Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Wyłamywanie kciuków przy bankomacie

W cieniu dyskusji dotyczącej Strajku Kobiet i Marszu Niepodległości w instytucjach unijnych negocjowane były kluczowe decyzje w sprawie finansowej przyszłości Unii i państw członkowskich.

Pomiędzy państwami UE i instytucjami Unii zostało zawarte porozumienie. W jego ramach decyzje dotyczące powołania funduszu koronawirusowego podjęte muszą być jednogłośnie przez wszystkie państwa UE, a kwestie dotyczące tak zwanego mechanizmu praworządności podejmowane mają być większością kwalifikowaną. Jeśli więc tego rodzaju regulacja zostanie przyjęta, grupa państw UE będzie mogła zdecydować o zablokowaniu wypłaty części lub całości funduszy innym krajom. W związku z tą propozycją Węgry i Polska zapowiedziały weto. Jak wiemy, tak zwana zasada praworządności nie jest nigdzie zdefiniowana, będzie więc każdorazowo określana tak, jak zechce grupa państw mających najwięcej do powiedzenia w UE. W praktyce oznacza to prawie zawsze Niemcy. Wiemy od dawna, jak niemieckie elity pojmują ten mechanizm, jednak od niedawna otwarcie mówią o tym niemieckie media. Profesor Zdzisław Krasnodębski przytoczył wypowiedź profesora Daniela Thyma z uniwersytetu w Konstancji, który mówi, że ten mechanizm ma pełnić funkcję „Daumenschraube”, czyli średniowiecznego przyrządu do tortur, który służył do wyłamywania kciuków torturowanego. Trudno o lepsze porównanie. Polacy czy jakikolwiek inny naród w UE jeśli nie zechcą wprowadzić praw i rozwiązań, które spodobają się obsługującym łamacz kciuków, zostaną nim potraktowani. Zanim jednak do tego dojdzie, muszą się zgodzić, żeby w łamacz kciuków wyposażyć instytucje unijne. Do tego konieczna jest zgoda wszystkich państw. Jeśli jednak Unia przyjmie takie rozwiązania, w przyszłości mechanizm może dotyczyć dowolnej spornej kwestii, rozgrywającej się w przestrzeni politycznej. Do tej pory dotyczyło to w wypadku Polski spraw Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego, Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, ale jak widać z przebiegu ostatnich debat w Parlamencie Europejskim, w przyszłości będzie to związane z nowymi sprawami, na przykład z kwestią przepisów aborcyjnych. Przedstawicielki partii Zielonych już to zapowiadały w Parlamencie. Do tego zresztą nawołuje przywódczyni lewackiej organizacji „Ogólnopolski Strajk Kobiet”, która w wywiadzie dla niemieckich mediów zażądała objęcia Polski sankcjami oraz sugerowała, że zarówno ona, jak i jej koleżanki są przedmiotem szykan ze strony strasznego kaczystowskiego reżimu. Ten sposób myślenia bardzo dobrze wpisuje się w mechanizm planowanego łamania palców. Co prawda spór dotyczący aborcji dzieli Polaków, ale zdecydowana ich mniejszość (według ostatnich badań jedynie około 11 proc.) popiera postulat pani Lempart i jej koleżanek związany z prawem do aborcji na życzenie. Wynika z tego zatem jasno, że pani Lempart chciałaby, żeby UE, czyli rządy innych państw, wprowadziły do polskiego systemu prawnego przepisy, którym sprzeciwia się prawie 90 proc. Polaków. Aby uzasadnić to antydemokratyczne wezwanie, pani Lempart kłamie w niemieckich mediach o rzekomych szykanach, jakie spotykają ją ze strony państwa polskiego. W rzeczywistości jest odwrotnie: Lempart cieszy się bezkarnością, na którą nie mogą liczyć ludzie manifestujący inne poglądy niż ona. Przypomnijmy, w ostatnich tygodniach w trakcie manifestacji organizowanej przez Lempart mieliśmy do czynienia z atakami na policję, które nie wywoływały żadnej reakcji polskich służb. Pomysły na łamanie polskich kciuków przez niemieckich polityków popierają najważniejsze siły totalnej opozycji. Leszek Miller, były polski premier, używa – jak mu się wydaje – błyskotliwej metafory z bankomatem, wskazując, że polski premier nie może dziwić się, że unijny bankomat zbuntował się, bo Polska obsługuje go niezgodnie z instrukcją. Jednak ta metafora udowadnia coś dokładnie odwrotnego niż chciałby były polski premier. Bankomaty nie są bowiem maszynkami drukującymi pieniądze, tylko urządzeniami, które wypłacają pieniądze znajdujące się na rachunku bankowym. Są to również pieniądze, które ktoś wcześniej włożył do tego bankomatu. Polska do unijnego bankomatu wkłada rokrocznie grube miliardy złotych. Podobnie jak inne państwa UE tworzy budżet tej instytucji, który później dystrybuowany jest pomiędzy różne państwa zgodnie z przepisami traktatów przyjętych i ratyfikowanych przez rządy tych państw. Zmiana tych reguł w innej drodze niż traktatowa jest bezprawna. Dyskusja dotycząca praworządności nie dotyczy jednak wyłącznie spraw ideologicznych. Te w gruncie rzeczy są mniej istotne z punktu widzenia wielkich interesów, które się rozgrywają. W unijnej i międzynarodowej polityce chodzi przede wszystkim o wielkie pieniądze, a nie o unijne fundusze. Rywalizacja państw wewnątrz UE opiera się o potencjały gospodarcze i polityczne. Te w czasie epidemii koronawirusa zmieniają się w przyspieszony sposób. Mniejsze tempo kurczenia się polskiej gospodarki w stosunku do innych gospodarek państw UE oraz prognozy szybkiego wzrostu w polskiej przestrzeni gospodarczej po wyjściu z kryzys, a także budowa porozumień wewnątrz UE nie podoba się państwom, które do tej pory miały monopol na podejmowanie decyzji w UE. I to właśnie z tego powodu zarówno niemieckie, jak i w pewnym sensie francuskie elity polityczne dążą do ograniczenia roli Polski, najlepiej zmiany sposobu uprawiania przez Polskę polityki na bardziej uległy względem partnerów unijnych. To jest główna przyczyna sporu, z jakim mamy do czynienia. Kwestie ideologiczne są tylko wygodnym dodatkiem, bo w Unii nie brakuje środowisk, które chcą przy tej okazji załatwiać swoje brudne interesy. W tym te ideologiczne. Dotyczy to z jednej strony polskiej opozycji, która widzi w ograniczeniu środków unijnych szansę powrotu do władzy, ale z innej strony różnego rodzaju postępowych środowisk spod znaku aborcyjnego pioruna czy tęczowej flagi. Wśród tych ostatnich mamy na przykład organizacje zajmujące się pod przykryciem legalnej surogacji i realizacji „praw rodzicielskich”… handlem żywym towarem na rzecz par homoseksualnych. Z dziećmi wycenianymi na 90 do 150 tysięcy euro. Dzieje się to teraz, w czasie targów Men Having Babies w Belgii. Jesteśmy sobie w stanie łatwo wyobrazić, że to, co dziś oglądamy ze zdziwieniem i oburzeniem, za jakiś czas może stać się unijnym prawem, na przykład prawem rodzicielskim, i zgodnie z mechanizmem praworządności będziemy musieli pod groźbą sankcji finansowych akceptować takie rzeczy w Polsce. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Michał Rachoń
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo