Chiński kawałek amerykańskiej ziemi
Balony szpiegowskie unoszące się nad kontynentalnymi Stanami Zjednoczonymi były tematem bardzo medialnym i długo omawianym. Ale powolne kupowanie amerykańskiej ziemi przez Chiny, np. korporacje powiązane z rządem, dzieje się raczej po cichu. Takie działki Chińczycy kupują chociażby w pobliżu baz wojskowych. Stanowi to poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego USA.

Chiny nie posiadają dużo amerykańskich gruntów rolnych – nieco mniej niż 1 proc. wszystkich gruntów należących do podmiotów zagranicznych. Tak podaje Departament Rolnictwa (USDA). Według oficjalnych danych z końcem 2011 r. chińscy inwestorzy posiadali tylko 69 295 akrów amerykańskiej ziemi, ale już pod koniec 2021 r. kontrolowali 383 935 akrów.
Zagrożenie dla państwa
Niedawno lokalna rada miejska w Dakocie Północnej odrzuciła zakusy powiązanej z chińskim rządem Grupy Fufeng dotyczące kupna ziemi położonej bardzo blisko bazy sił powietrznych Grand Forks. To pozwoliło nagłośnić temat i zastanowić się, czy przypadkiem władze federalne nie ignorują chińskiego zaangażowania.
Dla portalu Washington Examiner wypowiedział się senator Marco Rubio, republikanin z Florydy, wiceprzewodniczący senackiej komisji ds. wywiadu: „Pozwolenie chińskim firmom mającym powiązania z partią i państwem na kupowanie strategicznie ważnych gruntów w Stanach Zjednoczonych jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego. Musimy traktować Komunistyczną Partię Chin adekwatnie do tego, czym jest, czyli jako naszego największego przeciwnika”.
Chińskie balony nad Ameryką, z których co najmniej część zestrzelono, udowodniły, że metody szpiegowskie nie zawsze muszą być wysublimowane. Dało to do myślenia amerykańskim politykom i ustawodawcom, aby coś zrobić z zakupem ziemi przez Chińczyków, najlepiej po prostu zakazać tego procederu. Do tej pory najczęściej kończyło się na słowach, ale dziś zaczyna wygrywać przekonanie, że należy temu przeciwdziałać. Chiny zakupiły grunty w pobliżu baz wojskowych w Teksasie i Dakocie Północnej.
Sun Guangxin, chiński potentat na rynku nieruchomości, począwszy od 2016 r. wydał dziesiątki milionów dolarów na zakup co najmniej 140 tys. akrów ziemi w Teksasie niedaleko Del Rio, bardzo blisko bazy sił powietrznych Laughlin, w której szkolą się amerykańscy piloci wojskowi. Chińczyk, poprzez amerykańską spółkę zależną, chciał wybudować farmę wiatrową. Politycy w Teksasie podjęli wysiłki, aby nie dopuścić do realizacji projektu ze względów bezpieczeństwa. Dodajmy, że Sun Guangxin jest byłym kapitanem Armii Ludowowyzwoleńczej ChRL i ma mocne powiązania z Komunistyczną Partią Chin.
Powiedzmy „nie”
Z kolei Fufeng Group, bardzo duża firma rolnicza mająca bliskie powiązania z chińskim rządem, kupiła w Dakocie Północnej 370 akrów ziemi pod budowę młyna do przeróbki kukurydzy. W pobliżu znajduje się baza sił powietrznych Grand Forks, w której przeprowadza się tajne operacje lotnicze i kosmiczne.
Komitet ds. Inwestycji Zagranicznych w Stanach Zjednoczonych (CFIUS) dyskutował wiele miesięcy, by ostatecznie odmówić zablokowania projektu. I to mimo nalegań republikańskich senatorów i kongresmenów z Dakoty Północnej. Gdy CFIUS odmówił działania, Siły Powietrzne USA ostrzegły przed ryzykiem i poważnym zagrożeniem bezpieczeństwa narodowego. W lutym rada miasta Grand Forks przegłosowała zakończenie projektu.
W 2018 r. USDA uznał, że chińska inicjatywa „Jeden pas, jedna droga” („One Belt One Road”) ma za zadanie włączenie inwestycji w rolnictwo do szerszych celów geopolitycznych. W grudniu Congressional Research Service podał, że chińska inicjatywa ma na celu „rozszerzenie globalnego zasięgu gospodarczego i wpływów Chin”, a sam pomysł „One Belt One Road” obejmuje zagraniczne inwestycje w technologie energetyczne, transportowe i telekomunikacyjne, a także w wiele innych dziedzin.
Sprawie zaczęli się przyglądać niektórzy członkowie Kongresu. W ubiegłym roku republikańscy kongresmeni wielokrotnie wzywali administrację Bidena do zbadania „zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego z powodu kupowania przez Chiny amerykańskiej ziemi uprawnej”. Wezwali również sekretarza ds. rolnictwa Toma Vilsacka, aby zrobił coś więcej z tym problemem.
Amerykańsko-Chińska Komisja ds. Przeglądu Gospodarczego i Bezpieczeństwa stwierdziła w zeszłym roku, że „teren należący do obcego właściciela w pobliżu obiektów wojskowych może wymagać dodatkowego monitorowania”, i ostrzegła, że „ponieważ coraz więcej chińskich inwestorów kupuje grunty, w tym do celów rolniczych, CFIUS ma możliwość zabezpieczenia ważnych wojskowych aktywów”.
Michael McCaul, republikański kongresmen z Teksasu, przewodniczący komisji spraw zagranicznych Izby Reprezentantów, powiedział: „Byliśmy świadkami szpiegostwa i innych złośliwych działań, kiedy Komunistyczna Partia Chin mogła kupować ziemię w pobliżu amerykańskich baz wojskowych. To bardzo niepokojące. Wszystkie agencje bezpieczeństwa narodowego powinny mieć głos i uprawnienia pozwalające przeciwdziałać takim zakupom”.
Chętnych nie brakuje
Tak czy inaczej, zagraniczna własność gruntów w USA się zwiększa. Warto zaznaczyć, że spora część polityków, ustawodawców, ekspertów ds. bezpieczeństwa narodowego i mediów zaczyna w końcu dostrzegać problem i jest zaniepokojona rosnącą rolą Chin. Jednocześnie podkreśla się, że mamy do czynienia z dość powściągliwą reakcją administracji federalnej, która – jak się zdaje – nie dostrzega zagrożenia.
W rocznym raporcie Departamentu Rolnictwa USA wyczytać możemy, że w 2021 r. (ostatni rok zestawienia) stwierdzono, że 40,84 mln akrów ziemi jest własnością zagraniczną. Departament ogłosił, że był to wzrost o ponad 2,4 mln akrów do 2020 r. i stanowi 3,1 proc. wszystkich prywatnych gruntów w USA. Congressional Research Service odnotował w tym roku, że Kanada posiadała 31 proc. ziemi kontrolowanej przez zagranicę, Holandia 12 proc., Włochy 7 proc., a Wielka Brytania i Niemcy po 6 proc. Inwestycje zagraniczne w grunty rolne są skoncentrowane na południu i zachodzie.
Zagraniczni inwestorzy wykupują ziemię i grunty rolne z różnych powodów. Na przykład Kanada, która posiada 12,8 mln akrów, jest zainteresowana lasami i drewnem. Chiny mają zaledwie ułamek gruntów rolnych w USA, ale ich inwestycje w „gospodarstwa rolne” gwałtownie wzrosły w ostatnich latach.
W połowie marca, podczas przesłuchania w Senacie, republikanin z Indiany, senator Mike Braun, pytał sekretarza rolnictwa Toma Vilsacka, czy Departament Rolnictwa jest za tym, aby Chiny, Rosja, Iran czy Korea Płn. posiadały amerykańskie pola uprawne.
„Po pierwsze, jak myślisz, ile ziemi uprawnej posiadają?” – odpowiedział Vilsack. „Martwię się, że w przyszłości będą miały więcej” – powiedział Braun.
I na to wygląda.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie

