Przekaż 1,5% na media Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy! Dowiedz się więcej »

„I znów spotkają się dłonie w Winnicy, i nikt tych rąk nie rozerwie!”

Krytycy tak silnego obecnie zaangażowania Polski w obronę Ukrainy przed barbarzyńskim najazdem Rosji wytaczają zwykle dwa argumenty: wspierając walczących obrońców sami się niebezpiecznie rozbrajamy, a nawet po zwycięskiej wojnie – w co małodusznie wątpią – Ukraina nie będzie miała chęci albo możliwości, by nam się należycie odwdzięczyć.

Faktem było, że ukraińskie elity polityczne do niedawna stawiały na kartę niemiecką, jednakże wojna i co najmniej dwuznaczna postawa Berlina brutalnie pozbawiły ich iluzji: jedynymi przyjaciółmi w biedzie okazali się bliscy sąsiedzi – Polacy, Litwini, Estończycy, Łotysze i dość dalecy, lecz potężni sojusznicy – USA i W. Brytania. 

Postępujące usztywnianie stanowiska Waszyngtonu doprowadziło do ostatnich decyzji o udostępnieniu Ukrainie najnowocześniejszych rodzajów broni, ale też utworzenia na terenie Polski nie tylko potężnego wyspecjalizowanego centrum ich serwisu, ale wręcz fabryk takie uzbrojenie produkujących. I chodzi nie o te już istniejące i wytwarzające doskonały polski sprzęt - „Pioruny”, „Groty”, „Kraby”, ale o nowe – polsko-ukraińskie, z zachodnim know-how. 

Wraz z właśnie podpisaną umową o szybkiej kolei w standardzie europejskim na trasie Warszawa-Lwów-Kijów świadczy to, że żadne Niemcy, Holandie czy Francje nie będą w stanie wskoczyć przed nas i robić interesy na odbudowie Ukrainy po wojnie – jak głoszą ponuro owi wspomniani wyżej sceptycy - bo my w tej odbudowie uczestniczymy już teraz!

I odbywa się to także w sferze niematerialnej, choć wcale przez to nie mniej ważnej – w ciągu roku padły utrzymywane wiekami przez Moskwę wzajemne resentymenty, Ukraińcy w trybie przyspieszonym rewidują schematy myślowe na temat roli w swojej historii i I Rzeczypospolitej, i Polski – na wielce pozytywną ocenę. To dlatego prezydent RP Duda mógł zaproponować swemu ukraińskiemu przyjacielowi, prezydentowi Zełeńskiemu, aby przyszłą i nieuchronną kapitulację Rosji przyjął w Perejasławiu, by także symbolicznie przekreślić raz na zawsze uzależnienie Ukrainy od Moskwy, tam właśnie rozpoczęte przez prywatę Chmielnickiego w 1654 r. 

Akt ugody perejasławskiej – nawiasem mówiąc nie uznany przez prawosławnego metropolitę Kijowa podległego nie Moskwie a Konstantynopolowi – stał się pretekstem do najazdu rosyjskiego na Rzeczpospolitą już kilka miesięcy później, a ostatecznie doprowadził do zniewolenia przez Rosję i Ukrainy, i Polski.

Ostateczne odwrócenie tragicznych konsekwencji tej fatalnej „ugody” raz na zawsze odjęłoby Moskalom możliwość rozszerzania swego koślawego imperium na początek na Zachód, później i na Kaukaz zgodnie z „ideą prometejską” Marszałka Piłsudskiego. Wielki przyjaciel Ukrainy i współtwórca powojennej idei pojednania głoszonej i w Giedroyciowej „Kulturze”, i na łamach londyńskich „Wiadomości”, poeta Józef Łobodowski (1909-1988) w wierszu, z którego tekstu zaczerpnąłem tytuł mego artykułu, tak to pięknie ujął:

Cofają się już mgły złowrogie, 
znikają w azjatyckich głuszach ... 
Na ziemię schodzi święty ogień 
z rozkutych rąk Prometeusza.
(…)
I znów patrzyłem : 
- Kraj z lodów rozkuty, 
Wisła związana z Dniestrem, jak uściskiem. 
Płynące z Gdańska komięgi i szkuty, 
przeładowywać się w waszej Odessie. 
Bałtyk i Czarne morze - jakże bliskie 
I dwa sztandary w masztów lesie. 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Moduł komentarzy jest w trakcie przebudowy.
Jerzy Lubach
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo