Clifford Chance i kagiebiści od remontu Tu-154 » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

Rosyjskie domino?

Nieoczekiwany przebieg inwazji na Ukrainę ukazał prawdziwe oblicze Rosji. Ten kraj kojarzy się dziś przede wszystkim z okrutnymi, wręcz bestialskimi zbrodniami wojennymi i to skojarzenie zostanie z nami na lata. Padł też mit o globalnej potędze, która okazała się kolosem na glinianych nogach. 

W brew propagandzie Kremla Rosja ma coraz większe kłopoty. Nie tylko ponosi dotkliwe porażki na Ukrainie, traci również wpływy w Azji Środkowej i na Kaukazie. 

Baterie rakiet z Petersburga na ukraiński front

Bardzo ciekawego odkrycia dokonali dziennikarze i analitycy fińskiego ośrodka Yle. Na podstawie informacji źródłowych oraz analizy zdjęć satelitarnych odkryli, że poważnie została uszczuplona obrona rakietowa regionu Petersburga. Okazuje się bowiem, że systemy zostały przeniesione do walki na Ukrainie. To przykład tego, z jakimi brakami sprzętowymi boryka się rosyjska armia. Może to świadczyć także o tym, że Rosja odrzuciła militarną konfrontację z NATO, a może nawet nigdy jej nie planowała, skoro odsłoniła na uderzenie przeciwnika tak czuły punkt. Z otoczonego pierścieniem 14 baz wojskowych Petersburga zniknęły całe baterie rakiet przeciwlotniczych, a nawet kilka baz jest kompletnie pustych. 

Fińscy dziennikarze opisują, że zniknęły m.in. mobilne platformy ogniowe oraz systemy rakietowe z miejscowości Zelenogorsk na Przesmyku Karelskim. Opróżnione zostały cztery bazy. Platform nie ma także w bazie nieopodal wsi Kerstowo, a także w innej, na brzegu jeziora Ładoga. Analityk Marko Eklund dowodzi, że zniknęły już wiosną tego roku. Część z nich to rakiety S-400, część to S-300. Prawdopodobnie rotacja uzbrojenia jest jeszcze większa, ale dostęp do aktualnych zdjęć satelitarnych jest utrudniony. 
Obrona powietrzna Petersburga to cztery pułki rakiet przeciwlotniczych dalekiego zasięgu oraz rakiet średniego zasięgu przygotowanych do zwalczania samolotów, pocisków manewrujących i pocisków balistycznych. Pułki składają się z 14 baterii poza miastem. W sumie jest to 100 mobilnych platform, czyli 450 gotowych pocisków – wylicza Eklund. 

Rozbita pancerna pięść Rosji 

Oczywiście Petersburg nie został bezbronny, ale takie ruchy są bez precedensu. Oznacza to, że Rosja na Ukrainie ma poważne kłopoty. Ze względów strategicznych Petersburg jest niezwykle ważny, dużo ważniejszy niż miasta atakowane na Ukrainie, zwłaszcza w perspektywie przyjęcia do NATO Finlandii i Szwecji. Powód może być jeszcze inny. Pociski do systemów S-300 są obecnie wycofywane i dowództwo chce je zutylizować na Ukrainie, m.in. wykorzystując do ostrzału obiektów cywilnych. Rosja ma ich pod dostatkiem. Wywiad Ukrainy szacuje, że zostało ich ok. 7 tys. Starczyłoby więc ich na 3 lata wojny o takim nasileniu jak obecnie. Rosjanom brakuje natomiast rakiet balistycznych typu Iskander, których posiadają obecnie najwyżej 200. 

Z frontu docierają także inne zaskakujące informacje. Okazuje się, że na ukraińskim froncie została doszczętnie rozbita 1 Gwardyjska Armia Pancerna, jednostka, która pierwotnie była przeznaczona do… obrony Moskwy przed atakiem NATO. Była to jedna z najbardziej prestiżowych formacji, która miała być użyta do kontrataku i przegonienia wroga z granic Rosji. Co najmniej połowę zasobów osobowych i sprzętowych straciły także oddziały na co dzień stacjonujące w obwodzie kaliningradzkim, wysłane na front, aby mordować Ukraińców. 

Niespokojnie w Azji

Jakby tego było mało, niespokojnie zaczęło być na Kaukazie i w Azji Środkowej. Azerowie, wykorzystując obecną słabość Rosji, zaatakowali cele w Armenii. Konflikt o Górski Karabach toczy się od dekad. Enklawa leży w granicach Azerbejdżanu, lecz sprawują nad nia kontrolę Ormianie. Podczas ostatnich, półrocznych walk w 2020 r., w których zginęło 6 tys. ludzi, Azerom udało się przejąć sporą część okolicznych ziem. Wówczas gwarantem pokoju była Rosja. Azerbejdżan jest z kolei wspierany przez Turcję. Rosja destabilizuje region, wspierając tamtejszych separatystów i utrzymując swoje „siły pokojowe”. Obecnie trudno będzie się angażować na Kaukazie na dużą skalę. Sytuację próbują wykorzystać Azerowie. 

Jednak teraz Azerbejdżan nie zaatakował w Górskim Karabachu, lecz zaatakował całą Armenię. W konflikcie mają przewagę Azerowie, znacznie liczniejsi od Ormian i silniejsi gospodarczo. Uzależniona od Rosji Armenia może liczyć tylko na Putina. Obecnie jednak, zważywszy na kłopoty na Ukrainie, byłby to dla Kremla duży problem. Azerowie dostarczają ropę naftową i gaz ziemny do Europy i są ważnym partnerem UE, aby uniezależnić się od dostaw z Rosji poprzez Południowy Korytarz Gazowy. 

Otwarcie nowego frontu może być katastrofalne dla Rosji. Kreml prawdopodobnie nie mógłby liczyć na pomoc Kazachów, którzy coraz bardziej wyłamują się ze współpracy z Władimirem Putinem. W regionie Rosja wspiera jeszcze okupowane terytoria Abchazji i Osetii Południowej w Gruzji, gdzie posiada swoje przyczółki. Z kolei w Armenii stacjonuje w bazach wojskowych w Giumri oraz w Erebuni. Jednak wybuch nowej wojny byłby dużym wyzwaniem dla Kremla. Moskwa nie jest w stanie prowadzić działań wojennych na globalną skalę. Musiałaby prawdopodobnie wybierać między Kaukazem a Ukrainą. 

Starcia miały miejsce także w Azji Środkowej. Do wymiany ognia doszło w środę na granicy łączącej Tadżykistan z Kirgistanem. Obie byłe republiki sowieckie są sojusznikami Rosji. Na ich terytoriach znajdują się rosyjskie bazy wojskowe. Równocześnie oba państwa są w sporze o obszary przygraniczne. Największy konflikt między Kirgistanem a Tadżykistanem miał miejsce na przełomie kwietnia i maja zeszłego roku. Zginęło wówczas 55 osób, a ok. 300 zostało rannych. Spór toczy się o ziemie między osadami Isfara i Woroch. Granica między państwami liczy blisko 1000 km. Na jej otwartości zależy głównie Tadżykistanowi. Sytuację wykorzystują grupy przestępcze zajmujące się przemytem. Innym tłem toczącego się sporu jest woda. Władze Kirgistanu oskarżają Tadżykistan o niesprawiedliwą dystrybucję wody, szczególnie wiosną i latem, kiedy jest używana do nawadniania pól i produkcji energii. Ostatnie starcia związane były właśnie z próbą zamontowania kamer monitorujących wykorzystanie wody. 

Obecne starcia w Azji Środkowej można wiązać zarówno z napięciem na Kaukazie, jak i wojną na Ukrainie. Na Kremlu robi się coraz bardziej niespokojnie w związku z odwrotem armii Putina na Ukrainie. Część deputowanych jest za pokojem, inni zaś – za ogłoszeniem powszechnej mobilizacji i wojną totalną. Polityczna przyszłość w Moskwie jest jedną wielką niewiadomą. Ewentualne zmiany mogłyby skutkować rozpadem Rosji i całego sojuszu stworzonego w Azji. 

Armenia zmieni sojusznika?

Podczas gdy stało się jasne, że Rosja traci swą pozycję, sytuację natychmiast wykorzystała dyplomacja amerykańska. Do Erywania wybrała się Nancy Pelosi, przewodnicząca Izby Reprezentantów, wraz z delegacją. Amerykanie dali bardzo wyraźnie do zrozumienia, że obecnie Ormianie nie mają co liczyć na parasol ochronny Moskwy, a Stany Zjednoczone mogłyby zająć jej miejsce. W Erywaniu zaczęto nagle głośno mówić o takim rozwiązaniu. Gdyby tak się stało, architektura geopolityczna na Kaukazie uległaby modyfikacji. Armenia, obok Gruzji, mogłaby liczyć także na wsparcie Unii Europejskiej. 

Byłoby to niezwykle ważne zwłaszcza po skandalicznej wypowiedzi wpływowego tureckiego polityka Mustafy Destici z koalicyjnej Wielkiej Unii. „Mówimy do administracji ormiańskiej: podejmijcie decyzje, i jeszcze raz przypominam, że naród turecki ma moc wymazania Armenii z historii i geografii, jesteśmy u kresu naszej cierpliwości” – napisał na Twitterze, komentując obecny konflikt z Azerbejdżanem. 


Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org) 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Tomasz Teluk
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo