Polska
• 07.10.2014 10:31
Dyrekcja kopalni Mysłowice-Wesoła wiedziała o niebezpieczeństwie. „Nic nie zrobili”
Tragedii w mysłowickiej kopalni można było uniknąć – twierdzi w rozmowie z niezalezna.pl Sylwester Śpiewak, górnik z kopalni Mysłowice-Wesoła.


arch.
Tragedii w mysłowickiej kopalni można było uniknąć – twierdzi w rozmowie z niezalezna.pl Sylwester Śpiewak, górnik z kopalni Mysłowice-Wesoła. Według niego, o tym, że pod ziemią robi się niebezpiecznie, wiedziano już w piątek, jednak dyrektor kopalni zbagatelizował sprawę.
W poniedziałek wieczorem w kopalni Wesoła w Mysłowicach doszło do wybuchu metanu. W jego wyniku kilkudziesięciu górników zostało rannych – w tym ośmiu ciężko – a jeden jest nadal poszukiwany. W momencie eksplozji górnicy przebywali około 660 metrów pod ziemią.
– Nie znamy losu jednego z pracowników, do tej pory jeszcze jest pod ziemią. Zastępy ratowników nie mogą do niego dotrzeć, ponieważ temperatura przekracza normy, w których człowiek może przebywać. Czekamy więc, aż schłodzą atmosferę w chodniku, w którym nastąpił wybuch metanu – tłumaczy w rozmowie z portalem niezalezna.pl Śpiewak. Niestety, jego zdaniem, poszkodowany górnik prawdopodobnie nie żyje. – Akcja będzie jednak prowadzona do czasu, dopóki górnik nie zostanie wydobyty – podkreśla.
Śpiewak dodaje, że w sumie poszkodowanych zostało ponad trzydziestu górników.
– Mam 31 poszkodowanych pracowników, w tym kilku w stanie ciężkim, którzy są na oparzeniówce w Siemianowicach. Chciałbym, żeby stamtąd przychodziły same pozytywne informacje, ale niestety praktyka mówi, że tak chyba nie będzie – zaznacza.
Sylwester Śpiewak podkreśla w rozmowie z niezalezna.pl, że tragicznego zdarzenia można było uniknąć, bo sygnały, że coś jest nie tak, pojawiły się już w piątek wieczorem.
– Pierwsze sygnały, że w kopalni nie dzieje się dobrze, mieliśmy w miniony piątek. W rejonie ściany 560 pojawiły się duże stężenia metanu. Informacja o tym, że sytuacji jest niebezpieczna, dotarła do zarządu kopalni, w tym do pana dyrektora Eugeniusza Małobęckiego. Stamtąd powinna dotrzeć dalej do wyższego urzędu górniczego – wyjaśnia Śpiewak.
Dodaje, że co prawda wprowadzono zastępy górników, którzy mieli znaleźć miejsce zagrożenia, ale „w tym czasie prowadzono jednocześnie roboty eksploatacyjne na ścianie”. – Nie zgłoszono całej sprawy wyższemu urzędowi górniczemu. Sytuacja powtarzała się w sobotę, w niedzielę i w poniedziałek – twierdzi.
Śpiewak jest przedstawicielem Solidarności 80, więc górnicy informowali go o wszystkim na bieżąco. – W poniedziałek o godz. 13 zgłaszałem szefowi działu wentylacji, szefowi działu BHP, że mamy informacje o tym, iż są przekroczone dopuszczalne stężenia i mówiłem, żeby zgłosić akcję pożarową. Niestety, ci panowie nie zrobili nic w tej sprawie – podkreśla Śpiewak. – Prawdopodobnie taka była decyzja dyrektora kopalni. I w efekcie nastąpiło to, czego nigdy byśmy sobie nie życzyli, czyli powstała duża koncentracja metanu, a w następstwie tego – wybuch – mówi.
Jego zdaniem, już przekroczenia stężenia metanu w piątek wieczorem zabraniały pracownikom wykonywania zadań w pobliżu rejonu zagrożenia. – Mogli tam przebywać jedynie ratownicy z drużyn ratowniczych, aby opanować sytuację. Niestety, decyzje były inne – dodaje.
Śpiewak obarcza odpowiedzialnością za poniedziałkowe wydarzenia dyrektora kopalni Wesoła.
– Pan dyrektor zbagatelizował sprawę, ponieważ we wtorek o godzinie 9 pełniący obowiązki prezesa miał wizytować kopalnie Katowickiego Holdingu Węglowego i pan dyrektor miał przed nim relacjonować swoje osiągnięcia w kopalni Mysłowice Wesoła. Dlatego prawdopodobnie chciano za wszelka cenę wszystko zatuszować, żeby tylko osiągnięcia były jeszcze większe – tłumaczy górnik.
Źródło: niezalezna.pl
Wczytuję ocenę...
Wczytuję komentarze...
W poniedziałek wieczorem w kopalni Wesoła w Mysłowicach doszło do wybuchu metanu. W jego wyniku kilkudziesięciu górników zostało rannych – w tym ośmiu ciężko – a jeden jest nadal poszukiwany. W momencie eksplozji górnicy przebywali około 660 metrów pod ziemią.
– Nie znamy losu jednego z pracowników, do tej pory jeszcze jest pod ziemią. Zastępy ratowników nie mogą do niego dotrzeć, ponieważ temperatura przekracza normy, w których człowiek może przebywać. Czekamy więc, aż schłodzą atmosferę w chodniku, w którym nastąpił wybuch metanu – tłumaczy w rozmowie z portalem niezalezna.pl Śpiewak. Niestety, jego zdaniem, poszkodowany górnik prawdopodobnie nie żyje. – Akcja będzie jednak prowadzona do czasu, dopóki górnik nie zostanie wydobyty – podkreśla.
Śpiewak dodaje, że w sumie poszkodowanych zostało ponad trzydziestu górników.
– Mam 31 poszkodowanych pracowników, w tym kilku w stanie ciężkim, którzy są na oparzeniówce w Siemianowicach. Chciałbym, żeby stamtąd przychodziły same pozytywne informacje, ale niestety praktyka mówi, że tak chyba nie będzie – zaznacza.
Sylwester Śpiewak podkreśla w rozmowie z niezalezna.pl, że tragicznego zdarzenia można było uniknąć, bo sygnały, że coś jest nie tak, pojawiły się już w piątek wieczorem.
– Pierwsze sygnały, że w kopalni nie dzieje się dobrze, mieliśmy w miniony piątek. W rejonie ściany 560 pojawiły się duże stężenia metanu. Informacja o tym, że sytuacji jest niebezpieczna, dotarła do zarządu kopalni, w tym do pana dyrektora Eugeniusza Małobęckiego. Stamtąd powinna dotrzeć dalej do wyższego urzędu górniczego – wyjaśnia Śpiewak.
Dodaje, że co prawda wprowadzono zastępy górników, którzy mieli znaleźć miejsce zagrożenia, ale „w tym czasie prowadzono jednocześnie roboty eksploatacyjne na ścianie”. – Nie zgłoszono całej sprawy wyższemu urzędowi górniczemu. Sytuacja powtarzała się w sobotę, w niedzielę i w poniedziałek – twierdzi.
Śpiewak jest przedstawicielem Solidarności 80, więc górnicy informowali go o wszystkim na bieżąco. – W poniedziałek o godz. 13 zgłaszałem szefowi działu wentylacji, szefowi działu BHP, że mamy informacje o tym, iż są przekroczone dopuszczalne stężenia i mówiłem, żeby zgłosić akcję pożarową. Niestety, ci panowie nie zrobili nic w tej sprawie – podkreśla Śpiewak. – Prawdopodobnie taka była decyzja dyrektora kopalni. I w efekcie nastąpiło to, czego nigdy byśmy sobie nie życzyli, czyli powstała duża koncentracja metanu, a w następstwie tego – wybuch – mówi.
Jego zdaniem, już przekroczenia stężenia metanu w piątek wieczorem zabraniały pracownikom wykonywania zadań w pobliżu rejonu zagrożenia. – Mogli tam przebywać jedynie ratownicy z drużyn ratowniczych, aby opanować sytuację. Niestety, decyzje były inne – dodaje.
Śpiewak obarcza odpowiedzialnością za poniedziałkowe wydarzenia dyrektora kopalni Wesoła.
– Pan dyrektor zbagatelizował sprawę, ponieważ we wtorek o godzinie 9 pełniący obowiązki prezesa miał wizytować kopalnie Katowickiego Holdingu Węglowego i pan dyrektor miał przed nim relacjonować swoje osiągnięcia w kopalni Mysłowice Wesoła. Dlatego prawdopodobnie chciano za wszelka cenę wszystko zatuszować, żeby tylko osiągnięcia były jeszcze większe – tłumaczy górnik.
Źródło: niezalezna.pl

