Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Krymscy Tatarzy stoją murem za Ukrainą. Kto jest kim na półwyspie

Ten, kto teraz zarządzi w stosunku do Rosji politykę appeasementu i pozwoli na okupację półwyspu zgodnie z mottem „Zostawmy Rosjanom ten ich Krym”, zawiedzie nie tylko Tatarów Krymskich.

Artur Shvarts/PAP/EPA
Ten, kto teraz zarządzi w stosunku do Rosji politykę appeasementu i pozwoli na okupację półwyspu zgodnie z mottem „Zostawmy Rosjanom ten ich Krym”, zawiedzie nie tylko Tatarów Krymskich. Gdyby UE i NATO dopuściły do takiej sytuacji na swoich bezpośrednich granicach, drzwi, a nawet bramy do kolejnych agresji stanęłyby otworem – mówi dr Mieste Hotopp-Riecke, dyrektor Institut for Caucasica–Taurica and Turkestan Studies Berlin (ICATAT), w rozmowie z „Gazetą Polską”.

W ubiegłym tygodniu opublikował Pan artykuł pt. „Najlepszymi Ukraińcami na Krymie są Tatarzy”. Jak to rozumieć?
To taki bon mot, powiedzonko kursujące na Krymie. Rzecz w tym, że żaden z ruchów i żadne ze środowisk na Ukrainie nie myśli i nie działa w sposób równie propaństwowy, jak właśnie Tatarzy Krymscy. Wszelkie uroczystości przez nich organizowane odbywają się w dwóch językach: krymskotatarskim i ukraińskim, a młodzi posługują się biegle również rosyjskim. Przy czym pamiętajmy, że wielu Ukraińców mieszkających na Krymie mówi wyłącznie po rosyjsku, a stanowiący ok. 58 proc. ludności półwyspu Rosjanie odcinają się od Ukrainy – w ich domach ogląda się rosyjską telewizję, słucha rosyjskiego radia. Tymczasem zarówno zwykli Tatarzy Krymscy, jak i ich przywódcy polityczni zdecydowanie stają murem za Ukrainą.
Mustafa Dżemilew, jedyny krymskotatarski parlamentarzysta w Kijowie, powiedział kilka tygodni temu na Euromajdanie: „Tatarzy Krymscy będą zawsze stali po stronie narodowych, demokratycznych sił Ukrainy. Wciąż mamy nadzieję na przystąpienie Ukrainy do Unii Europejskiej. Tylko w demokratycznej Ukrainie w ramach UE będziemy mogli żyć wolni i równi. Innych opcji nie mamy”.

A jakie myśli przychodzą Panu do głowy, gdy po raz setny słyszy Pan z niemieckich mediów, że „Krym w zasadzie od zawsze był częścią rosyjskiego terytorium”?
Z tego rodzaju argumentacją, podnoszoną przez tzw. ekspertów, a nawet polityków, nie ma co nawet dyskutować, ponieważ te wypowiedzi odzwierciedlają po prostu rosyjską koncepcję dziejową. Powtarzanie tych naukowo nieprawdziwych wypowiedzi nawet tysiąc razy nie sprawi, że nagle staną się one prawdą. Tym bardziej że nawet jeżeli zaczęlibyśmy teraz dyskusję nad tym, kto z racji historii może sobie rościć jakiekolwiek prawo do Krymu, to nie byliby to wcale Ukraińcy, a już w żadnym wypadku Rosjanie, tylko właśnie Tatarzy Krymscy. To oni są autochtonicznymi mieszkańcami półwyspu, potomkami ludów tureckich, które od VI w. zamieszkiwały Krym. Tatarzy Krymscy są muzułmanami hanafickiej szkoły prawa. Zanim osiedlili się na Krymie, ten zdążył już być bizantyjski, grecki, gocki, a przez jego obszar przewinęły się, oprócz zaliczanych do ludów tureckich Połowców, Chazarów i Tatarów, również Wenecjanie i Genueńczycy. Różne rzeczy na Krymie się działy, ale z pewnością nie był on rosyjski. Jeżeli więc znowu pada argument o rzekomej historycznej przynależności Krymu do Rosji, to jest on ahistoryczny. Niedawno z ust rzecznika CDU ds. zagranicznych Phillipa Mißfeldera padło stwierdzenie, że geostrategiczna kwestia Krymu jest dla Moskwy bardzo delikatna, ponieważ chodzi tu o pradawny obszar Rosji. Oceniam tę wypowiedź jako nieodpowiedzialną i niebezpieczną. Historycznie Krym nie jest częścią Rosji, półwysep został zaanektowany przez Rosję dopiero w 1783 r. A takie komentarze odwracają uwagę od clue problemu, którym są roszczenia wysuwane przez Rosję jako kontynuatorkę Związku Sowieckiego. Ten rozdział powinien zostać raz na zawsze zamknięty. Nie wolno nam akceptować rozgrywającego się na naszych oczach zajęcia Krymu.
Ten, kto teraz zarządzi w stosunku do Rosji politykę appeasementu i pozwoli na okupację półwyspu zgodnie z mottem „Zostawmy Rosjanom ten ich Krym”, zawiedzie nie tylko Tatarów Krymskich. Otwierając drzwi do wyniszczenia jednego z najstarszych islamskich narodów Europy, zostawi jednocześnie na pastwę losu tysiące Ukraińców i Rosjan, którzy od dziesięcioleci upominają się o poszanowanie praw człowieka i demokratyzację. Taka polityka ustępstw przypomina mi atmosferę panującą przed wkroczeniem armii nazistowskich Niemiec do Czechosłowacji. Gdyby Unia Europejska i NATO dopuściły do takiej sytuacji na swoich bezpośrednich granicach, drzwi, a nawet bramy do kolejnych agresji stanęłyby otworem. W mojej opinii jedyną strategią powinno być uruchomienie wszystkich możliwych sił dyplomatycznych, by nadrobić już powstałe [w wyniku opieszałości – ODH] straty.

W 1944 r. oskarżeni przez Stalina o kolaborację z Hitlerem Tatarzy Krymscy zostali wywiezieni w bydlęcych wagonach z półwyspu na wschód. Połowa deportowanych nie przeżyła podróży. W tym roku przypada 70. rocznica tamtych wydarzeń. Odnoszę jednak wrażenie, że w Europie niewiele się wie na ten temat. Ignorancja?
Po części tak. Uważam jednak, że niewiedza odnośnie do ludów tureckich w Europie Środkowo-Wschodniej jest nieporównywalnie bardziej konsekwencją 70 lat panowania Sowietów w tej części świata. Przecież to całkowicie zmieniło sposób postrzegania całego regionu. O ile w średniowieczu mówiono jeszcze o „Wielkiej Tartarii”, zajmującej obszar od Uralu przez Syberię po Turkiestan, i „Małej Tartarii”, rozciągającej się od północnego Kaukazu przez tereny nad Morzem Czarnym i aż po obszary dzisiejszej Ukrainy, to lata rosyjskiej dominacji za Sowietów zrobiły swoje – historia tych obszarów i zamieszkującej go różnorodnej ludności została wymazana. Tak, że nawet historycy z Europy Wschodniej, a już w sposób ekstremalny zachodnioeuropejskie elity, media i politycy, całkowicie wyparli ze świadomości istnienie tej jakże innej, turkojęzycznej historii Europy Wschodniej. W Polsce ta perspektywa, dzięki wielowiekowej obecności islamsko-tatarskiej mniejszości i prądom kulturowych sarmatyzmu, na szczęście jest ukształtowana zupełnie inaczej. Widzimy to wyraźnie na przykładzie apelu, wystosowanego przez byłych w większości, polskich działaczy antykomunistycznych „Former activists of anticommunist opposition and people of goodwill”. W innych państwach Unii Europejskiej nie słyszeliśmy takich głosów. Taka sytuacja wynika z długiej historii islamu w Polsce oraz towarzyszącej Polakom od setek lat świadomości zagrożenia ze strony rosyjskiej polityki imperialnej.

4 marca br. Władimir Putin pokazał, na co go stać, bez ogródek zapowiadając, że zbrojna interwencja na Krymie jest realną opcją. Do tej pory Tatarzy na Krymie zachowywali spokój, nie dali się prowokować. Jak się jednak zachowają, gdyby doszło do otwartej, oficjalnej konfrontacji z siłami Rosji?
Jestem przekonany, że to, iż do tej pory na Krymie nie doszło do śmierci tysięcy osób i rozpętania gorącej wojny, zawdzięczamy odpowiedzialnej polityce Medżilisu [krymskotatarskiej Rady Narodowej – O.D.H.]. Dwulicowość i bezwstydne, kłamliwe przedstawienie, jakie zobaczyliśmy na wtorkowej konferencji prasowej Putina, ostatecznie obnażyło go jako polityka szowinistycznego, jawnie uprawiającego politykę w duchu XX w. Wszystko po to, by zapewnić sobie jak największe pole dla forsowanego projektu euroazjatyckiego. Roztropna polityka Tatarów Krymskich jest tu, moim zadaniem, godna podziwu. Co więcej – jest ona logiczna i konsekwentna, ponieważ Tatarzy Krymscy mają za ojczyznę tylko ten jeden półwysep, a w tym konflikcie wygra sprytniejszy. Tatarzy Krymscy już nieraz w swojej historii zdążyli się przekonać, że taktyka wstrzemięźliwości i opanowania jest najlepsza.

Tylko że sytuacja na Krymie jest wciąż bardzo napięta i może napawać niepokojem. Czy w Pana odczuciu Zachód przespał w sprawie Ukrainy swoją szansę, po prostu zawiódł?
Zawiodła europejska polityka. Popełniono poważne błędy, część z nich wzięło się ze wspomnianej już ignorancji i niewiedzy Zachodu. Dużym błędem Unii Europejskiej było zaniedbanie polityki sąsiedztwa w rejonie Morza Czarnego, poskąpienie na nią środków. Gdyby np. pewne projekty na Krymie były wspierane finansowo, gdyby nakierowano je na budowę społeczeństwa obywatelskiego etc., to można by potem pokazać ludność Krymu jako modelowy przykład wdrażania europejskich wzorców. Tymczasem zamiast takiego projektu Unia wyszła z ograniczeniami wizowymi dla Ukraińców. Skończyło się tym, że dla wielu z nich bardziej sensownym wariantem stało się zbliżenie nie z Zachodem, lecz ze Wschodem. Łatwiej niż do UE jest pojechać do Rosji i tam handlować, pracować, podjąć studia. Wygląda na to, że Ukraina po prostu nie należała do ścisłego obszaru zainteresowań UE, i to mimo że znajduje się na jej zewnętrznej granicy. Prof. dr Andreas Umland z Uniwersytetu Narodowego Akademii Mohylańskiej w Kijowie zahacza o problem braku zainteresowania Ukrainą w swoim artykule „Biała plama. Ukraina w niemieckim odbiorze społecznym”. Umland zauważa, że podczas gdy w Moskwie aż się roi od niemieckich korespondentów, tych w Kijowie można policzyć na palcach jednej ręki. A nawet jeżeli w mediach są jakieś doniesienia z Ukrainy, to zazwyczaj ze studia w Moskwie lub w Warszawie. Niemieckie agencje informacyjne specjalizujące się w tematach ukraińskich, w przeciwieństwie do analogicznych agencji celujących w analizach rosyjskich, mają nieporównywalnie mniejsze grono odbiorców. Jedyny pozytyw z aktualnej sytuacji to chyba tylko ten, że na fali zainteresowania Ukrainą wzrośnie wiedza na temat tego państwa i jego problemów. W Niemczech odbywa się teraz wiele wykładów dotyczących Ukrainy, przy okazji porusza się również sprawy Tatarów Krymskich, mówi się o nich zdecydowanie więcej niż przed Euromajdanem. Trudno powiedzieć, na ile długotrwałe będzie to zainteresowanie, zwłaszcza wśród dziennikarzy. Najprawdopodobniej skończy się tym, że karawana reporterów pójdzie dalej, a problemy zostaną.

Całość wywiadu w najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”

Dr Mieste Hotopp-Riecke jest ekspertem ds. Krymu. Studiował islamoznawstwo w Berlinie, Wiedniu, Symferopolu, Baku i Samsunie. Doktoryzował się w Instytucie Turkologii na berlińskim Freie Universität. Od 2007 r. kieruje Instytutem ICATAT. W lecie 2014 r. ukaże się jego książka „Tatarzy na Krymie. Między asymilacją a samostanowieniem”

 



Źródło: Gazeta Polska

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Olga Doleśniak-Harczuk
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo