Na aukcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy można wylicytować popołudnie z Radosławem Sikorskim. Europoseł ma oprowadzić po europarlamencie i zjeść kolację. Wprawdzie trzeba opłacić bilet dojazdowy i nocleg w Brukseli, ale 10 tys. zł za jego towarzystwo to wciąż atrakcyjna cena. I to z kilku powodów.
Po pierwsze, jak wiemy z oświadczeń majątkowych Sikorskiego, o jego rady po prostu zabijają się firmy i interesariusze z całego świata. Po drugie po wywiadzie w Radiu Zet można oczekiwać wyjątkowej szczerości od Sikorskiego. Już widzę, jak w trakcie przechadzki po korytarzach brukselskiej wieży Babel wskazuje on swemu gościowi, gdzie i ile można zarobić. A jeszcze jakby zwycięzcą okazał się ktoś ze wschodnim akcentem i dwoma rolexami na rękach, to już pewno mógłby liczyć na pełną otwartość gospodarza. Wszystkich tych, którzy akurat nie mają żadnego interesu do załatwienia i nie palą się szczególnie do bratniej pomocy Rosji, przestrzegam przed takimi kontaktami.
Ostatnie wypowiedzi dają nam już dość argumentów, by tego polityka unikać. Dziś bowiem przejął on na siebie rolę, która jeszcze parę sezonów temu była przeznaczona dla Janusza Korwin-Mikkego, Aleksandra Jabłonowskiego i Mateusza Piskorskiego.