

Po zalewie błyskawic, maskujących przekleństwo ośmiu gwiazdek, i rozmaitych wyzwiskach pod adresem rządzących i Kościoła, oraz numerów telefonu, pod którym uzyskać można pomoc w przeprowadzeniu aborcji, była to naprawdę wielka, ciesząca oko i dusze zmiana. Zmiana również w przekazie samych środowisk antyaborcyjnych, dotąd koncentrujących się na przekazie negatywnym, opartym najczęściej na krwawych zdjęciach zamordowanych dzieci. Zdjęcia te coraz częściej przyczyniały się niestety do osiągnięcia efektu odwrotnego do zamierzonego, sumienia adresaci usypiali nie tylko ignorowaniem strasznych obrazów, lecz także dehumanizacją przedstawionych na nich maleńkich istot ludzkich. Wystarczy spojrzeć, co nastoletnie najczęściej zwolenniczki pełnego dostępu do aborcji piszą na temat ciąży, płodów czy nawet normalnych zdjęć wrzucanych przez szczęśliwe przyszłe mamy. Oczywiście wina nie leży po stronie proliferów, nie zmienia to faktu, że właśnie przekaz pozytywny, ciepły, afirmujący miłość, a zarazem ukazujący ufność i bezbronność dziecka jest strzałem w dziesiątkę. Stąd też tak mocne reakcje. Na ulicach plakaty są niszczone, zamazywane, często demaskujące prawdziwe intencje świadomej części animatorów protestu. Ich agresję budzi samo dziecko, miłość czy macierzyństwo. Dobitnie potwierdza to niszczenie innych plakatów zawierających hasło: „Kochajcie się, Mamo i Tato”. Co w nim złego, co odbiera ludziom godność i podmiotowość? Jest też sprzeciw w mediach i wystąpieniach polityków, że plakaty są „obrzydliwe”, prześladują matki dzieci chorych i wszystkie kobiety. Argumentacja polityków to prezent dla prawicy chcącej wykazać, że pierwszą ofiarą wymarzonej zmiany jest po prostu normalność.


