

Zakaz poprzedziły liczne wypowiedzi Bonieckiego, w których księdzu zdarzało się sympatyzować z koncesjonowanym satanistą III RP „Nergalem” czy też zastanawiać się, czy obecność ludzi Palikota w polityce faktycznie jest powodem do zmartwień. Zdarzyło mu się przy okazji poprzeć też choćby postulat usunięcia krzyża z sali sejmowej. To i wiele innych wątków uczyniło z ks. Bonieckiego ulubionego kapłana centrolewicy, której na co dzień do Kościoła i z Kościołem było bardzo nie po drodze. „Istnieje opinia, moim zdaniem uzasadniona, że ks. Boniecki reprezentuje stanowisko »katolicyzmu otwartego«, ale to otwarcie Kościoła sprzyja, by z niego wychodzić – a nie do niego wchodzić i zachować bezpieczeństwo wynikające z solidnej i dobrze ukształtowanej wiary” – znakomicie podsumował wówczas temat ks. prof. Waldemar Chrostowski. W 2017 roku zakaz zdjęto i niemal natychmiast przywrócono. Ksiądz Boniecki był już od kilku lat redaktorem seniorem, a pismo kontynuowało dryf w lewo. Niedawno poparło proaborcyjne protesty i chyba to spowodowało, że kuria postanowiła wypowiedzieć pismu lokal. Celebryci znów bronią tytułu, który z Kościołem wspólnego nie ma nic, a z katolicyzmem chyba też już bardzo niewiele, lecz nie wiedzieć czemu lokal musi mieć w budynku kościelnym. A przecież wystarczy spojrzeć na komentarze obrońców, by zobaczyć, że cytat z ks. Chrostowskiego jest dziś jeszcze bardziej aktualny, a adres był jedynie podtrzymaniem fikcji. Czy zanim niebiedni przecież właściciele znajdą dla niego nową, „świecką” siedzibę, co będzie dla obu stron zdrowsze i uczciwsze, doczekamy się deklaracji: „»Tygodnik Powszechny« ma redakcję w moim domu”?


