Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Ograniczenie emisji CO2 przyspieszy globalne ocieplenie? Twierdzi tak... szef Fundacji Batorego

Zrezygnujemy z mięsa, zablokujemy kopalnie, przestaniemy jeździć samochodami i latać samolotami, a i tak temperatura na Ziemi może wzrosnąć. Zaklęcia ultra-ekologów zostały właśnie zdemaskowane za sprawą najnowszego raportu działającego przy ONZ Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC). O dziwo - przyznaje to nawet szef Fundacji Batorego. - „Musicie zmienić styl życia i jeść mniej mięsa”. Spróbuj to ludziom zakomunikować – mówi Edwin Bendyk.

Zdjęcie autorstwa Pixabay z Pexels

Sporządzane przez działający przy ONZ Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) co 6-7 lat raporty pokazują, co należy zrobić w walce ze zmianami klimatu, a projekt najnowszego, który ma zostać opublikowany w 2022 r., jest podstawą do negocjacji w Glasgow podczas COP26.

Najnowszy, szósty już raport został podpisany przez uznanych naukowców z całego świata i dobitnie pokazuje skalę komplikacji związanych z kwestią ochrony klimatu.

O szczegółach związanych z wnikliwą lekturą tego dokumentu mówił w rozmowie na łamach „Gazety Wyborczej” prezes Fundacji Batorego Edwin Bendyk. Zwraca on uwagę, że drastyczna redukcja emisji CO2 wcale nie musi oznaczać ochłodzenia klimatu - wręcz przeciwnie...

„W raporcie IPCC są zaszyte problemy – tylko trzeba się wczytać – które cholernie trudno przełożyć na język polityki. Mamy trzy główne gazy cieplarniane: dwutlenek węgla, metan i podtlenek azotu. Każdy z nich inaczej pracuje. I teraz zobacz, na czym polega łamigłówka: główny postulat to jak najszybsza redukcja emisji CO2 ze spalania węgla, gazu, ropy naftowej. Słusznie. Tyle że gdy spalamy paliwa kopalne, zwłaszcza węgiel, emitujemy do powietrza również związki siarki, które z kolei mają efekt chłodzący. Gdyby nie one, to średnia temperatura Ziemi byłaby obecnie nie o 1,1 st. C wyższa niż w epoce przedprzemysłowej, ale o 1,7 st. C wyższa. Więc jeżeli do 2040 roku skończymy ze spalaniem paliw kopalnych, to równocześnie zniknie efekt chłodzący wywołany przez związki siarki”

- tłumaczy Bendyk.

Ocieplenie zamiast ochłodzenia

Dalej robi się jeszcze ciekawiej. Okazuje się bowiem, że brak kompleksowego podejścia do kwestii klimatycznych i koncentracja wyłącznie na jak najszybszym ograniczeniu emisji CO2 może długofalowo przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. W konsekwencji zamiast się obniżyć, średnia temperatura Ziemi mogłaby jeszcze wzrosnąć.

„Dwutlenek węgla ma tę właściwość, że się kumuluje w atmosferze. Nie będzie – owszem – nowych gigaton CO2, ale te stare nadal będą tam siedzieć i pracować. A „nakładka" ze związków siarki zniknie, bo one z kolei się nie odkładają w atmosferze. Czyli na drodze do obniżenia temperatury przeżyjemy szok termiczny polegający na szybkim wzroście temperatury, kiedy zmniejszy się ilość aerozoli siarki, które trochę ziemię chłodziły. […] Jak niby wytłumaczysz ludziom za 20 lat, że ograniczyliśmy emisje CO2, a temperatura wzrosła z powodu braku związków siarki? To samobój polityczny. Po co były te wyrzeczenia, po co likwidacja górnictwa, odejście od ropy, podwyżki cen energii, skoro i tak mamy skok globalnej temperatury? Zaraz wyjdą sceptycy…”

- wyjaśnia prezes Fundacji Batorego.

Co na to wszystko naukowcy zajmujący się kwestiami zmian klimatycznych? Okazuje się, że zniwelować efekt uboczny ograniczenia emisji CO2, o którym wspomina Bendyk można jedynie poprzez radykalne i możliwie najszybsze ograniczenie emisji drugiego gazu cieplarnianego występującego na Ziemi. Chodzi o metan. I tu tak naprawdę dopiero zaczynają się prawdziwe problemy… 

W teorii wszystko początkowo wygląda całkiem obiecująco, ponieważ w przeciwieństwie do CO2, metan nie odkłada się w atmosferze. Oznacza to, że ograniczenie lub likwidacja emisji tego gazu niemal od razu przekłada się na efekt redukcji temperatury na Ziemi. Jest jednak druga strona medalu. 

„To by nam zniwelowało skok spowodowany brakiem aerozoli siarki ze spalania węgla. Tyle że redukcja emisji metanu wymaga działań w zupełnie innych sektorach gospodarki niż energetyka, przede wszystkim trzeba wkroczyć w rolnictwo i hodowlę bydła. No i oczywiście ograniczyć wydobycie gazu ziemnego, czyli metanu, bo wielkie jego ilości wydostają się do atmosfery w trakcie eksploatacji złóż i przesyłu. Tyle że gaz ziemny uznawany jest w wielu projektach zielonej transformacji za paliwo przejściowe, które ma ułatwić zastąpienie węgla… Jak to wszystko ułożyć i zakomunikować ludziom, nie mam pojęcia. […] Trzeba równocześnie uderzyć w metan. A to politycznie trudne. Europejski Zielony Ład i unijny program „Fit for 55" mówią o obciążeniu kosztem nie tylko emisji pochodzących z energetyki, lecz także tych z ciepłownictwa i transportu. To się oczywiście odbije na rachunkach. Ledwie powiedzieliśmy ludziom, że trzeba obłożyć surowce kosztami klimatycznymi, ledwie się dowiedzieli, że tanich biletów lotniczych już raczej nie będzie, bo do każdego przelecianego kilometra trzeba doliczać ślad węglowy, a już musimy im komunikować nowe nieprzyjemne wieści”.

- tłumaczy na łamach szef Fundacji Batorego.

Koniec z jedzeniem mięsa i jazdą samochodem!

Edwin Bendyk zwraca uwagę, że tego typu zmiany z pewnością trudno będzie uzasadnić społeczeństwu. Jego zdaniem znacznie łatwiej przekonać ludzi do konieczności podniesienia pewnych opłat i podatków związanych z rewolucją technologiczną, rozwojem tzw. zielonej energii i jakością powietrza. Znacznie trudniej jest natomiast uzasadnić konieczność rewolucji w rolnictwie, zwłaszcza w sytuacji, gdy postulowane zmiany mogą u wielu osób po prostu wywołać szok.

A rewolucja w rolnictwie, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Dalej jest jeszcze postulat rezygnacji z jazdy samochodem, całkowita zmiana nawyków żywieniowych, odrzucenie spożywania mięsa, znaczny wzrost cen produktów spożywczych, sprzętu AGD oraz paliw na stacjach benzynowych. Zdaniem, Edwina Bendyka taka wizja nie sprzyja przyjmowaniu kolejnych wyrzeczeń na rzecz ekologii.

„W przypadku systemu energetycznego łatwiej sprzedać ludziom pozytywną opowieść: nadchodzi zielona rewolucja, zamieniamy brudne technologie na czyste, odetchniemy wreszcie zdrowym powietrzem, powstaną nowe zielone miejsca pracy. Ale co mówić w przypadku przebudowy rolnictwa? „Musicie zmienić styl życia i jeść mniej mięsa". Spróbuj to ludziom zakomunikować, Brazylia i Argentyna w ogóle o tym nie chcą rozmawiać, bo hodowla bydła to istotna część ich gospodarki. Subwencjonowane przez Unię mięso i nabiał są najtańszym źródłem kalorii. Zresztą chodzi nie tylko o pieniądze, lecz także o kwestie kulturowe. Pojedź do Austrii albo Czech i im powiedz, że mają żyć bez kotleta. […] Łatwiej wprowadzać rozwiązania systemowe, które działają jak coś obiektywnego – na przykład system ETS obciążający tonę węgla dodatkowym kosztem to abstrakcja, dopust boży. Jakoś sobie z tym radzimy, prawda? Większość ludzi nawet nie ma pojęcia o istnieniu ETS. Ale jeśli dowiedzą się, że mają zmienić styl życia, zrezygnować z jeżdżenia samochodem, jedzenia mięsa, a zachętą będzie znaczny wzrost cen na stacji benzynowej i w sklepie, mogą to uznać za zamach albo na świętą tradycję, albo na wolność wyboru, albo jedno i drugie. Socjolog Przemysław Sadura badał niedawno, jak pandemia wpłynęła na skłonność ludzi do wyrzeczeń na rzecz ekologii. Bo przecież rozmaite wyrzeczenia będą niezbędne do walki z katastrofą klimatyczną. I wyszło, że wśród młodych ludzi zaszły zmiany odwrotne. Po doświadczeniu lockdownu, zamknięcia, radykalnego ograniczenia wolności stali się dużo mniej skłonni do przyjmowania kolejnych ograniczeń związanych z jakimś celem wyższym. Pandemia bardzo wzmocniła w młodym pokoleniu idiom liberalny, uruchomiła raczej pragnienie wolności, a nie solidarność. Te same badania pokazują także naszą hipokryzję. Mniejsze miasta i klasa niższa chętnie zrezygnują z latania samolotami, bo nie latają. Natomiast wyższa klasa średnia z metropolii, która w kółko mówi o ekologii, zmianach klimatycznych i o tym, jak bardzo im to leży na sercu, natychmiast się biesi, kiedy to narusza ich możliwości polatania sobie na Malediwy”

- podkreśla prezes Fundacji Batorego na łamach „Gazety Wyborczej”.

 



Źródło: niezalezna.pl, Gazeta Wyborcza

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Piotr Łukawski
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo