Ruda WRON-a rozdrażniona » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

Jak do Polski przychodziło morowe powietrze

Od morowego powietrza umierali ludzie i bydło, zaraza co jakiś czas pustoszyła miasta i wioski. Nasi przodkowie starali się zrobić wszystko, by chronić swoich bliskich. Kasztelanie z zarażonych miast potrafili odmówić wstępu królom, by ich nie narazić na chorobę i śmierć. W XVIII wieku spisano specjalne instrukcje postępowania, i rozsyłano je po całym kraju.

Pierwszy raz morowe powietrze na ziemiach polskich zanotowano w 1186 roku, kiedy śmierć szalała też na Rusi. Po stu latach wróciła, jak pisze Długosz, za sprawą Tatarów, którzy zatruli wodę w rzekach. Zaledwie 10 lat później przyszedł pomór na bydło, zwierzęta gospodarcze padały jedno za drugim, podobno w niektórych rejonach nie było ani jednego konia czy krowy, nie było jak uprawiać roli i ludzie zaczęli głodować. W 1348 roku nadciągnęło kilka nieszczęść – najpierw gorączka krwotoczna, która zabijała trzeciego dnia, po kilku miesiącach epidemia wróciła i charakteryzowała się też występowaniem bolesnych wrzodów. Wielu ludzi umarło, a morowe powietrze powracało. W roku 1353, 1363, 1372. Zaczęło brakować miejsc na cmentarzach, ale epidemia nie powiedziała ostatniego słowa. W 1373 roku zaczęła szaleć po całej Europie. W całym czternastym stuleciu pochłonęła prawdopodobnie od 75 do 200 milionów istnień ludzkich. Król Jagiełło i książę Witold kilka razy uciekali w głąb puszczy, by chronić się przed śmiercią. W 1452 roku król Kazimierz uciekł na Litwę, ale i tam zaraz szerzyła się już niemiłosiernie. Króla nie wpuszczono ani do Wilna, ani do Trok, zapadł więc w lasy pod Grodnem, gdzie jedyną rozrywkę dostarczały mu nieustanne polowania.

Nasi przodkowie zaczęli dochodzić skąd pojawia się zaraza i doszli do wniosku, że w 1464 roku do Piotrkowa przywieźli ją radni miejscy, do Wilna przybyła na sukni z Inflant, a 10 lat poźniej możni panowie przywlekli jakieś świństwo z Niemiec.

W roku 1781 specjalna rada złożona z lekarzy napisała „Przepis potrzebnego postępowania dla wygnębienia zarazy z miejsc, które jej podległe były, aby odnowieniu późniejszemu klęski ile możności zagrodzić”. Nakazywano więc przygotować miejsca odosobnione i zgromadzić w nich odpowiednią ilość leków, poddawać kwarantannie osoby chore, palić rzeczy zmarłych, posypywać ciała wapnem, zabijać zwierzęta domowe, które przebywały z chorymi. Wszelkie rzeczy z takim miejsc należało kadzić, wietrzyć, prać lub palić. Bieliznę palić obowiązkowo. Zalecano też noszenie rękawic i co jakiś czas moczenie ich w occie i okadzanie siarką. Papiery i książki, których dotykali chorzy – palono. Pieniądze – moczono w occie. Sprzęty domowe zmywano gorącym ługiem. Pomieszczenia wybielano, okadzano siarką, jałowcem i oparami octu. Ludziom zdrowym nakazywano uciekać do lasu i mieszkać tam przez pół roku. W „Przepisie…” owym nie zapomniano o zorganizowaniu się „służby zdrowia”, raportowaniu do władz, pomocy radców miejskich.

 

 



Źródło: niezalezna.pl

 

#I Rzeczpospolita #Dżuma #epidemia #czarna śmierć

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Magdalena Łysiak
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo