Miłośnik nazistów na listach Tuska » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

Ludzie Putina chcą zabrać mi dziecko. Wstrząsające wyznanie matki

Można odebrać każde polskie dziecko.

ze zbiorów Olgi Litwinienko; na zdj. Olga Litwinienko z ojcem Władimirem Litwinienko
Można odebrać każde polskie dziecko. Wystarczy, że jakiś obywatel rosyjski zgłosi się jako jego „prawdziwy ojciec”, założy sprawę gdzieś w głębokiej Rosji, sąd przyzna mu rację, a Polska, na mocy umowy z Rosją o honorowaniu aktów prawa cywilnego i rodzinnego, uzna ten wyrok – mówi Olga Litwinienko w rozmowie z „Gazetą Polską”.
 

Ojciec Olgi Litwinienko jest bliskim współpracownikiem Władimira Putina. Olga, która uciekła przed nim z Rosji, ma dziś męża Polaka i polskie obywatelstwo. Mają czteroletniego synka Michała. Rosyjski Sąd Najwyższy orzekł właśnie, że ma on być wydany Rosji. Czy polskie władze skapitulują przed bezprawiem reżimu Putina?
 

Czy czuje się Pani bezpieczna w Polsce?
Niestety nie. Po pierwsze, z powodu mojego ojca, który wie, gdzie obecnie przebywam. Po drugie, Polska zachowuje się wobec Rosji wyjątkowo ugodowo, mimo sytuacji geopolitycznej. Jako obywatelka Polski nie czuję, że moje państwo może mnie obronić przed Rosją. Nie mam poczucia bezpieczeństwa, nie wydaje mi się, że polskie władze są w stanie obronić moją rodzinę, moje dzieci, mojego męża. Mój ojciec jest w Rosji bardzo wpływowym człowiekiem, a państwo to zachowuje się zarówno wobec Polski, jak i Europy jak niedźwiedź. Robi to, co chce, a jak podnosi łapę – nikt tak naprawdę nie wie, co będzie (Rosjanie również). Dlatego sądzę, że obywatele Polski nie są bezpieczni przed zakusami Moskwy.

Myśli Pani, że rosyjskie służby mogą infiltrować nasz kraj?
Cały czas boję się, że rosyjskie służby mogą nam coś zrobić również w Polsce. Np. porwać nasze drugie dziecko. Z niepokojem patrzę na tzw. mały ruch graniczny między Polską a Kaliningradem. Jaką mogę mieć pewność, że dwójka ludzi, korzystając z możliwości oferowanych przez umowę o „małym ruchu granicznym”, nie przyjedzie do Polski, by zrobić nam krzywdę, po czym spokojnie wróci do Rosji? Czy ktoś wystąpi w naszym imieniu? Ktoś nas obroni? Wątpię. W takiej sytuacji bardzo szybko będzie po wszystkim – dziecko zostanie porwane albo mąż zabity, albo ze mną coś się stanie. Boję się, że wszystko może się zdarzyć.

Pani ojciec usiłuje odebrać Wam syna Michała, Pani drugie dziecko?
Tak. Pod pretekstem, że Piotr nie jest jego ojcem. Chcieliśmy zrobić testy DNA w Polsce, do Rosji nie mamy zamiaru jechać, ponieważ jest zbyt duże prawdopodobieństwo, że stamtąd już nie powrócimy. Jednak strona rosyjska nie zgodziła się na te badania w Polsce. W końcu sąd rosyjski uznał, że Michał jest synem Rosjanina. A my nawet nie zostaliśmy poinformowani o terminie posiedzenia. Wyrok wydany, a Polska ma umowę z Rosją o honorowaniu aktów prawa cywilnego i rodzinnego. Proszę się zastanowić. W ten sposób można przecież odebrać każde polskie dziecko. Wystarczy, że jakiś obywatel rosyjski zgłosi się jako jego „prawdziwy ojciec”, założy sprawę gdzieś w głębokiej Rosji, sąd przyzna mu rację, a Polska uzna ten wyrok.

Jak na tę sytuację reaguje państwo polskie?
Niestety, żadne polskie służby nie są zainteresowane naszym nieszczęściem. Formalnie dla polskiego państwa wszystko dzieje się zgodnie z prawem. Jest sądowy wyrok, jest umowa polsko-rosyjska uznająca dwustronne akty prawa cywilnego i rodzinnego. Ale przecież dziecko to nie jest jakaś nieruchomość, rzecz, którą można przerzucać z kąta w kąt. Nasze dziecko nie mówi nawet po rosyjsku. Nie wyobrażam sobie, że mogą zabrać nasze dziecko z Polski, że będzie uczone języka i kultury, która jest dla niego całkowicie obca. Byłoby to dla niego ogromną traumą.

Czy jeszcze jako polityk, szukając pomocy, znalazła ją Pani wśród rosyjskich deputowanych?
Nie. A przecież wielu ludzi z rosyjskiej polityki znam osobiście. Siergiej Mironow, kiedyś przewodniczący Rady Federacji Rosyjskiej, mówił mi tak: „Daj spokój, oddaj im te dzieci, oddaj córkę, oddaj syna, tata będzie zadowolony, a ty będziesz bezpieczna. Nic nie będziesz musiała robić, będzie w porządku”. W podobnym tonie wypowiadała się obecna przewodnicząca Rady, Walentina Matwijenko, którą znam jeszcze z czasów, kiedy była gubernatorem Sankt-Petersburga. „Słuchaj, co ty tam robisz, twój ojciec chce wychować twoją córkę, niech ją wychowuje. O co ty walczysz?” – mówiła mi. Dzwonił do mnie też jeden z wiceministerów i powiedział: „Przestań się awanturować. Nic z tego nie będzie, a za to moi znajomi, którzy ci pomagają, trafią do więzienia”.
Wtedy, jeszcze będąc w parlamencie, nie chciałam w to wierzyć. Myślałam: bez przesady, przecież żyjemy w państwie, gdzie obowiązuje jakieś prawo, które chroni obywatela. Szybko zrozumiałam jednak, jak bardzo się myliłam. Zaczęto szykanować i terroryzować zarówno mnie, jak i moich przyjaciół, adwokatów, pomocników, wszystkich, którzy mnie wspierali w tej sprawie, tych, którzy pomogli mi przekroczyć rosyjską granicę.

Zna Pani więcej podobnych spraw?
Każdego, kto jest w opozycji i jest stosunkowo znany, poddaje się w Rosji szykanom. Do takich osób potrafi np. przyjść ktoś z urzędu miasta zajmujący się prawami dzieci i grozi: „Jeśli się nie uspokoisz, zabierzemy ci dziecko”. Pewna osoba z opozycji opowiedziała mi swoją historię: przyszła do niej policja i stwierdziła, że w jej domu za głośno puszcza się muzykę. Grozili, że jak będą chcieli, to doprowadzą do zabrania jej dzieci. Takich spraw, opisywanych w resztkach niezależnych rosyjskich mediów, jest wiele.

Całość rozmowy i więcej informacji w najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”

 

 



Źródło: Gazeta Polska

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Dawid Wildstein,Samuel Pereira
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo