Miłośnik nazistów na listach Tuska » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

Już w najbliższy poniedziałek Gdańsk stanie się na chwilę polskim Kibeho!

W tę niedzielę mija równo 40 lat od pierwszych maryjnych objawień w afrykańskiej wioseczce Kibeho. I zarazem tych najbardziej nam współczesnych spośród wszystkich zaakceptowanych przez Kościół. Wspominając okrągłą rocznice tych wydarzeń, od razu rodzi się pytanie: Czy po tych czterech dekadach możemy jednoznacznie stwierdzić, że pilna prośba Matki Bożej o odmawianie pewnej konkretnej modlitwy, o której ludzkość zupełnie zapomniała, została wysłuchana? I jaka jest w całej tej historii rola pewnego przedsiębiorcy z polskiego Pomorza?

Stefan Czerniecki

Afryka. Właściwie to sam jej geometryczny środek. Niewielkie państewko. Z zielonym lasem deszczowym na zachodzie. I sawanną na wschodzie. Z licznymi górami i pagórkami. Z ulokowanymi pomiędzy nimi malowniczymi jeziorami. Ze schodkowo układającymi się tarasami oraz gruntami ornymi. Oraz niespełna 6 milionami mieszkańców.

Tak wygląda Rwanda początku lat 80. XX wieku.

Znajdująca się w południowo-wschodniej części kraju niewielka wioseczka Zaza wydaje się być afrykańskim rajem na ziemi. Sąsiadująca ze słodkowodnym Jeziorem Mugesera otocznia jest zielonymi pagórkami i plantacjami bananowców. To właśnie w tej zapomnianej przez świat mieścinie przychodzi na świat maleńka Alphonsine Mumureke. Jest rok 1965. Pochodzi z rozbitej rodziny. Rodzice rozwodzą się i opiekę nad dziewczynką zaczyna sprawować wyłącznie matka. Pewnie po części przez to dziewczynka od maleńkości cechuje się wewnętrzną skrytością i tajemniczością. Jest w tym wszystkim jednak bardzo pobożna. Przejawia wielką miłość ku Matce Bożej.

Chętnie uczestniczy we Mszy świętej. Wreszcie kierowana szlachetnymi ideałami zapisuje się w gimnazjum do miejscowego harcerstwa. Z czasem rodzina przenosi się na drugi koniec kraju. Na południowy-zachód. Do miasteczka Kibeho. Tutaj lphonsine zostaje zapisana do szkoły prowadzonej przez siostry zakonne ze Zgromadzenia Córek Maryi. Ma szesnaście lat. 

Jest sobota 28 listopada 1981 roku. Zegar wskazuje godzinę12:35. Alphonsine krząta się w refektarzu dla uczennic. Usługuje przy stole. W pewnej chwili słyszy wyraźny głos wołający w jej stronę słowa „Dziecko moje!” Dziewczynka prędko wychodzi na korytarz, skąd dobiegają słowa. Tutaj pada na kolana, bo widzi niezwykle piękną i urodziwą kobietę. Nastolatka, uczyniwszy znak krzyża, pyta widzianą panią, kim ona jest. W odpowiedzi słyszy: „NdiNyinaWaJambo”. Dziewczynka doskonale rozumie te słowa. W miejscowym języku oznaczają one „Jestem Matką Słowa”. Tak zaczynają się najbardziej nam współczesne z potwierdzonych przez Kościół maryjnych objawień. Objawienia w Kibeho. Właśnie obchodzimy ich jubileuszową 40. rocznicę.

Zielony księżyc i taniec gwiazd

Mało kto wierzy Alphonsine. Dziewczynka z zapałem opisuje piękno zobaczonej postaci. Opowiada, że skóra Matki Bożej wcale nie była zupełnie biała. Że Maryja była boso.

Że widziała Ją ubraną w białą tunikę i biały welon. Że ręce miała mieć złożone na wysokości piersi, z palcami skierowanymi ku górze. Niestety niewielu słucha tych zwierzeń z uwagą. Część zaczyna wręcz podejrzewać dziewczynkę o poważną chorobę umysłową.

Tymczasem Matka Boża ukazuje się nastolatce po raz kolejny. I to już następnego dnia, w niedzielę 29 listopada. Od tej pory będzie się objawiać dziewczynce niemal co tydzień przez cały grudzień. Nie pomaga to jednak nastolatce. Jej opowieści narażają ją na kolejne szyderstwa i kpiny. Zwłaszcza ze strony rówieśników.

8 maja 1982 roku dziewczynka skarży się Matce Bożej: „Ludzie mówią, że jestem szalona”. Na odpowiedź Maryi nie trzeba długo czekać. Wpierw z podanymi Jej do poświęcenia przez dziewczynkę różańcami zaczyna dziać się coś dziwnego. A zwłaszcza z jednym. Staje się nienaturalnie ciężki. Jak się potem okaże, należy do jednej z uczennic, które najbardziej zaciekle krytykują Alphonsine za jej opowieści o objawieniach. To jednak nie koniec. Jeszcze tego samego dnia tak nauczyciele, jak i uczniowie będą świadkami niezwykłych znaków na niebie. Zaobserwują choćby znany z fatimskich objawień taniec słońca. Ujrzą zielonkawy księżyc, zauważą taniec gwiazd, czy świetliste krzyże.

Dlaczego akurat Rwanda?

Jednak to wcale nie niebiańskie cuda będą tym, dlaczego Maryja pojawiła się w maleńkiej rwandyjskiej wiosce. Matka Boża ma dla dziewczynek (wkrótce do Alphonsine dołączą jeszcze dwie widzące: Nathalie Mukamazimpaka i Marie Claire Mukangango) do przekazania istotne orędzie dla ludzkości.

Podczas objawienia się Matki Boże Marie Claire Mukangango 2 marca 1982 roku Maryja przekaże jej piorunujące słowa. Słowa, które dziewczynka ma przekazać wszystkim, których spotka: „Żałuj za grzechy! Żałuj za grzechy! Żałuj za grzechy! Nie zwracam się tylko do ciebie, lecz do wszystkich. Ludzie współcześni nie czują już tego zła, które czynią. Kiedy ktoś popełni grzech, nie przyznaje się, że źle postąpił. Proszę was, żałujcie za grzechy. Jeśli będziecie odmawiać tę koronkę, rozważając ją, będziecie mieli siłę do wzbudzenia w sobie skruchy. Dzisiaj wielu ludzi nie potrafi już prosić o przebaczenie. Ci ludzie znów krzyżują Syna Bożego. Przyszłam wam o tym przypomnieć, szczególnie tu, w Rwandzie, gdyż znajduję tu jeszcze ludzi pokornych, którzy nie są przywiązani do bogactw ani do pieniędzy”.

 Koronka, o której mówi Marie Claire Mukangango Maryja to Różaniec do Siedmiu Boleści. Tajemnicza modlitwa, o której wierni zwyczajnie w świecie zapomnieli. Odmawiana jedynie przez pojedyncza zgromadzenia zakonne stała się obecnie zanikającym zjawiskiem w praktycznie całym Kościele. Musiała pojawić się sama Matka Jezusa, aby przypomnieć ludzkości o zbawiennej praktyce wypływającej z nabożnego odmawiania tej modlitwy. Od tej pory Marie Claire Mukangango otrzyma za zadanie rozpowszechnienie zapomnianej przez ludzkość modlitwy Różańca do Siedmiu Boleści po całym świecie. Z jednoczesnym poleceniem, aby nie opuszczać Kibeho.

Dziewczynka nie ma zupełnie pomysłu, jak pogodzić te dwa żądania. Dowie się dopiero za jakiś czas…

Od Tepeyac do Kibeho

Andrzej Czachorowski jest przedsiębiorcą. Jego firma zajmująca się obrotem artykułami spożywczymi radzi sobie na rynku naprawdę nie najgorzej. Po ludzku rzecz biorąc Andrzej może czuć się w życiu spełnionym. On sam jednak zdążył się już w życiu przekonać, że to wcale nie pieniądze, nie firma, nie zyski są w życiu najważniejsze.

– Można być w życiu człowiekiem uważającym się za wierzącego, a wcale się nie modlić. To prosta droga do upadku. Do niewiary de facto – odpowiada dziś o swoim nawróceniu.

Niewątpliwie wielką rolę w nawróceniu Andrzeja miała sama Maryja. To właśnie dla Niej przedsiębiorca zaczął zgłębiać tajemnice kolejnych maryjnych objawień. Zaczytywał się tak w orędziu wygłoszonym przez Matkę Bożą pod meksykańskim wzgórzem Tepeyac, jak w słowach, które Maryja powiedziała młodej Bernadetce we francuskich Pirenejach. Póki co były to jednak podróże palcem po mapie. Z wnikliwą lekturą szczegółów tych objawień. Z czasem przybył do Gietrzwałdu. I gdy myślał, że z maryjnych miejsc poznał już praktycznie wszystkie, pewnego dnia podczas wertowania wiadomości w telefonie wpadła mu w oko informacja o najbardziej nam współczesnych objawieniach. Tych w rwandyjskim Kibeho. Decyzja była natychmiastowa. Czachorowski nie miał jeszcze świadomości, jak bardzo pielgrzymka do Afryki Centralnej zmieni jego życie. Obróci do góry nogami.

Cud w polskim zakładzie karnym

Wróciwszy z rwandyjskiej ziemi, Andrzej nadal nie potrafi otrząsnąć się z szoku. Wyjść ze zdumienia. Teraz już doskonale wie, po co tam pojechał. Od poznanego na miejscu księdza Leszka Czeluśniaka MIC, mariańskiego misjonarza posługującego od lat w Rwandzie, otrzymuje przed wyjazdem kilkadziesiąt różańców. Różańców, których w Polsce praktycznie nikt już nie produkuje. Czachorowski ma je rozdać w ojczyźnie. Jako zaczyn. Ziarno mające dać początek czemuś większemu.

– Pójdziesz teraz ze mną do osadzonych i powiesz im dokładnie to samo, co mi przed chwilą – poruszony świadectwem Andrzeja ksiądz Tomasz wstaje powoli od drewnianego stołu w więziennej rozmównicy. Jest tutejszym kapelanem. Posługuje w sztumskim Zakładzie Karnym już czwarty rok.

– A jak nikt nie przyjdzie na spotkanie? – oponuje zaskoczony propozycją Andrzej.

– To trudno. Bądźmy otwarci i róbmy swoje – dodaje z delikatnym uśmiechem duchowny.

Na salce, w której zwykle odbywają się podobnego rodzaju spotkania, póki co nadal nikt się nie pojawił. Andrzej siedzi z obok księdza Tomasza i ze zdenerwowania rysuje długopisem po kartce. Czy to właśnie tak ma wyglądać? Jego „wielka misja” propagowania modlitwy Maryi?

W pewnym momencie drzwi do salki uchylają się. Pojawia się w nich twarz mężczyzny.

– To tutaj ma odbywać się spotkanie z panem, co będzie mówić o Maryi z Kibeho? – pyta nieśmiało.

– Tak, tak, zapraszamy – Andrzej z podekscytowania aż wstaje z miejsca. 

Mężczyzna zasiada na jednym z rozstawionych plastikowych krzesełek. Póki co jest jedynym, który się pojawił. Nie mija jednak minuta, jak w drzwiach pojawia się kolejny osadzony. I zaraz następny. Finalnie na spotkanie przychodzi siedmiu więźniów.

– Co ksiądz na to? – szepcze do kapelana nieco zawiedziony frekwencją Andrzej. Za parę chwil rozpoczyna swoje świadectwo.

– Ty rób swoje. A resztę zostaw Maryi… – odpowiada ze spokojem duchowny.

Dopiero przy historii maryjnych objawień w afrykańskim Kibeho i matczynej prośby Najświętszej Panienki odnośnie Różańca do Siedmiu Boleści dociera do Andrzeja, że słuchających go w tej chwili jest dokładnie tylu, ilu potrzeba do wspólnego odmówienia tej modlitwy.

 Więźniowie z entuzjazmem podchwytują propozycję Andrzeja co do tkania specyficznych różańców, których tak bardzo brakuje w Polsce. Wieść o niezwykłej historii, jaka wydarzyła się w dalekiej Afryce, obiega zakład coraz szybciej i szybciej. Na następne spotkanie z Andrzejem przyjdzie już nie siedmiu, ale niespełna pięćdziesięciu osadzonych.

– Widzisz? – uśmiecha się ksiądz Tomasz. – To nie nasza rzecz martwić się o efekty naszej posługi. Niebo i tak ma swój plan.

Polskie Kibeho

– W tym roku mamy jubileusz objawień – na twarzy księdza Leszka Czeluśniaka MIC pojawia się rumieniec poruszenia. – Po ludzku patrząc to fatalny czas. W Rwandzie mamy kolejny lock-down. Pielgrzymów jest dużo mniej niż przed pandemią. Prace remontowe stanęły, bo nie ma funduszy. Ale przecież nie jesteśmy sami…

Marianin z pomocą Stowarzyszenia Pomocników Mariańskich na warszawskich Stegnach pragnie rozpowszechnić tegoroczne obchody jubileuszu pierwszych objawień w Kibeho. – Planujemy połączenie Polski z Kibeho. Chcemy, aby po odprawionej w Polsce Mszy Świętej nastąpiło odmówienie Różańca do Siedmiu Boleści w siedmiu językach.

– W Polsce centralą tego jubileuszu będzie mój rodzimy kościół w Gdańsku Jelitkowie – dopowiada Andrzej Czachorowski. – Swój udział we mszy w poniedziałek 29 listopada zapowiedział już biskup Tadeusz Wojda. Będziemy czynić starania, aby połączyć się zdalnie z Kibeho i razem z widzącą Nathalie odmówić Różaniec do Siedmiu Boleści.

Słuchając tego przedsiębiorcy, nie sposób nie zarazić się jego entuzjazmem. Podobnie jak zdążyli się już nim zarazić więźniowie wszystkich osiemnastu zakładów karnych, które odwiedził do tej pory Czachorowski. Angażując swoje siły w ręczną produkcję różańców. 

– Niektórzy z nich poświęcają temu zajęciu praktycznie cały wolny czas. Tkają w dzień, tkają w nocy. Dla mnie to namacalny cud. Proszę o tym napisać – prosi Andrzej. – O tym powinno się trąbić na dachach! Osadzeni za ciężkie przestępstwa ludzie całymi dniami składają różańce i modlą się na nich!

Rzeczywiście. Owoce pracy zainspirowanych historią Matki Bożej z Kibeho osadzeni wyprodukowali do tej pory już tysiące różańców. W samym zakładzie karnym w Wejherowie ich liczba przekroczyła już 150 tysięcy.

– Dla mnie ta historia to prawdziwy fenomen. Dowód żywej wiary. I namacalnego wstawiennictwa samej Maryi – wykrzykuje z radością Andrzej. – Czy potrzeba nam jeszcze dowodów?


Więzienne Różańce do Siedmiu Boleści trafiły już do 24 krajów. Od Stanów Zjednoczonych po Meksyk. Od Syrii po Australię. Na egzotycznych Filipinach skończywszy. 

W najbliższy poniedziałek 29 listopada będzie się na nich modlić cały świat (ze względu na to, że dzień rocznicowy 28 listopada jest w tym roku jednocześnie pierwszą Niedzielą Adwentu, uroczystości rocznicowe zostały przeniesione na dzień później).

Msza Święta rocznicowa z nabożeństwem do Matki Boże z Kibeho oraz odmówieniem Różańca do Siedmiu Boleści odbędzie się w poniedziałek 29 listopada w gdańskim kościele w Jelitkowie (ul. Kapliczna 15) o g. 17.

Program uroczystości: Program uroczystości:

1. Poświęcenie figury Matki Bożej Słowa
2. Wystąpienie widzącej Nathalie Mukamazimpaka i misjonarza ks. Leszka Czaluśniaka MIC #z Rwandy
3. Różaniec do 7 Boleści w wersji z objawień maryjnych w Kibeho (w różnych językach)
4. Eucharystia pod przewodnictwem Abpa Tadeusza Wojdy

Transmisja na żywo na kanale YouTube Parafii pw. Św. Apostołów Piotra i Pawła w Gdańsku-Jelitkowie.


Boleść matki skazanego

A co z produkowanymi przez skazanych różańcami dzieje się dalej? Odpowiedź jest zupełnie prosta. I oczywista zarazem. Są rozdawane. Tak, jak o to prosiła nastoletnią Marie Claire Mukangango sama Maryja. By modlitwa ta na nowo otoczyła świat. Młoda Afrykanka z pewnością nie mogła się spodziewać, że narzędziem pomocy w jej posłudze okaże się pewien nieznany jej Polak z Pomorza. Prócz inspirowania samych osadzonych do produkcji różańców Andrzej Czachorowski także je bowiem i rozwozi. I to po całym świecie. Robi to najczęściej przy okazji swoich biznesowych podróży. Więzienne różańce trafiły w ten sposób już do 24 krajów. Od Stanów Zjednoczonych po Meksyk. Od Syrii po Australię. Na egzotycznych Filipinach skończywszy.

– Dopiero z czasem doszło do mnie, jak bardzo osobista może to być modlitwa dla samych osadzonych – opowiada mocno wzruszony Andrzej. – Istotą tej modlitwy jest przecież rozważanie każdej z siedmiu boleści, o jakich w przypadku Maryi mówi nam Pismo. Jedną z tych boleści jest przepowiednia starca Symeona pod jerozolimską świątynią. Gdy to opowiada on Matce Jezusa, co czeka Jej Syna. Maryja już wówczas zaczyna przeżywać wszystko to, co przeżywa de facto też i każda matka, która dostaje informację o wyroku skazującym jej syna. Ci osadzeni w zakładach karnych mężczyźni doskonale to wyczuwają. Zwłaszcza, gdy modlą się Różańcem Siedmiu Boleści po raz pierwszy.
 

 



Źródło: niezalezna.pl

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Stefan Czerniecki
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo