Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Podziemna solidarność. Paweł Piekarczyk o koncertach dla strajkujących

Koncert pod ziemią w kopalni Brzeszcze trwał 2,5 godziny. Oczywiście nie było nagłośnienia. Nigdy jeszcze, na żadnym koncercie, nie widziałem takiej atmosfery, jaka tam panowała.

Filip Błażejowski/Gazeta Polska
Koncert pod ziemią w kopalni Brzeszcze trwał 2,5 godziny. Oczywiście nie było nagłośnienia. Nigdy jeszcze, na żadnym koncercie, nie widziałem takiej atmosfery, jaka tam panowała. Strajkujący często mówili mi „powiedz w Warszawie, jak tu jest” – mówi Paweł Piekarczyk w rozmowie z "Gazetą Polską Codziennie".

Jak doszło do tego, że znalazłeś się pod ziemią, razem ze strajkującymi górnikami?
Zawsze chciałem włączyć się do jakiegoś protestu lub strajku, który niósłby w dzisiejszych warunkach przesłanie Solidarności. Czuję się duchowym dzieckiem Sierpnia ’80, początków Solidarności, tamtego wielkiego ruchu ożywienia społecznego, który nazywamy pierwszą Solidarnością. Wtedy nie było to jedynie szlachetnie brzmiące słowo, ale konkret poparty działaniami. Kiedy problem miały słabsze grupy zawodowe czy społeczne, np. pielęgniarki, to strajkowali dla nich bezinteresownie kolejarze, a o prawa nauczycieli walczyli stoczniowcy. Na tym polegała wtedy solidarność.

Czyli chciałeś wśród strajkujących górników odnaleźć tamtą, trochę teraz zagubioną atmosferę sprzed lat?
Pomyślałem, że mogę po prostu się przydać, że kiedy górnicy zobaczą, iż przyjeżdża do nich ktoś z Warszawy, kto chce dla nich zaśpiewać, to może im trochę pomóc w tym bardzo trudnym przecież dla nich czasie. W taki sposób mogłem chyba najlepiej wyrazić moje poparcie dla ich protestu. Byłem w dwóch kopalniach – Brzeszcze, gdzie strajkował cały zakład, i Sośnica-Makoszowy, gdzie na dole trwał protest i głodówka, ale odbywały się one obok normalnego wydobycia.

A jaki nastrój panował na powierzchni? Jak odbierany był protest górników?
Wszędzie spotykało się zainteresowanie i ogromną solidarność z nimi. Tam nie ma innego tematu. Ludzie mają świadomość, że ich miasta leżą dosłownie na kopalniach i ich los zależy od dalszego funkcjonowania kopalń. Widzą przecież tuż obok miejscowości i dzielnice, w których kopalnie zamknięto – teraz jest tam po prostu pustynia i slumsy. Pojechałem zobaczyć jedno z takich miejsc – Jawiszowice koło Brzeszcz. I rzeczywiście wrażenie było przygnębiające – zanik cywilizacji widoczny gołym okiem. Dlatego jednocześnie ze strajkami pod ziemią odbywały się demonstracje i protesty na powierzchni. Przy kopalniach gromadziło się nawet po kilka tysięcy ludzi, także z innych zakładów i kopalń – również z takich, którym nie grozi zamknięcie. Po prostu przychodzili właśnie po to, żeby pokazać solidarność ze strajkującymi. Oprócz koncertów na dole grałem też zresztą – i w Brzeszczach, i w Sośnicy – dla tych, który demonstrowali na powierzchni. Za każdym razem zebrało się kilka tysięcy ludzi, choć wtedy, gdy grałem przed bramą kopalni Sośnica, w tym samym czasie nieopodal, w centrum Bytomia, odbył się wielotysięczny marsz protestacyjny.

Jak zorganizowany został strajk?
Bardzo sprawnie, była służba porządkowa. Widać było bardzo dobrą współpracę pomiędzy różnymi związkami. Protest popierały nawet związki zawodowe działające w policji – widziałem oświadczenia tych związków.

Czy łatwo można dostać się na dół do strajkujących?
Oczywiście nie – kopalnie są przecież strzeżone i zabezpieczone. Porozumiałem się więc najpierw z Solidarnością, która zgodziła się na moje występy. Początkowo nie byli zresztą specjalnie entuzjastycznie nastawieni do mojego pomysłu – mają na głowie wystarczająco dużo problemów.

Jak dotarłeś do protestujących?
Przyjechałem po godz. 23 i zjechałem na dół. W wielkiej komorze było ponad 200 górników. Powiedziałem im, kim jestem i dlaczego chciałem z nimi być. Oni dobrze wiedzą, że szyb kopalni wybudowano sto lat temu, a węgla pozostało jeszcze na kilkadziesiąt lat wydobycia. Podejmowanie więc decyzji na podstawie koniunktury, która może zmienić się za rok czy dwa, jest kompletnym nonsensem. Pokazywali mi też swoje paski z wypłatami – zarabiają niewiele ponad 2 tys. zł na miesiąc, zatem opowiadania o ich wynagrodzeniach po 7 tys. to czysta propaganda.

A jak wyglądał sam Twój koncert?
W Brzeszczach trwał 2,5 godziny. Oczywiście nie było nagłośnienia. Nigdy jeszcze, na żadnym koncercie, nie widziałem atmosfery, jaka tam panowała. Powstała między nami jakaś szczególna więź – słuchacze reagowali wyjątkowo żywo, wczuwali się w nastrój tekstów, po każdym utworze klaskali. Na koniec chcieli, abym niektóre powtórzył. Wszyscy po koncercie uścisnęli mi ręce. Większość moich piosenek ma teksty jednoznaczne politycznie. I z reakcji górników widać było wyraźnie, że Platforma Obywatelska raczej nie ma co liczyć na ich głosy.

Jaka atmosfera panowała wśród strajkujących?
Absolutna determinacja. Mówili, że nie wyjadą spod ziemi, dopóki nie osiągną celu. Widać, było że są zmęczeni, szczególnie ci, którzy strajkują pod ziemią, ale wiedzieli, że stawką w grze, którą podjęli, jest życie. Często mówili mi: „powiedz w Warszawie, jak tu jest”. Będę to robił wszędzie, gdzie tylko będę mógł. I jestem pewien, że kiedyś, kiedy będę umierał, te obrazy z koncertów wieleset metrów pod ziemią, z Brzeszcz, Sośnicy i Makoszowów, będą jednymi z moich najważniejszych wspomnień. Do górników przyjechali także inni artyści – Andrzej Kołakowski i kabaret Pętla Ósemki z Łodzi. To dobrze, że ludzie kultury czuli się solidarni ze strajkującymi, jak dawniej wspomagali robotnicze protesty. Ich obecność tam, na miejscu, dodawała ducha i zmniejszała poczucie osamotnienia pracowników.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Artur Dmochowski
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo