Miłośnik nazistów na listach Tuska » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

Prof. Jan Żaryn dla Niezalezna.pl: Wojna na Ukrainie pokazuje niezmienność duszy rosyjskiej

W rozmowie z naszym portalem historyk profesor Jan Żaryn z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego stwierdził, że obecna imperialna wojna Rosji z Ukrainą stanowi możliwość pokazania współczesnym pokoleniom Zachodu „niezmienności duszy rosyjskiej”. W „duszy” tej – dodał profesor Żaryn – wciąż zaś niezwykle głęboko tkwią takie cechy jak chamstwo, prymitywizm i morderstwo. Historyk zaznaczył przy tym, że odziedziczone są one jeszcze po Mongołach Dźyngis-chana.

Filip Błażejowski/Gazeta Polska

Chciałem z Panem Profesorem porozmawiać o współczesnej nam wojnie na Ukrainie, ale z perspektywy historycznej. Na początku: o żołnierzach rosyjskich. Bo media pokazują takie ich zachowania jak kradzież kur. Z drugiej zaś strony widzimy bombardowania, atakowanie ludności cywilnej. Wydaje się, że to wszystko jakby już było, jakby się powtarzało… 

Mamy tu ograniczone pole widzenia, bo ta wojna toczy się na kilku frontach równocześnie. Wojna agresywna i imperialna ze strony Rosji. Postrzegana zresztą przez nas właśnie jako taka. I słusznie! A jednocześnie jest to także wojna, która z naszego polskiego punktu widzenia jest niejako możliwością – być może po raz pierwszy tak skuteczną – pokazania współczesnym pokoleniom Zachodu czegoś, co można by – niestety - nazwać „niezmiennością duszy rosyjskiej”.

Oczywiście wiem, że wśród Rosjan był Dostojewski, Lermontow, Puszkin, Gogol, Czechow, Tołstoj i tak dalej. A można tę listę przedłużać o wybitnych kompozytorów.

Chociażby o Rachmaninowa, Prokofiewa, Rimskiego-Korsakowa... Lista jest – jak wiadomo – długa. Sam często słucham ich utworów, bo bardzo je lubię.

A jednocześnie wydaje się, że ta dusza rosyjska ma w sobie niezwykle głęboko cechy wyjątkowo prymitywne. Wyjątkowo (w złym tego słowa znaczeniu) azjatyckie.

Pochodzące od Dźyngis-chana. Tak to kiedyś zdefiniował Roman Dmowski podczas jednego z posiedzeń rosyjskiej Dumy Państwowej, której był posłem. I gdzie opowiadał właśnie o tej złej odsłonie duszy rosyjskiej. Zdając sobie sprawę z faktu, że to jest jeszcze mongolska, głęboko zżyta z rosyjską naturą duchowość czy charakter, w którym tkwi - między innymi - chamstwo, prymitywizm, morderstwo. Cały zestaw najbardziej odrażających zachowań, które obserwujemy także dzisiaj. I one nam się sklejają z obrazami z czasów II wojny światowej i wojny 1920 roku.

Mamy zatem w nieodległej polskiej pamięci (szczególnie XX wieku) obrazy bolszewików, którzy palą, niszczą, kradną, gwałcą. Żołnierzy zachowujących się tak zarówno podczas wojny ’20 roku, jak i wtedy, gdy weszli na obszar dzisiejszej Polski w 1944 i 45 roku. Szczególnie na terenach dziś poniemieckich, gdzie mieli możliwość zachowywania się po bestialsku. Zgodnie z pewną tradycją „trofiejnej” zdobyczy wojennej. A były nią zarówno kobiety, zegarki, jak i wszystko to, co da się na siebie założyć.

Na przykład buty i halki, które wydawały im się wytwornymi sukienkami balowymi. Bo taki mniej więcej obraz tego „pańskiego Zachodu” widzieli i tyle z niego rozumieli.

Więc obecne rosyjskie zachowania to z jednej strony głęboko nam znana odsłona duszy rosyjskiej, a drugiej strony: ona przybiera co ileś dziesięcioleci powtarzalny, ale jednak współczesny wizerunek.

A czym ten współczesny wizerunek różni się od wcześniejszych wizerunków? Czy czymś w ogóle się różni?

Miejmy nadzieję, że różni się! Bo nie wszystko jest – oczywiście – kopią. I można mieć nadzieję, że ci młodzi żołnierze (głównie rosyjscy), a przede wszystkim ich rodziny, matki, może powoli dojrzewają do zbiorowego buntu przeciw temu, że im się na wojnie odczłowiecza dzieci. I z punktu widzenia człowieczeństwa, to odczłowieczenie jest czymś, co będzie trudno naprawić w duszach tych młodych żołnierzy. Dzisiaj tak brutalnie zachowujących się na ziemiach ukraińskich. Więc oczywiście zawsze jest nadzieja, że gdzieś zostanie przekroczona ta granica, za którą odzywa się natura człowieka buntująca się wobec tak jednoznacznie brutalnego wizerunku własnych dzieci: żołnierzy, którzy w tej chwili walczą na Ukrainie i zachowują się zgodnie z najgorszymi tradycjami mongolsko-sowieckimi.

A z drugiej strony poza Rosją dominuje pewna wizja alternatywnego świata. Dzisiaj dużo bardziej dostępna technologicznie. W należącej do współczesnego świata putinowskiej Rosji istnieją więc olbrzymie możliwości zdławienia ludzkiej percepcji, ograniczenia jej do obrazów i interpretacji pożądanych z punktu widzenia imperialnego państwa rosyjskiego. Ale przecież to nie jest do końca tak, że można zwyczajnie zapanować nad każdym człowiekiem. Nie da rady tego zrobić nawet takie państwo jak putinowska Rosja. Więc gdy się słucha - na przykład - jeńców rosyjskich wziętych do niewoli przez wojska ukraińskie, nasuwa się pytanie o to, jaka będzie później ich kondycja psychiczna i moralna.

I być może państwo ukraińskie, choć samo także niewolne od znanych z historii różnego rodzaju okrucieństw czy odczłowieczeń, jest dzisiaj dla Rosjan pierwszym nosicielem alternatywnego widzenia relacji międzyludzkich. Zastanawiam się nad tym. Bo oczywiście nic nie wiemy na ten temat. Mamy ograniczony dostęp do informacji. Tej rzeczywistej informacji, mówiącej o głębszym widzeniu jednego i drugiego człowieka. Zarówno Rosjanina, jak i Ukraińca.

A ja się z kolei zastanawiam nad sposobem prowadzenia tej wojny. Bo on dzisiaj polega na niszczeniu domów i budynków użyteczności publicznej. Zabijaniu cywili. Przypominają się tu czasy wspomnianych przez Pana Mongołów. Chociaż oni byli lepszymi żołnierzami niż Rosjanie…

To właśnie starałem się powiedzieć. W zachowaniach żołnierzy rosyjskich walczących dziś na Ukrainie wyraźnie widać tę mongolską tradycję. Obserwujemy u nich na przykład poczucie zupełnej bezkarności. Mieliśmy zresztą tego przykłady we wrześniu 1939 roku. Zarówno po stronie wojsk niemieckich, jak i sowieckich. Występowało u nich takie poczucie bezkarności, które towarzyszy aktom ludobójstwa czy zbrodniom wojennym. Popełnianym wtedy, gdy człowiek jakby nie ma własnej moralności, tylko odczuwa zabezpieczenie swoich zachowań ze strony państwa. I to jest cecha ludzi żyjących pod totalitarnymi systemami. Zarówno totalitaryzm niemiecki (nazistowski), jak i rosyjski (bolszewicki) wytwarzał mentalność człowieka, który może mordować, bo ma gwarancję bezkarności ze strony państwa totalitarnego. Państwa, które wzięło na siebie odpowiedzialność za wszystko. I to jest taki dwudziestowieczny obraz połączony z mongolskim okrucieństwem, obecnym gdzieś tam w genach.

Widzimy to dzisiaj w dominującej praktyce zachowań Rosjan, którym nie przeszkadza fakt, że mordują dzieci i zupełnie bezbronnych chorych dorosłych przebywających w szpitalu. Takim samym jak szpital w Wieluniu zbombardowany przez lotnictwo niemieckie 1 września 1939 roku. Wtedy - w ciągu kilku godzin - na to bezbronne miasto nie posiadające żadnej artylerii przeciwlotniczej spadły liczne bomby. I do południa (do godziny 12), czyli przez cały ranek, zginęło tam 1600 osób. Rosjanie też dzisiaj tak się zachowują. W sposób – jak im się wydaje – bezkarny. A jednocześnie brutalny i niehonorowy. Niehonorowy, oczywiście z punktu widzenia takich cech, jakie promujemy na Zachodzie. Przynajmniej my Polacy na pewno tak czynimy. Chodzi mi tu o honor i rycerskość. Na Ukrainie jest zupełnie odwrotny sposób prowadzenia wojny. Odwrotny sposób tworzenia własnego wizerunku. To jest coś, co jest tak od nas kulturowo odległe, że jako Polacy możemy sobie powiedzieć, iż do końca nie jesteśmy w stanie tego zrozumieć. Na szczęście!

A czy to jest też swego rodzaju wojna psychologiczna wobec Ukraińców i może też wobec Zachodu?

Elementem wojny psychologicznej na pewno jest to, co Rosjanie robią, chcąc zmęczyć Ukraińców przebiegiem wojny. Odebrać im posiadane morale, które okazało się niezwykle silną bronią. Wiadomo: jeżeli jest silne morale społeczeństwa tworzącego zaplecze żołnierzy, to oni tym bardziej mają świadomość tego, że walczą o autentycznie własną Ojczyznę. Tak było w sierpniu 1920 roku: żołnierze bijący się pod Warszawą na linii Radzymin po Ziemię Płocką odczuwali jednoznaczne wsparcie warszawiaków, którzy nie uciekali z Warszawy, tylko stanowili bezpośrednie zaplecze wojska, bardzo mocno je podtrzymujące. Dzisiaj na Ukrainie część ludzi wyjeżdża: kobiety, dzieci. To naturalne, że mężczyźni próbują chronić swoich najbliższych i wysyłają ich w bezpieczne miejsce, gdzie są zresztą przez nas bardzo pięknie przyjmowani.

Ale ci żołnierze widzą, że nie stanowią „pustki społecznej”. Bo są niezwykle mocno wspierani: z jednej strony przez swojego prezydenta, a z drugiej: przez własne społeczeństwo. I to tworzy dla Rosjan podwójne wyzwanie: zniszczyć sprzęt i żołnierzy ukraińskich, ale też odebrać morale społeczeństwu. I stąd taktyka spalonych budynków i niszczonych szpitali, czyli taktyka podważania dyscypliny moralnej społeczeństwa ukraińskiego. Miejmy nadzieję, że im się to nie uda. A nawet przy najgorszym, możliwym do wyobrażenia scenariuszu możemy sobie powiedzieć, że doświadczenie wojny spowoduje, iż Ukraińcy stworzą niezwykle męczącą dla Rosjan partyzantkę niepodległościową. Taką, która będzie miała bardzo silne oparcie we własnym społeczeństwie. Podobną do tej, jaką myśmy mieli w okresie zaborów, II wojny światowej i pierwszych lat powojennego istnienia Żołnierzy Niezłomnych. I znowu polska historia podpowiada, że Ukraińcy w pewnym sensie już wygrali, a Putin na pewno przegrał wojnę.

Nie tylko dlatego, że nie zrealizował swoich celów. Ale też dlatego, że „odkrył” we współczesnym narodzie ukraińskim niezwykły potencjał!

Pan Profesor mówi, że Putin już przegrał. Ale patrząc na sprawę z punktu widzenia militarnego, trzeba powiedzieć, że (nie licząc wojen sowieckich) Rosjanie ostatni raz przegrali ponad sto lat temu I wojnę światową. Wydaje się więc, że oni zwykle swoje wojny wygrywają. Choć oczywiście po strasznych stratach w ludziach i w sprzęcie. Czy nie ma niebezpieczeństwa, że stanie się tak również i teraz? Że się namęczą, namęczą, ale pokonają Ukraińców?

To jest ten najgorszy scenariusz, że pomęczą się w tym sensie, że przede wszystkim pomęczą Ukraińców i ta wojna będzie trwać bardzo długo. A jednocześnie, jej długość może spowodować spacyfikowanie nastrojów wewnątrz społeczeństwa ukraińskiego. Albo jego załamanie się psychiczne. I być może czeka nas taka tragedia. Ale nie sądzę, aby był możliwy taki scenariusz, że w ogóle nie wyrośnie bardzo silna struktura niepodległościowej partyzantki. Wszystko wskazuje na to, że Rosjanom nie uda się Ukraińców tak bardzo zdławić, jak by to sobie zamarzyli.

A nawiązując do pana pytania: co to właściwie znaczy, że „Rosjanie zwykle wygrywali”?

Mam wrażenie, że oni wygrywali w dużej mierze dlatego, że Zachód Europy nie był w stanie doprowadzić do tego, żeby przegrali. I dopiero pojawienie się na horyzoncie dziejów Związku Sowieckiego takich ludzi jak Jan Paweł II i Ronald Reagan spowodowało, że nagle Sowieci otrzymali przeciwko sobie bardzo silny i skuteczny (jak się później okazało) zestaw ludzi. Pierwszy z nich uruchomił tą niezwykłą, skuteczną broń pod tytułem „nie lękajcie się”. Oczywiście, można o tym długo mówić, ale to „nie lękajcie się” było niezwykle silnym przekazem, który – jak się okazało – w jakiejś mierze obalił komunizm. A z drugiej strony był Reagan, który nie tylko potrafił nazwać Imperium Zła „Imperium Zła”, czyli zgodnie z prawdą, ale postanowił przeciw temu Imperium wystawić taką konkurencję zbrojeniową, że załamał jego gospodarkę.

Wcześniej Sowieci – nawet jeżeli przegrywali swoje „wojny gospodarcze” czy wojny różnego typu wyścigów zbrojeniowych - to za każdym razem „uciekali w odwilż”. A „ucieczka w odwilż” powodowała, że Zachód i transatlantyckie państwa „kupowały” tą „odwilż”. Skutkiem czego ponownie dostarczali finansowych i gospodarczych zasobów, które uzbrajały Związek Sowiecki i pobudzały go do kolejnych imperialnych zachowań. Tak było już od czasów II wojny światowej. W momencie bowiem, kiedy w 1941 roku Niemcy zaatakowali Sowietów, ci ostatni zostali potraktowani tylko i wyłącznie jako sojusznik, a nie jako również potencjalny przeciwnik. I alianci byli gotowi do bardzo daleko idącej pomocy gospodarczej dla Związku Sowieckiego po to, żeby ginęli Rosjanie, a nie Amerykanie i Brytyjczycy.

Można więc powiedzieć, że teraz – podobnie jak za prezydenta Reagana - Zachód już nie pozwala Rosjanom wygrywać? I dlatego oni przegrywają i zapewne przegrają?

Miejmy nadzieję, że tak się stanie! To znaczy: miejmy nadzieję, że Zachód rzeczywiście się uczy. Choć – oczywiście - obecna solidarność Zachodu nie jest tak do końca przejrzysta. Ona nabiera właściwego rozpędu pod wpływem coraz lepiej widocznego obrazu rosyjskiej rzeczywistości czy Rosji. Ale także ze względu na to, że państwa (przede wszystkim Niemcy i USA) muszą nie tylko rezygnować ze swojego przyzwyczajenia się do związków z Rosją, lecz także z dotychczasowych projektów politycznych, w których Rosja miała odgrywać zupełnie inną rolę niż ta obecnie przewidywana dla niej rola państwa pokonanego.

O jakie projekty polityczne Panu chodzi?

Projekt Niemców to oczywiście federalizacja Europy przy wsparciu rosyjskiej energetyki i całej możliwości szantażowania czy ograniczania suwerenności nie tylko państw Europy Środkowej, lecz także całego Zachodu. Ta federacyjna, niemiecka polityka była czytelna dla Rosjan jako niezbywalnego sojusznika owego planu. I to się załamało.

Niemcy wprawdzie nie od razu przyjęli ów fakt do wiadomości po ataku Rosji na Ukrainę. Ale już po paru dniach zobaczyli, że nie ma łatwego powrotu do tego - z ich punktu widzenia stabilnego - projektu rozwoju europejskiej zależności od Niemiec.

Oczywiście jest też pytanie o to, w jakiej mierze Rosja była potrzebna Stanom Zjednoczonym na terenie Bliskiego Wschodu czy w podstawowym amerykańskim konflikcie, czyli konflikcie z Chinami. Wydaje się, że to wszystko też ulega daleko idącej rewizji. Jak głębokiej, tego oczywiście nie wiemy. Nie wiemy też, na ile są możliwe powroty do „korytarzy przeszłych”.

Czyli czego?

„Korytarzy przeszłych”, czyli pewnej strategii równowagi światowej, w której Rosja jest niebezpiecznym sojusznikiem Chin w walce przeciwko Stanom Zjednoczonym. Ale jednocześnie może to być Rosja, która zabezpieczona w swoich interesach na kontynencie europejskim da Amerykanom większe szanse na rozgrywanie ważniejszego dla nich konfliktu z Chinami. Konfliktu też natury gospodarczej: zalew chińskich towarów oraz stworzenie całej siatki uzależnień od Chin na szeroko pojętym rynku handlowym są dla Stanów Zjednoczonych pewnym wyzwaniem.

Te stare projekty – oparte na szeroko pojętej równowadze - dzisiaj są weryfikowane. Bo obecnie idziemy w stronę zgody na to, że Rosja ma nie tylko przegrać wojnę, ale także być rozliczoną. Rosja więc – jeśli przegra z kretesem - to zapewne stanie się państwem takim, jakim była w 1945 roku III Rzesza. A zatem ma być „Norymberga”. Taka jest dzisiaj zwerbalizowana definicja końca obecnego konfliktu. To oczywiście burzy dotychczasowy porządek świata!

 



Źródło: niezalezna.pl

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Eryk Łażewski
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo