Aktywizm państwowy

Aktywiści tajemniczo przywarowali. Nie są aktywni, mimo że zbliża się czas rozliczania PIT-ów.

Zielona szamanka Greta Thunberg powoli schodzi ze sceny aktywizmu. To była szybka kariera, która notabene zaczęła się na szczycie klimatycznym w Katowicach. Po kilku latach ludzie zaczynają kleić, że coś w jej opowieści jest jednak nie tak. Dostrzegają, że bardziej przypomina to wszystko teatr niż rzeczywistość. Greta śmiejąca się podczas aresztowania w Niemczech i nerwowo parskająca śmiechem w Davos zaczyna być dla aktywistów problemem. Nie jest to nowe zjawisko. Już nawet pokojowy noblista Al Gore został zdeprecjonowany, a teraz, gdy wspomina się jego mowę z 2007 roku, w której wieszczył, że w 2014 roku roztopią się lodowce, kwitują wyzwiskami i odcinaniem się. Gretę też odeślą do lamusa i powiedzą, że nigdy jej nie znali. Historia przyspieszyła i można dziś powiedzieć, że nie są to dobre czasy dla aktywistów. Ludzie zaczynają dodawać i łączyć fakty, dostrzegając, że celem zielonej rewolucji jest głównie ich portfel. Zanim uratujemy Ziemię, będziemy musieli wydać furę pieniędzy, z których część oczywiście trafi do aktywistów. Propaganda może okazać się nie do końca przekonująca. Aktywiści tajemniczo więc przywarowali. Nie są aktywni, mimo że zbliża się czas rozliczania PIT-ów. Nie ma zwyczajowej inby o odstrzał żubrów, dzików i innych prób wywołania kryzysu. A może już aktywiści nie muszą. Są już w takim sojuszu z opozycją parlamentarną, że po ewentualnym zwycięstwie rozpocznie się dla nich złota era, w której miliony będą lecieć do kieszeni. Kto wie, może się okazać, że nasze klony Grety Thunberg obsiądą państwowe urzędy i zaczną wprowadzać na siłę swoją rewolucję. Nie napawa mnie to przerażeniem. Raczej pewnością, że długo to nie potrwa.

 



Źródło: Gazeta Polska

Jacek Liziniewicz
Wczytuję ocenę...
Wczytuję komentarze...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo