Koalicja „jasnej strony mocy”
Wizyta 46. prezydenta w dziejach USA Joego Bidena w Polsce jest wydarzeniem znacznie przekraczającym skalę dwustronnych relacji polsko-amerykańskich. Prezydent Stanów Zjednoczonych przyjeżdża do naszego kraju po raz drugi w ciągu niespełna roku. To zdarza się bardzo rzadko. Przypomnę, że jego poprzednik Donald Trump był w Polsce raz, a raz w zastępstwie wysłał wiceprezydenta Michaela Pence’a.

Pierwszy lokator Białego Domu przyjeżdża do Polski w symbolicznym czasie: w pierwszą rocznicę napaści Rosji na naszego wschodniego sąsiada. Ta wizyta to docenienie kluczowej roli Polski, gdy chodzi o pomoc dla Ukrainy, zarówno polityczną, jak i dyplomatyczną, ale także jako hubu militarnego i medycznego.
Wola budowy tamy przeciw Rosji
Nawet nieprzychylne nam liberalne media w USA, podobnie jak prasa w Europie Zachodniej, podkreślają kluczową rolę Polski w przyjęciu paru milionów uchodźców z Ukrainy. To wszystko tworzy pozytywną aurę wokół Rzeczypospolitej, która dba o to, co chyba najważniejsze, czyli wspólne interesy strategiczne.
Oczywiście nie wszyscy w obozie demokratów, a także republikanów są przekonani o konieczności utrzymywania pomocy Waszyngtonu w Europie Wschodniej na taką skalę. Na szczęście jednak dla Ukrainy – i dla Polski – ci, którzy opowiadają się za zwiększaniem roli Stanów Zjednoczonych na Starym Kontynencie, a zwłaszcza budowaniem tamy przeciwko Rosji, są w przewadze.
Z całą pewnością rozumieją wagę oporu Kijowa i konieczność powstrzymania imperialnej polityki Moskwy kluczowi politycy, tacy jak sekretarz stanu USA Antony Blinken oraz sekretarz obrony Lloyd Austin. Na drugim biegunie jest coraz bardziej wpływowy doradca do spraw bezpieczeństwa Jake Sullivan.
W zeszłym tygodniu od istotnej osoby w NATO usłyszałem słowa że, w wielu sprawach wewnątrzamerykańskich Sullivan jest „już ważniejszy” niż prezydent Biden. Trudno to oceniać z drugiej strony Atlantyku, jednak dla nas znacznie ważniejsze jest stopniowe zwiększanie amerykańskiego zaangażowania w wojnę w Europie Wschodniej.
Przypomnę, że Biały Dom przekroczył już kilka „czerwonych linii” przez siebie wcześniej wyznaczonych. Początkowo deklarował, że nie będzie czołgów typu Abrams – a jednak ostatecznie podjął decyzję, aby przekazać je walczącej Ukrainie. Zdecydowanie odmawiał przekazania samolotów Kijowowi, aby jednak w końcu w budżecie na obronę na rok 2023 przeznaczyć 100 mln dol. na szkolenia dla ukraińskich pilotów.
Nieoficjalnie mówi się, że chodzi o samoloty F-15 i F-16. Na logikę biorąc: po co szkolić pilotów na tak drogim sprzęcie, jeśli zakłada się, że nie będzie on przekazany Kijowowi… Z Waszyngtonu słychać, że strategiczna decyzja o przekazaniu tych myśliwców stronie ukraińskiej już zapadła, ale nie została jeszcze, ze względów taktycznych, ogłoszona. Te szczegóły są potrzebne, bo to właśnie Biden swoim nazwiskiem firmuje politykę głębokiego zaangażowania finansowego, a także militarnego po „jasnej stronie mocy” w wojnie rosyjsko‑ukraińskiej.
Prezydent Biden przyjeżdża do kraju, który z powodów historycznych wie, czym była biała Rosja, a potem czerwona Rosja i czym jest bezpośrednia kontynuatorka tych imperialnych tradycji − Rosja Putina. Głowa największego mocarstwa świata pojawi się w Polsce – kraju, który najbardziej ze wszystkich zdał egzamin z praktycznej solidarności z naszym napadniętym wschodnim sąsiadem. I który w sprawach Rosji miał rację, wtedy gdy nie miał jej 44. w dziejach USA prezydent Barack Obama, wiceprezydent Joe Biden i sekretarz stanu Hillary Clinton, gdy w latach 2009−2013 przeprowadzali nieszczęsny reset w stosunkach amerykańsko-rosyjskich.
Imię Polski to solidarność
Amerykańskiego prezydenta w Polsce przywitają władze państwowe, o których śmiało można powiedzieć, że były prekursorem twardej obrony Ukrainy i demokracji przed Rosją i satrapią. To Rzeczpospolita była „trendsetterem” pokazującym drogę innym państwom, także tym, które przez pierwsze tygodnie agresji Moskwy odliczały dni do rosyjskiego zwycięstwa – nawet jeśli go nie chciały.
To przecież państwo polskie ustanowiło swoisty kanon solidarności z Ukrainą, który stał się częścią zachodniego DNA Anno Domini 2022. Jednak Biden przyjeżdża również do polskiego społeczeństwa, które w największym stopniu zdało egzamin z solidarności z narodem ukraińskim.
Zwykli Polacy, których polski rząd nie musiał do niczego namawiać, otworzyli serca i domy dla ukraińskich sąsiadów, w szczególności kobiet z dziećmi i osób starszych. Nikt wtedy nie myślał, że może to tak znacząco przyczynić się do poprawy wizerunku Polski w świecie. Nikt nie brał pod uwagę, że postawa przeciętnych Polaków, tak jak postawa rządu RP, stanie się dla nas kartą w politycznej talii.
To był odruch elementarnej solidarności, a także chrześcijańskiej moralności w narodzie, który nie jest bez grzechów, ale który po raz kolejny potrafi zdać egzamin w godzinie próby. Spodziewam się, że te działania polskich Kowalskich i Nowaków, tak jak prezydenta RP, premiera i rządu będą publicznie odnotowane przez lokatora Białego Domu.
Świat będzie patrzył na Rzeczpospolitą
W zeszłym roku w Warszawie Joe Biden wygłosił ważne polityczne przesłanie, w którym szczerze przyznał, że wojna w Europie Wschodniej potrwa długo. Nie była to może mowa prezydenta Donalda Trumpa z placu Krasińskich, ale też zupełnie inne były okoliczności tamtego przemówienia sprzed blisko sześciu lat i tego sprzed niespełna roku.
Czy Biden pójdzie w ślady prezydenta z przeciwnego obozu – Ronalda Reagana, który w najbardziej klarowny sposób zdefiniował Rosję Sowiecką jako imperium zła? Zobaczymy. Przypomnijmy, że Biden użył wyjątkowego jak na przywódcę światowego mocarstwa języka, gdy publicznie określił Putina jako bandytę. Jednak po kilku miesiącach przyznawał, że z Rosją Putina trzeba rozmawiać, „choć pod pewnymi warunkami”. Wydaje się, że dzisiaj amerykański prezydent jest bliższy swojej pierwszej wypowiedzi. Na szczęście dla Ukrainy, dla Polski i całego szeroko rozumianego świata Zachodu z jego ponadczasowymi wartościami i wolnościowymi ideałami.
To będzie bardzo ważna wizyta już przez to, że przywódca USA przybywa do Polski po raz drugi w tak krótkim czasie. Ważniejsze jednak będą słowa, które od prezydenta Bidena usłyszymy. Spodziewamy się, że potwierdzi on rolę Rzeczypospolitej jako partnera nr 1 Stanów Zjednoczonych w Unii Europejskiej i jako nieformalnego lidera państw szeroko rozumianej Europy Środkowo-Wschodniej.
To będzie ważny czas. Oby otworzył drzwi do zwycięstwa Zachodu.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie

