Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Europoseł Karol Karski dla Niezalezna.pl: "Zielony Ład" Timmermansa jest już martwy

W rozmowie z naszym portalem profesor Uniwersytetu Warszawskiego i europoseł PiS Karol Karski stwierdził, że na pewno dostaniemy pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy (KPO), choć nie wiadomo kiedy. Polityk Zjednoczonej Prawicy dodał jeszcze, iż część tych środków miała sfinansować projekty tak zwanego „Zielonego Ładu”, który jednak już jest „martwy”. I dlatego koniecznym jest zmiana przeznaczenia pieniędzy z KPO.

EKR, mat. pras

Moje pierwsze pytanie dotyczy „nieśmiertelnego” problemu Krajowego Planu Odbudowy. Czy władze Unii Europejskiej przyznają nam środki z KPO? A może jednak nie? Pojawiają się przecież ciągle nowe warunki ich otrzymania. Na przykład - według pani Ursuli von der Leyen – jedni polscy sędziowie mieliby podważać prawomocność wyboru innych polskich sędziów!

Środki z KPO zostaną w końcu wypłacone. Dlatego, że tak stanowi prawo unijne. Nawet Komisja Europejska, podejmując określone działania, nie powołuje się na jakieś rygory praworządnościowe czy dotyczące wymiaru sprawiedliwości. Tylko po prostu arbitralnie decyduje. A uzasadnienia tych decyzji są formułowane nie w warstwie prawnej, tylko w warstwie – powiedzmy – opisowej. Bo prawo unijne nie pozwala nie wypłacić tych środków. W związku z tym one będą w końcu wypłacone.

Z drugiej strony – co wielokrotnie już podkreślałem – to też nie jest tak, że środki z KPO są istotnym elementem wpływającym na kondycję państwa polskiego. Jest to jeden z wielu programów unijnych. Środki ze wszystkich innych programów regularnie trafiają do Polski. Oczywiście przydałyby się jeszcze dodatkowe pieniądze. Przykładowo na pomoc dla uchodźców z Ukrainy.

Podkreślam: wszystko to, co zostało wcześniej uchwalone, trafia do nas. Wyjątkiem jest KPO. Przypomnę tu, że przewiduje on przekazanie pewnych bezzwrotnych środków.

Oczywiście, one są w mniejszości. Bo większość środków z KPO stanowią pożyczki. Wartości owych pożyczek nie można rozpatrywać w ich kwotach nominalnych, tylko w różnicy między kosztem zaciągnięcia tychże pożyczek na ogólnym rynku a kosztem wynikającym z KPO. I wcale nie jest takie oczywiste, że gdzie indziej nie byłoby taniej.

Akurat Polska ma rating „A- z perspektywą stabilną”, co ostatnio zostało ogłoszone przez agencje ratingowe. Ma więc bardzo dobre możliwości zaciągania pożyczek.

Zwróciłbym także uwagę na jeszcze jedną rzecz: KPO powstawał w konkretnym czasie. Był odpowiedzią na zapaść gospodarczą szeregu gospodarek unijnych po pandemii Covidu. I miał stanowić takie „sypnięcie garści drobniaków”, które zmyje z Unii Europejskiej odium tego, że nic nie robi w tym zakresie. Natomiast nikomu to nie pomogło, bo Komisja Europejska nie wypłaciła tych środków w terminie bodaj żadnemu państwu. A Polska jest wśród tych krajów, które do tej pory swojego KPO nie mają uruchomionego. Aczkolwiek mają go już zatwierdzony.

Przyjrzyjmy się więc temu, co było wtedy, gdy tworzono KPO. Z jednej strony - na samym początku - mieliśmy czas końca covidu, czas postcovidowy. A z drugiej właśnie wtedy całkiem realnie istniał projekt „Zielonego Ładu”. I wiele zadań oraz pożyczek z naszego KPO to po prostu sfinansowanie tego niemiecko-rosyjskiego planu przejęcia energetyki unijnej. Planu znajdującego się obecnie w stanie postagonalnym.

Tymczasem – podkreślam - w polskim KPO przewidziano szereg inwestycji, które stanowiły „ukłon” z naszej strony w kierunku niemieckiej wizji Europy. Tak żeby już nie mówić wszystkiemu „nie”. Teraz się okazuje, że sensowność tych inwestycji jest prawie zerowa.

Należałoby się więc zastanowić nad przeformułowaniem pewnych kwestii. Bo jest tak: mamy wesprzeć niemiecko-rosyjskie imperialne dążenie do opanowania rynku energetycznego w Unii Europejskiej, zrobić to za pożyczone w Unii pieniądze, a potem jeszcze mieć obowiązek zwrócić te pieniądze! W związku z czym – powtarzam - może trzeba by pewne zadania z KPO trochę przeformułować. I oczywiście wziąć te środki, które mają charakter bezzwrotny. Natomiast zastanowić się, jeżeli chodzi o pożyczki.

Pożyczki można przecież zaciągnąć w innych miejscach. I to na cele, które się jeszcze „nie przeterminowały”. Tak to nazwę. Bo „Zielony Ład” już brzydko „pachnie” właśnie ze względu na postagonalną formułę tego przedsięwzięcia.

Innym problemem związanym z KPO są tak zwane kamienie milowe, które stanowią dosyć mocną ingerencję w polityczne i społeczne życie Polski. Przykładem żądanie zmiany regulaminu Sejmu. I w takim razie, czy warto w ogóle brać pieniądze z KPO? Bo – jak Pan mówi – nie są one aż tak duże, a żeby je dostać, trzeba spełnić naprawdę duże wymagania. Może za duże?

Powiem tak: te wszystkie zobowiązania nie mieszczą się w warstwie prawnej. To nie jest ani prawo Unii Europejskiej, ani prawo polskie. To jest pewne „gentlemen’s agreement”. Jak widać, pani Ursula von der Leyen nie jest gentelmenem. Wydawało się, że jest damą. Ale już przekonujemy się, że nie ma podstawowej zdolności koniecznej do tego, by nią być, czyli zdolności dotrzymywania swojego słowa. Bo widzimy, że obok dotychczasowych „kamieni milowych” wyrastają kolejne oczekiwania. Jedno z nich pan redaktor wymienił. Inne to rozdzielenie funkcji Prokuratora Generalnego i Ministra Sprawiedliwości. Tymczasem, jeśli ktoś zawiera porozumienie, to powinien je zrealizować.

Jednak „apetyt niemieckiej urzędniczki – przewodniczącej Komisji Europejskiej - rośnie w miarę jedzenia”.

Mówi pan o dodatkowych żądaniach. Dodatkowych wobec „kamieni milowych”. Ale wygląda na to, że aby dostać pieniądze z KPO, na pewno będziemy musieli spełnić żądania stanowiące właśnie owe „kamienie milowe”.

Są określone terminy spełnienia tych „kamieni”. I biorąc pod uwagę pewien terminarz, większość środków z Krajowego Planu Odbudowy powinna wpłynąć do Polski już w tej chwili. A przynajmniej do końca tego roku kalendarzowego. Tymczasem niektóre „kamienie milowe” opatrzone są datami sięgającymi daleko, daleko w przyszłość: na koniec następnego roku, na następne lata, niektóre bezterminowo.

Nie potępiajmy naszych negocjatorów. Dlatego, że oni całkiem dobrze wynegocjowali „kamienie”. Więc jeśli trzymamy się warstwy pisanej, to problemem podstawowym nie jest treść „kamieni milowych”, tylko to, że druga strona ciągle coś dorzuca. I w tym upatruję podstawowy problem.

Ale - na ile zrozumiałem - mówił pan, że pieniądze z KPO miały być w części przeznaczone na „Zielony Ład”. A przecież uważa go Pan za martwy!

Rzeczywiście tak uważam! To wynika z oglądu stanu faktycznego. „Zielony Ład” to był niemiecko-rosyjski plan kształtowania rynku energetycznego Unii Europejskiej w ten sposób, że usuwa się wszystko, co nie jest rosyjskim gazem, A jednocześnie mówi się o ustaleniu miksu energetycznego, tak że stanowić go będą: wiatr, czyli wiatraki, oraz słońce, czyli fotowoltaika. Tymczasem wszyscy wiedzą, że jest to drogie i niewydajne. Nie wiadomo, kiedy pochodząca z nich energia będzie i ile jej będzie.

Trzeba więc mieć źródło uzupełniające. Do tego nadaje się wyłącznie gaz. Ponieważ węgiel zbyt wolno się rozpala. Energia jądrowa z kolei jest zbyt stabilna: elektrowni jądrowej nie można tak podkręcać, żeby dawała więcej lub mniej energii. Ona po prostu będzie stale (constans) dawała tyle energii, na ile została zaprogramowana. I tego nie da się zmieniać z godziny na godzinę, czy nawet z dnia na dzień. A przy korzystaniu z odnawialnych źródeł energii trzeba działać z godziny na godzinę.

Więc energetyka jądrowa miała być wyeliminowana, chociaż jest najbardziej ekologicznym źródłem energii. Zeroemisyjnym!

Natomiast był plan, że musi być gaz. A jeśli gaz, to gaz rosyjski. Bo to Rosja miała zarabiać poprzez dostawy gazu do Unii, a Niemcy poprzez rozprowadzanie go. Chciały więc stać się hubem gazowym dla rosyjskiego gazu w Unii. I ten plan już dzisiaj nie istnieje.

Spotykam się z przedstawicielami i innych państw i innych frakcji politycznych w Parlamencie Europejskim, którzy wprost mówią, że nikt oficjalnie nie ogłosi końca „Zielonego Ładu”. Natomiast ten koniec już nastąpił. To się nie składa ani praktycznie, ani gospodarczo! Bo rosyjskiego gazu "Zielonego Ładu" po prostu nie ma. Czasem jeszcze wykonywane są jakieś konwulsyjne ruchy i podejmowane pewne decyzje. Decyzje zresztą zupełnie „od czapki”, dotyczące tylko pewnych wycinkowych, sektorowych kwestii.

Bez uregulowania ogólnych kwestii prawnych! Można powiedzieć, że to są już „ruchy konwulsyjne”, które niektórzy czasem biorą za objawy życia. A to po prostu „ruchy konwulsyjne”, na „Zielonym Ładzie” widzimy już zaś „plamy opadowe”!

Nie musimy więc obawiać się „Zielonego Ładu”?

Jesteśmy w tej chwili w fazie przejściowej, kiedy wszystko wraca do normalności. Jeśli słuchamy niemieckiej urzędniczki pełniącej funkcję przewodniczącej Komisji Europejskiej, to przecież już słyszymy o konieczności powrotu do węgla i do energetyki jądrowej. Ona na razie mówi o tymczasowości tych rozwiązań. Ale w Niemczech jest budowana kolejna kopalnia odkrywkowa węgla. Tego się nie robi tymczasowo. Tak samo z energetyką jądrową. Reaktorów nie wyłącza się tymczasowo, bo zakupione paliwo wystarczy na co najmniej kilkanaście lat, jak nie na więcej. Więc widać odwrót niemiecki „odwrót spod Stalingradu”.

 

 



Źródło: niezalezna.pl

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Eryk Łażewski
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo