Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Czas monologów się skończył

Poniedziałkowa emisja w TVP dwu filmów poświęconych katastrofie smoleńskiej – kanadyjskiej, fabularyzowanej wersji raportu MAK pt. „Śmierć prezydenta” oraz polskiego filmu Anity Gargas pt. „Anatomia upadku” – wraz z dyskusjami toczonymi przed projekc

Poniedziałkowa emisja w TVP dwu filmów poświęconych katastrofie smoleńskiej – kanadyjskiej, fabularyzowanej wersji raportu MAK pt. „Śmierć prezydenta” oraz polskiego filmu Anity Gargas pt. „Anatomia upadku” – wraz z dyskusjami toczonymi przed projekcją i po niej to wydarzenie ważne, chociaż niekoniecznie przełomowe. 

Emisja obu filmów o katastrofie smoleńskiej to wydarzenie ważne, bo polscy widzowie mogli je porównać i wysłuchać podczas towarzyszącej emisji dyskusji osób o odmiennych poglądach. W pierwszej debatowało dwu profesorów – Jacek Rońda z AGH oraz Paweł Artymowicz z Uniwersytetu w Toronto, którzy w kwestii przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem zajmują krańcowo odmienne stanowiska. I nawet jeśli trudno uznać tę dyskusję za w pełni udaną, to dopełniła ona standardów pluralizmu i równoprawności prezentowanych poglądów.

Podobnie wiarygodnie dobrano dyskutantów końcowej debaty. Był prof. Ireneusz Krzemiński z IS UW oraz prof. Michał Kleiber, prezes PAN-u, a także dziennikarze: Paweł Lisicki, Paweł Wroński, Michał Karnowski i Andrzej Stankiewicz. Można nawet powiedzieć, że po raz pierwszy od trzech lat debata o tragedii smoleńskiej „trzymała standardy” dyskursu publicznego.

Co spowodowało tę zmianę w TVP? A dokładniej, dlaczego politycy PO zdecydowali się na ten nietypowy dla ekipy Donalda Tuska demokratyczny eksperyment? Dobra wola? Wolne żarty! Najwyraźniej presja okoliczności była na tyle silna, że uznano zmianę metody komunikowania się z wyborcami za konieczną. Pytanie brzmi: na chwilę, bo zbliżał się 10 kwietnia, czy może na stałe? 

Zmiana klimatu

To z całą pewnością ważny sukces opozycji, zespołu parlamentarnego, rodzin smoleńskich, niezależnych dziennikarzy, naukowców i ekspertów. Ale niepokoi myśl, że możemy mieć do czynienia z jednorazowym zabiegiem socjotechnicznym, którego jedynym celem jest uwiarygodnienie słabnącego rządu oraz wzmocnienie lojalności jego sympatyków: „Widzicie, nie boimy się konfrontacji, sporów i waszych argumentów, bo mamy rację. A wasze opinie zbudowane są na niewiarygodnych podstawach i skrajnych emocjach”.

Powody podjęcia tej ryzykownej decyzji przez rząd są dość oczywiste; spada w sposób trwały poparcie dla PO. I nic dziwnego, bo elementarna nieudolność rządu w tak dotkliwych sprawach jak bezrobocie, finanse państwa, służba zdrowia, reforma edukacji sześciolatków, spór ze związkami i udany strajk Solidarności na Śląsku, dociera do świadomości wielu Polaków. Co więcej, rośnie ich nieufność wobec ustaleń komisji Jerzego Millera, postawy Rosjan w sprawie Smoleńska, tzw. pojednania polsko-rosyjskiego i śledztwa polskiej prokuratury ws. katastrofy.

Sędzia Anna Tyszkiewicz nakazała wznowić umorzone przez prokuraturę okręgową śledztwo w sprawie organizacji lotów do Smoleńska, co w kontekście nominacji dla ministra Tomasza Arabskiego zapowiada kłopoty ekipy rządzącej. Nie wiadomo też, co przyniosą oczekiwane przez wojskowych prokuratorów opinie biegłych w sprawie rekonstrukcji lotu tupolewa, sprawności urządzeń samolotu, pracy rosyjskich kontrolerów lotu na Siewiernym, zdolności feralnej brzozy do roztrzaskania skrzydła maszyny oraz obecności śladów trotylu na wraku. To sporo nieustalonych spraw, jak na trzeci rok po katastrofie. Kilka dni temu prokurator Andrzej Seremet powiedział w radiu TOK FM, że raport komisji Millera nie może zastąpić ustaleń prokuratury. 

Te wszystkie wydarzenia składają się na wytłumaczenie, dlaczego politycy PO podjęli ryzykowną decyzję o emisji filmu Anity Gargas.

Sukces opozycji, sukces Putina

Ostentacyjne lekceważenie środowisk opozycyjnych, naukowców i współpracowników zespołu parlamentarnego przestało wystarczać. Co więcej, Rosjanie przed trzecią rocznicą tragedii smoleńskiej wykonali dwa zaskakująco „wrogie” wobec Donalda Tuska gesty. Pierwszym jest artykuł w dzienniku „Izwiestia” z 4 kwietnia, którego autor kpi z Polaków domagających się jakoby 100 tys. m2 terenu smoleńskiej ziemi „na miejsce pamięci Kaczyńskiego”, na co Rosjanie nie mogą się przecież zgodzić. (w rzeczywistości chodzi o ok. 1 tys. m2). Drugi gest to projekt budowy rurociągu Jamał II przez Polskę na Słowację i Węgry, o którym Putin już (!) rozmawiał z szefem Gazpromu, zaś stenogram tej rozmowy opublikował w środę, 3 kwietnia. A dwa dni później Gazprom podpisał z polską spółką EuRoPol Gaz (jej prezesem Mirosławem Dobrutem) memorandum w tej sprawie w Sankt Petersburgu, o czym nie wiedzieli ani polski premier, ani polski minister skarbu państwa Budzanowski, ani zarząd PGNiG, a nawet (podobno) polski wicepremier Janusz Piechociński, który skądinąd bawił w Sankt Petersburgu na szczycie państw bałtyckich i spotkał się z kierownictwem Gazpromu. 

Tak więc poniedziałkowe dyskusje o smoleńskiej tragedii to zarówno sukces opozycji, jak i Władimira Putina. Czy to zarazem początek nowego dyskursu publicznego i szansa na zmianę rządu drogą procedur demokratycznych (to wyjaśnienie dla kochającego cytaty prof. Krzemińskiego) – trudno powiedzieć. Bo powiedzmy sobie szczerze, to także początek trudnej drogi, na której opozycja musi być merytoryczna i profesjonalna, a argumenty naukowców oraz ekspertów wiarygodne i wytrzymujące konfrontację z oponentami. 

Odwaga nie wystarczy

A debata poniedziałkowa pokazała słabości wszystkich uczestników debaty. Czy to wynik przyzwyczajenia do komfortowej sytuacji prezentowania własnych poglądów wyłącznie w przyjaznym gronie „swoich”, trudno powiedzieć. Dlaczego nikt nie zauważył, że w kanadyjskim paradokumencie pasażerów na pokładzie tupolewa było 89 (!), a ofiar 100 (!). Podano także nieprawdziwe informacje, że zarówno lot, jak i załoga pilotów, były cywilne, a słowa pilotów pochodziły, z pierwszego, MAK-owskiego, negatywnie zweryfikowanego przez polskich biegłych stenogramu. 

Za to widzowie usłyszeli równie zabawną, co stronniczą, ocenę filmu Anity Gargas autorstwa prof. Krzemińskiego, stwierdzającego, że to film propagandowy. A wprowadzanie widzów w błąd przez kanadyjski paradokument praktycznie przeszło bez komentarza. 

W filmie „Anatomia upadku” zaprezentowano poglądy obu stron; był prof. Marek Żylicz z komisji Millera, był także, chociaż nie chciał odpowiadać na pytania, prokurator Andrzej Seremet. Premier Tusk miał szansę, jakkolwiek z niej nie skorzystał, wyrazić swoją opinię, podobnie jak prokuratorzy, płk Zbigniew Rzepa i płk Ireneusz Szeląg, którzy z tej szansy skorzystali. Natomiast w kanadyjskim filmie wystąpili tylko członkowie komisji Millera (Jerzy Miller, Maciej Lasek, Wiesław Jedynak) oraz publicysta Konstanty Gebert, który powielał stanowisko komisji, dyskredytując z emfazą odmienne opinie.

Czas monologów skierowanych wyłącznie do „swoich” zdaje się kończyć. Nadchodzi czas normalnej w demokracji konfrontacji poglądów, która wymaga wiarygodności, profesjonalizmu i merytorycznej, ciężkiej pracy. Nie wystarczy głosić własnych racji, trzeba być przekonującym dla sceptycznych i skutecznym w wywieraniu presji na rządzących i prorządowe media. To wymaga odwagi, ale sama odwaga nie wystarczy. Mamy do dyspozycji instrumenty i instytucje polskiego państwa, bo ono nie należy wyłącznie do PO i jej wyborców. Jest także nasze i mamy prawo domagać się, by działało na rzecz naszych oczekiwań, poglądów i interesów. Jesteśmy jego obywatelami i poniedziałkowa debata przywróciła nam prawo głosu. Musimy je utrzymać w życiu publicznym już na stałe. To program minimum.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Barbara Fedyszak-Radziejowska
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo