Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Kapitan Rakowa specjalnie dla Niezalezna.pl: Piątkowski będzie lepszy od Glika

2020 rok był dla Andrzeja Niewulisa prawdziwą drogą przez mękę. Kapitan Rakowa Częstochowa zamiast na boisku, spędzał czas w gabinetach rehabilitacyjnych, gdzie dochodził do pełni sił po skomplikowanej rekonstrukcji chrząstki w kolanie. Na szczęście dla siebie i drużyny, 31-letni stoper jest już zdrowy i w wybornej formie, co udowodnił w wygranym finale Pucharu Polski z Arką Gdynia (2:1), w którym był dla rywali zaporą nie do przejścia.

Andrzej Niewulis (z prawej)
fot. Tomasz Hamrat/Gazeta Polska

Niezależna.pl: Na pana przykładzie widać, jak prawdziwe jest powiedzenie, że karma wraca. Los najpierw pana doświadczył poważnym urazem, by potem odpłacić zdobyciem Pucharu Polski.

Andrzej Niewulis: Jest w tym trochę racji, ale nikt mi niczego nie dał za darmo. Tylko ja i najbliżsi wiemy, ile wysiłku, wyrzeczeń i potu wylanego podczas ćwiczeń rehabilitacyjnych, kosztował mnie powrót do gry.

Za panem drugi wygrany finał Pucharu Polski w karierze. Tyle, że w 2010 roku grając w Jagiellonii, cały mecz z Pogonią Szczecin (1:0) przesiedział pan na ławce rezerwowych.

Nawet nie ma co porównywać tych spotkań. Odczucia są zupełnie inne, gdy na trofeum zapracuje się na boisku. A w tej edycji, poza meczem z Górnikiem Zabrze, w którym nie wystąpiłem, przeszedłem z Rakowem całą drogę do tego najważniejszego starcia w Lublinie.

Nie tylko zagrał pan przeciwko Arce, ale był jednym z najlepszych na boisku. Na początku meczu mógł pan nawet zdobyć gola, który wyprowadziłby Raków na prowadzenie.

No, nie udało się, ale liczy się finalny wynik i fakt, że graliśmy do końca. Arka do 80. minuty powadziła, ale nawet przez moment nie straciliśmy wiary w to, że odrobimy straty i wygramy. W drugiej połowie idealnej okazji dla pierwszoligowców nie wykorzystał Maciej Rosołek. Ale jestem przekonany, że nawet gdyby wtedy padł gol na 2:0 dla rywali, to i tak pokonalibyśmy gdynian. Może nie zdążylibyśmy w regulaminowym czasie, ale w dogrywce dopięlibyśmy swego. Tak duża była nasza determinacja i chęć odniesienia zwycięstwa.

Już pan wie, na co wyda premię za zdobycie Pucharu Polski? Ponoć piłkarze rakowa otrzymają ponad milion złotych do podziału na drużynę?

Nie chcę rozmawiać na temat wysokości wygranej. W każdym razie ja swoją premię zamierzam zainwestować. Ale pieniądze nie są w tym wypadku najistotniejsze. Najważniejsze jest, że zapisaliśmy się w historii klubu i polskiej piłki. Tego nam nikt nie odbierze.

Do Pucharu Polski już za chwilę możecie dołożyć wicemistrzostwo kraju. Na dwie kolejki przed końcem sezonu macie dwa punkty przewagi nad trzecią w tabeli Ekstraklasy Pogonią. Wszystko rozstrzygnie się w ostatniej serii spotkań, podczas waszego bezpośredniego starcia w Szczecinie?

Mam cichą nadzieję, że do meczu z Pogonią już wszystko będzie jasne. Trzymam kciuki za Zagłębie Lubin, że w piątek odbierze punkty „Portowcom”, a wtedy my o drugie miejsce w poniedziałek zagramy w Częstochowie z Piastem. Idealnym scenariuszem byłoby wtedy, gdybyśmy wygrali i świętowali zdobycie srebrnych medali na swoim stadionie. Jeśli jednak wszystko ułoży się inaczej, to wtedy o tym, czy utrzymamy druga pozycję zdecyduje wyjazdowy pojedynek z Pogonią w ostatniej kolejce. Jesteśmy na niego gotowi.

Na czym polega tajemnica sukcesów Rakowa?

Mamy wyrównany skład, z mocną ławką rezerwowych. To sukces wszystkich w klubie. Od właściciela Michała Świerczewskiego począwszy. Świetną robotę wykonuje trener Marek Papszun z asystentami. Pod jego wodzą drużyna cały czas idzie do przodu. Wiadomo, że to piłkarze rywalizują o punkty, ale naszym wielkim atutem jest fakt, że w każdym momencie meczu wiemy, co mamy grać. Poza tym swoje zrobiły trafione transfery i fakt, że na ławce rezerwowych mamy tak samo mocnych zawodników, jak ci, którzy wychodzą na boisko w podstawowym składzie.

Młodzi zawodnicy Rakowa twierdzą, że jako kapitan drużyny otacza ich pan opieką i we wszystkim pomaga. Proszę zatem opowiedzieć, jak pod pana okiem rozwinął się partner ze środka obrony Kamil Piątkowski, który latem odejdzie do RB Salzburg za ponad 6 milionów euro?

Już sam fakt, że mistrz Austrii wyłożył za Kamila tak duże pieniądze, świadczy o jego klasie. To bardzo zdolny chłopak, z ogromnym potencjałem.

Potencjałem na miarę lidera defensywy reprezentacji Polski, Kamila Glika?

Doceniam to, co Glik robi dla kadry, ale uważam, że Piątkowski ma większe możliwości i będzie stanowił o sile defensywy naszej drużyny narodowej przez lata. To niezwykle świadomy piłkarz. Bardzo dba o siebie również poza boiskiem. Nie marudzi, nie obraża się. Jest nastawiony na ciężką pracę. W pełni wykorzystał szansę, jaką dostał od trenera Papszuna. Mam wielką satysfakcję, że odrobinę mu pomogłem w tym, by znalazł się w tym miejscu, w którym jest obecnie.

Najbliżsi przygotowali dla pana jakąś nagrodę za triumf w Pucharze Polski?

Wróciłem do domu dopiero w czwartek, po zaległym meczu ze Stalą Mielec. Po finale w Lublinie od razu pojechaliśmy na krótkie zgrupowanie, a stamtąd prosto do Mielca. Dostałem całusa od żony, a czteroletni syn Leo rzucił mi się na szyję z pytaniem: „Tata gdzie jest puchar?”. Pokazałem mu medal. Bardzo się synkowi podobał.

 



Źródło: niezalezna.pl

 

#Andrzej Niewulis #Raków Częstochowa #sport #piłka nożna

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Euzebiusz Radomski
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo