Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Moja Solidarność

Nagle wszystko się zmieniło. Cud. Oszołomienie. Nadzieja. Wielka Nadzieja. Rzuciłem się w tę nową rzeczywistość.

Nagle wszystko się zmieniło. Cud. Oszołomienie. Nadzieja. Wielka Nadzieja. Rzuciłem się w tę nową rzeczywistość. Doktorat odstawiony na półkę, fabryczne hale, zebrania załóg, wiece, podniecenie i radość. Byliśmy razem. 10 milionów szczęśliwych i pięknych w swoim poświęceniu Polaków. Obywateli. Młodych i starych. Robotników, inteligentów, chłopów. Wielka siła, którą czuliśmy i która nas napędzała.

W sierpniu 1980 r. po zakończeniu akcji górskiej w Himalajach Garhwalu wracaliśmy zmęczeni i wygłodzeni do cywilizacji. W jakimś przydrożnym hoteliku wpadła nam w ręce anglojęzyczna gazeta z notatką o strajku w Gdańsku, o Wolnych Związkach Zawodowych, dziwnych rozmowach komunistów ze strajkującymi. Pomyślałem, że to przypadkowa dziennikarska sensacja wyolbrzymiająca kolejną akcję kilku opozycjonistów z WZZ, o których czytałem regularnie w podziemnych biuletynach. Nikt, nawet osoby związane z opozycją lat 70., nie spodziewał się przecież, że może wybuchnąć Solidarność. Nie godziliśmy się na ten absurdalny i nieludzki system, ale wiedzieliśmy, że do końca życia będziemy w nim tkwili. Wielu uciekało za granicę. Ale wielu z nas nie chciało wyjeżdżać.

To był nasz kraj

A komuniści i ich system był jakby obok. To byli „oni”. A my byliśmy „my”. Umieliśmy z nimi pogrywać, wytrzymywaliśmy idiotyzm i zło systemu. Naszą przewagą był fakt, że się na ten cholerny PRL nie godziliśmy. Nie robiliśmy karier, trochę spiskowaliśmy w jakichś SKS-ach, oazach czy alternatywnych teatrach… Byliśmy czyści moralnie i to musiało wystarczyć za wiele… Ale chyba nie wierzyliśmy w możliwość prawdziwej zmiany.

I nagle wszystko się zmieniło. Cud. Oszołomienie. Nadzieja. Wielka Nadzieja. Rzuciłem się w tę nową rzeczywistość. Doktorat odstawiony na półkę, fabryczne hale, zebrania załóg, wiece, podniecenie i radość. Byliśmy razem. 10 milionów szczęśliwych i pięknych w swoim poświęceniu Polaków. Obywateli. Młodych i starych. Robotników, inteligentów, chłopów. Wielka siła, którą czuliśmy i która nas napędzała.

Ale od początku była to też mordercza walka. Z jednej strony wolność, spontaniczne tworzenie i samoorganizacja, z drugiej śmiertelnie raniony, ale wciąż potężny jeszcze, kąsający i przyczajony do ataku system. Dalej kłamał, kradł i zabijał. Z jednej strony naiwna szczerość i prawda, z drugiej obłuda i kłamstwo. Byli agenci i były służby, a politykierzy już zajmowali się podziałami, tropili „prawdziwych Polaków”, ale my – bardzo naiwni – wierzyliśmy, że jesteśmy jeszcze wszyscy razem.

Program zapisany w postulatach

I wszystko wydawało się w gruncie rzeczy proste: chcieliśmy żyć we własnym kraju, sami zorganizować to życie, w miarę przyzwoicie zarabiać, by utrzymać rodziny, mieć wpływ na nasze zakłady pracy, móc się modlić w naszych kościołach, i móc rozróżniać dobro od zła… I taki stworzyliśmy program. Program 21 postulatów w sierpniu 1980 r., a później program Samorządnej Rzeczypospolitej przyjęty na pierwszym Zjeździe NSZZ „Solidarność” jesienią 1981 r. w gdańskiej Hali Olivii.

Warto przypomnieć trzy filary tego programu. Po pierwsze chodziło o to, byśmy mogli nasze życie we wszystkich dziedzinach sami, oddolnie, jako obywatele i społeczeństwo, samorządnie organizować; po drugie, chodziło o to, by samorząd pracowniczy i związki zawodowe miały wpływ na losy zakładów pracy; po trzecie zaś domagaliśmy się rozliczenia winnych polskich tragedii z lat 1956, 1970, 1976.

Wiedzieliśmy, że nowy ład społeczny musi mieć jasne i trwałe podstawy moralne, że nie da się budować przyszłości Polski bez rozliczenia komunizmu i komunistów. Że przyszłość bez dekomunizacji będzie zatruta obłudą i niesprawiedliwością społeczną. Dlatego ta sprawiedliwość miała być zagwarantowana także w innych dziedzinach i obszarach naszego życia społecznego. A masowy, żywy, autentyczny ruch społeczny, koła, zarządy i komitety Solidarności, rady pracownicze, samorządy zawodowe, niezależna prasa, miały tej sprawiedliwości dla zwykłego człowieka pilnować. I myśmy w to uwierzyli jak Polska długa i szeroka. W wielkich ośrodkach przemysłowych, w małych miasteczkach, na wsi.

Bo nasza Solidarność to była troska o słabszego, sprawiedliwy podział dobra publicznego, wielki twórczy zapał i uwolnienie olbrzymich rezerw rozwojowych Polaków, tkwiących w naszych zdolnościach, talentach i ciężkiej pracy. To wszystko było możliwe, bo ten wielki narodowy ruch społeczny, jakim była Solidarność, nadawał sens naszemu życiu społecznemu i obywatelskiemu zaangażowaniu każdego z nas.

Cud podmiotowości

Wierzyliśmy w prawdę, w szczerość intencji naszych przedstawicieli, chcieliśmy być naprawdę odpowiedzialni za naszą wspólnotę. Nie szukaliśmy podziałów, byliśmy razem. Choć zdawaliśmy sobie jasno sprawę, że walka dopiero się zaczyna. I wiedzieliśmy, w sposób absolutnie oczywisty, że podstawowym warunkiem powstania tej nowej wolnej, dynamicznej, samoorganizującej się Polski, jest zwycięstwo nad komunizmem. Nad tym imperium zła odpowiedzialnym za miliony ofiar, za stracone szanse rozwojowe, za beznadzieję życia naszego, naszych rodziców i – tak sądziliśmy – następnych pokoleń. Czuliśmy już, że tę walkę zaczynamy wygrywać. Bo powstała nadzieja. Nasze umęczone komunizmem społeczeństwo, z wymordowanymi przez Hitlera i Stalina prawdziwymi elitami, zaczęło się realnie zmieniać. Uwierzyło, że może być inaczej. Uwierzyło, że może być, że jest, podmiotem. To był prawdziwy cud, którego w imperium zła się nie spodziewaliśmy. Ale nastąpił.

Solidarność, zanim system zdążył zareagować, zmieniła nas, dała nadzieję i podmiotowość. I na nic zdał się terror stanu wojennego, kolejne morderstwa i propagandowe kłamstwa, a nawet kryzys zmęczonego społeczeństwa i związku. Tego procesu, tej przemiany nie dało się już komunistom odwrócić…

Nowe pokolenie

Solidarność szybko odrodziła się w postaci pokolenia ’88, pokolenia strajków studenckich i robotniczych organizowanych przez nowe, bardziej nawet radykalne niż pokolenie buntowników antysystemowych z 1980 r.

To był zresztą może ostatni masowy zryw tamtej Solidarności, antykomunistycznego związku zawodowego, który stawiał twarde, radykalne postulaty socjalne i niepodległościowe. Walczył z systemem, łączył cele dobra publicznego i sprawiedliwości społecznej z celami tożsamościowymi i podmiotowymi wspólnoty politycznej. Wiedział, tak jak moja Solidarność z roku 1980, że jedno jest nierozerwalnie związane z drugim. Że tylko będąc samorządnym i niezależnym gospodarzem we własnym kraju, który – odwołując się do wartości chrześcijańskich – rozliczy jednak winnych zbrodni komunizmu, ustanowi symboliczny mit założycielski odnowionej polskiej wspólnoty i wskaże Polakom co jest dobrem, a co złem. I tylko wtedy możemy zapewnić w Polsce prawdziwy „ład porozumień zbiorowych”, rzetelny i sprawiedliwy podział dobra publicznego, a także uruchomić prawdziwie kreatywne zasoby rozwojowe tkwiące w naszym społeczeństwie.

Taka była moja, nasza Solidarność z tamtych lat. Dawała nadzieję i – w gruncie rzeczy – proste, piękne recepty dla Polski. Budowała wspólnotę ponad jednostkowym egoizmem, ale broniąc wolności, dawała także nadzieję na indywidualny rozwój każdemu z nas.

Cały tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie"

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Piotr Gliński
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo