

Zgodzili się na to żona i dzieci, ale odmiennego zdania jest jego polska rodzina. Mężczyzna samodzielnie oddycha, reaguje na obecność bliskich i cierpi. Sytuacja jest graniczna, nie ma w niej prostych rozwiązań i gotowych recept. Polski minister zdrowia zaproponował przetransportowanie chorego do Polski i próbę zapewnienia mu opieki. Dlaczego zatem Brytyjczycy tak uparcie trzymają się swojego rozwiązania? A tłumaczenie, że transport naraża go na cierpienie, jest niedorzeczne, w sytuacji gdy skazuje się go na zagłodzenie. Jak to możliwe, że w demokracji, która tyle mówi o prawach człowieka, bliscy człowieka nie mogą zdecydować o jego losie?


