowo, ale Kazachowie biją ich na głowę płodnością.

Oko wołu

Ale chyba nie tylko demografią, także... poziomem kuchni. Zupa nauryz jest świetna i chyba lekkostrawna w odróżnieniu od kazachskiej odmiany solianki, pysznej, ale trochę ciężkiej. A potem dalej konina pod różnymi postaciami. Wiadomo, step, konie jako środek transportu, ale też i produkt żywnościowy. Beszbarmak to też konina, tyle że danie główne: plastry koniny z gotowaną cebulą i ziemniakami na specjalnym placku czy rodzaju ciasta. Można to jeść rękoma. Przynajmniej gospodarze do tego zachęcają. Smakuje bardzo dobrze. Na pewno znacznie lepiej niż... oko wołu, które jadłem tu przed piętnastu laty. A właściwie nie jadłem, tylko błyskawicznie połknąłem, byle nie czuć smaku czegoś, co dla miejscowych było rarytasem godnym jedynie specjalnych gości, podczas gdy dla mnie było zwykłym obrzydlistwem. Pamiętam jedynie, że trzeba było to „coś” natychmiast po przełknięciu popić wódką i to nie jednym stakanem. Inaczej nie sposób...

Ale wyraźna specyfika kulinarna Kazachstanu nie jest, na szczęście, jedyną odrębnością tego kraju. Kazachstan współpracuje z Rosją, ale robi bardzo wiele, aby pokazać, że ma alternatywę, chce alternatywy, i że największym urokiem owej alternatywy jest to, że ona po prostu jest... Stąd zaskakująca dla niektórych decyzja kazachskich władz z grudnia 2014 r. o wznowieniu „współpracy wojskowo-technicznej” z… Ukrainą! Prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew, podkreślający „jedność terytorialną Ukrainy”, mógł choćby tylko tym oświadczeniem dodatkowo rozjuszyć Kreml, i tak już podrażniony informacją o sprzedaży przez Kazachstan węgla na Ukrainę. W ten sposób Astana ratowała Kijów pozbawiony przez wojnę w Donbasie dostępu do sporej części własnych i złóż i zapasów węgla. Skądinąd gra prezydenta Poroszenki, aby przez intensyfikację kontaktów z Białorusią i Kazachstanem wbić klin w wykreowaną przez Rosję Unię Eurazjatycką, była przynajmniej częściowo skuteczna.

Nie chcą klękać przed Putinem

Astana zrozumiała, że dalsza integracja ekonomiczno-polityczna z Rosją może być korzystna tylko dla Moskwy, a nie dla jej „koalicjantów”. Stąd decyzja z marca tego roku o wprowadzeniu na półtora miesiąca zakazu importu rosyjskiego paliwa. To sygnał, że Kazachstan – kraj odległy od standardów demokratycznych w rozumieniu zachodnim – klękać przed Putinem nie zamierza. Oczywiście decyzja ta ma kontekst ekonomiczny: ratowanie rodzimych rafinerii przed potopem rosyjskiej ropy, ale też obawa przed nadmiernym rozregulowaniem cen paliw. Jednak, jak to na Wschodzie, wszystkie decyzje ekonomiczne mają swoje konsekwencje polityczne. Astana i Mińsk, nie popierając wcześniej sankcji Moskwy i zakazu importu produktów z Unii Europejskiej, miały świadomość, że choć broniły swoich korzyści ekonomicznych i swojej odrębności gospodarczej, to w naturalny sposób decyzja ta będzie odebrana jak demonstracja polityczna.

Ostatnia decyzja władz w Astanie – odrzucenie rosyjskiego żądania utworzenia jednej wspólnej waluty w ramach Unii Euroazjatyckiej – dowodzi, że Kazachowie w relacjach z Rosją nie znają pojęcia „kapitulacja”.

Pamiętajmy o tym. Mam dziwne przeczucie, że rosyjskie lobby będzie teraz na forum międzynarodowym atakowało kraje, które, choć romansowały z Rosją, to jednak nie chcą całkiem jej się oddać i zgodzić na trwałe, sakramentalne, polityczne małżeństwo – myślę tu głównie o Kazachstanie i Białorusi.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Ryszard Czarnecki
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo