Ruda WRON-a rozdrażniona » czytaj więcej w Gazecie Polskiej! Więcej »

Wszyscy byli przeciw Polsce. Trener Mike Taylor wspomina mistrzostwa świata i szykuje się do jubileuszu

Mike Taylor w poniedziałkowym meczu eliminacji mistrzostw Europy z Izraelem po raz 100. poprowadzi reprezentację Polski koszykarzy. Trener opowiada o sukcesie w mistrzostwach świata, gdzie Biało-czerwoni w trudnych okolicznościach pokonali gospodarzy - Chiny - by później sięgnąć po ósme miejsce w mundialu. Amerykanin wspomina również gorsze chwile i przygody.

Trener Mike Taylor poprowadzi polskich koszykarzy po raz setny
fot. Wojciech Figurski/400mm.pl

                        

Pamięta pan swoje wrażenia z pierwszego zgrupowania z reprezentacją w 2014 roku?

Mike Taylor: Wracając z Wałbrzycha do Warszawy pomyślałem, jak bardzo lubię przebywać z tą grupą ludzi. I jak bardzo jestem podekscytowany nadchodzącymi meczami. Zdałem sobie sprawę, że mój styl trenowania bardzo różnił się od tego, do czego koszykarze byli przyzwyczajeni. Cieszyłem się, że nowe rzeczy naprawdę im się spodobały. Jestem bardzo dumny z tego, co zrobiliśmy razem od tamtego czasu.

Spotkanie, które niesie najlepsze emocje i wspomnienia?

M.T.: Całe mistrzostwa świata w 2019 roku, a szczególnie jedno spotkanie - trudny mecz z Chinami, wygrany po dogrywce. Cały turniej pozostanie w mojej pamięci na zawsze. Sześć miast w różnych regionach, w tym Pekin, Szanghaj, do tego wielkie hale. Uwielbiam każdą sekundę tej imprezy. Cieszę się, że zawodnicy, sztab będą pamiętać, że są grupą, która osiągnęła coś nadzwyczajnego w sporcie na poziomie reprezentacji. Dla mnie ten mundial to zawsze będzie coś wyjątkowego. Jestem wdzięczny, że mogliśmy się tym wszystkim podzielić z polskimi kibicami.

Mecz rozgrywany był w specjalnych warunkach, w hali mogącej pomieścić 19 tys. kibiców i praktycznie wszyscy byli przeciw Polsce...

M.T.: Okoliczności nam nie sprzyjały... Tak, bardzo wiele czynników było przeciwko nam. Doświadczenia związane z tym meczem na parkiecie i poza nim były niesamowite. Do sukcesu zaprowadziła ciężka praca całego zespołu. To był wyjątkowy moment.

Ale były też gorsze chwile w tych 99 meczach reprezentacji... Jest jakieś spotkanie, o którym pan cały czas myśli?

M.T.: Najbardziej rozczarował mnie Eurobasket 2017 w Finlandii, gdzie wygraliśmy tylko jeden mecz w grupie, z Islandią, i nie awansowaliśmy do kolejnej rundy. Czuliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani, mocni i naprawdę wierzyliśmy, że możemy osiągnąć dobry wynik. Jak się okazało, były to trudne doświadczenia, a najgorszym porażka z Finlandią po dwóch dogrywkach.

Taki jest sport, raz wygrywasz, raz przegrywasz...

M.T.: Zgoda, ale te doświadczenia pomogły odnieść sukces w przyszłości. Nie sądzę, by pozytywny efekt Chin był możliwe bez negatywów, jakie stały się udziałem zespołu w Helsinkach. Z perspektywy czasu uważam, że porażka z Finlandią w takich okolicznościach była najlepszą lekcją, jaką udało nam się odrobić przed występem w mistrzostwach świata.

Helsinki i Pekin to dwie klamry spinające pana historię z reprezentacją?

M.T.: Tak można powiedzieć. Jestem bardzo dumny z zawodników i trenerów, tego jak wszyscy się rozwinęli przez lata. Doceniam też wsparcie wszystkich koszykarzy, jacy grali w kadrze, federacji i ówczesnego prezesa Grzegorza Bachańskiego. Wszyscy we mnie wierzyli po Helsinkach i w kolejnych latach. To było wspaniałe życiowe doświadczenie uczenia się na błędach, by osiągać coś wielkiego.

Oprócz sukcesów i porażek były też zapewne różne nieprzewidywalne sytuacje. Dużo ma pan takich wspomnień?

M.T.: Mam wiele fantastycznych wspomnień, choćby przypadkowa +sesja+ zdjęciowa drużyny narodowej z raperem Snoop Doggiem na lotnisku w Wiedniu w 2014 roku. Zabawnie było też na zaimprowizowanej sesji fotograficznej w Rydze przed pomnikiem małpy ubranej w kombinezon kosmonauty. Uwielbiałam wszystkie urodzinowe przyjęcia w reprezentacji... Torty zawsze lądowały na twarzy głównego bohatera. Najlepsza impreza tego typu? Urodziny A.J. Slaughtera w Wałbrzychu. Mnie chłopcy "dorwali" podczas mistrzostw Europy w Helsinkach.

Współpracownicy zaskakiwali pana pomysłami i poczuciem humoru.

M.T.: W 2016 roku z okazji moich urodzin, podczas zgrupowania we Włocławku, odbył się w hali wyścig Marka Popiołka, który miał założoną maskę pawiana, z Maćkiem Krupińskim. Maciek tak bardzo chciał wygrać, że zakończył rywalizację niekontrolowanym poślizgiem. Było mnóstwo innych, śmiesznych wspólnych zdjęć i memów, np. Krzysztof Szablowski jako lodowy wojownik Ninja Sub Zero z Mortal Combat, Dominik Narojczyk jako Shrek wraz z Arkadiuszem Markiewiczem w roli Osła, bo zawsze stanowili zgrany tandem. Mam także w pamięci takie zdjęcie - Olek Balcerowski pod prysznicem z głową sięgającą sufitu w łazience. Cieszyłem się tak wieloma chwilami z reprezentacją, że nie ma czasu, by opowiedzieć wszystko, co stało się naszym udziałem w zespole narodowym.

Był pan też głównym bohaterem pewnej sytuacji na lotnisku...

M.T.: Cóż, powiem szczerze - spóźniłem się na lot w Amsterdamie, gdy po zwycięstwie nad Holandią w 2018 r. w eliminacjach mistrzostw świata wracaliśmy do Gdańska na mecz z Włochami. Nie poleciałem z zespołem. Jak można przegapić lot, kiedy jesteś na lotnisku dwie godziny wcześniej? Byłem tak zajęty przygotowaniami do meczu z Włochami, że nie patrzyłem na zegarek...

Żaden z koszykarzy czy członków ze sztabu nie powiedział panu, że już czas, że zamykają bramki?

M.T.: Wszyscy gdzieś krążyli po sklepach, kawiarenkach, nikt nikogo przecież nie pilnuje. Wszystko było normalnie, pracowałem sobie... dopóki nie zadzwonił telefon. To był Adam Waczyński, który powiedział, że właśnie zakończyło się wejście na pokład i drzwi się zamknęły. Myślałem, że żartuje. Spojrzałem na zegarek i pobiegłem do punktu odprawy, ale boarding nie był już możliwy. Później otrzymałem ładne zdjęcie mojego pustego miejsca w samolocie...

Jak zmieniał się zespół przez lata? Jak pan się zmienił?

M.T.: Cieszę się, że mogłem obserwować, jak gracze dorastają, rozwijają się, zdobywają kolejne szczeble w koszykarskiej karierze, ale i życiu osobistym: żenią się, zakładają rodziny. Ja też dorastałem, w pozytywnym tego słowa znaczeniu - jako człowiek i jako trener. Polubiłem Polskę, jej kulturę. Mam tu przyjaciół na całe życie.

Najważniejsze zasady, którymi się pan kieruje jako trener?

M.T.: Pozytywne nastawienie, czerpanie satysfakcji z rozwoju potencjału zespołu, budowanie relacji. Praca to zabawa i dyscyplina. Każdy powinien dążyć do tego, by stawać się najlepszą wersją siebie - indywidualnie i jako zespół. W końcu chodzi o to, aby być najlepszym wówczas, gdy tego najbardziej potrzebujesz.

 



Źródło: PAP, niezalezna.pl

 

#Mike Taylor #koszykówka

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
jm
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo