Sprawa Amber Gold to kilkupiętrowa afera, w której tak naprawdę najmniej istotną rolę odgrywają główni oskarżeni. Jeśli ktoś myśli inaczej, to znaczy, że wierzy w to, iż można, będąc na przepustce z więzienia, założyć wielką instytucję finansową, w którą angażują się czołowe postaci życia politycznego. A potem jakoś tak przy okazji dostać koncesję na przewozy lotnicze i uruchomienie linii, które mają pogrążyć narodowego przewoźnika.
Bez wyjaśnienia, o co tak naprawdę chodziło i kto stał za tą aferą, jedyne, co nam pozostaje, to żałować tych kilkunastu tysięcy osób okradzionych przez cwaniaka, który nigdy nie powinien był dostać zezwoleń na tego typu działalność. Prawdopodobnie najwyższym piętrem tej afery jest działalność lobby czy służb, które dążyły do wyparcia z polskiego nieba PLL LOT i zastąpienia ich jedną z niemieckich linii. To tłumaczyłoby kompletny paraliż służb oraz prokuratury i opór przed dotykaniem tej sprawy. Także nagłe pojawienie się syna ówczesnego premiera Donalda Tuska czy niezwykłą opiekę ze strony świata politycznego. Bo chyba nikt nie wierzy w to, że ktoś formatu Marcina P. mógł samodzielnie stworzyć projekt przebudowy rynku lotniczego w Polsce.