Podziel się swoim 1,5% podatku na wsparcie mediów Strefy Wolnego Słowa. Dziękujemy za solidarność! Dowiedz się więcej »

Burdy na Marszu Niepodległości. Robert Bąkiewicz nie wyklucza inspiracji ze strony ratusza

- Czy to był wpływ miasta? Być może. Podczas Marszu Powstania Warszawskiego w 2019 r. były takie problemy, że inaczej załatwiała sprawę prewencja, a inaczej pozostała policja - było widać konflikt. (...) Wydaje się , że środowiska lewicowe dążą do destabilizacji sytuacji w Polsce - mówi w rozmowie z Niezalezna.pl prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz.

Robert Bąkiewicz
Telewizja Republika/printscreen

Przemysław Obłuski: Dlaczego w tym roku, po pięciu latach spokoju, Marsz Niepodległości przebiegał w takich nieprzyjemnych okolicznościach?

Prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz: Jest kilka powodów. Pierwszy, taki najbardziej praktyczny – to policja zmieniła zupełnie taktykę dotyczącą zabezpieczenia tego dnia w Warszawie – to jest jedna rzecz. Druga rzecz, to na pewno okoliczności, które w ostatnich dwóch – trzech tygodniach, które na pewno wzmagały napięcie społeczne w tym zakresie. No i bezkarność środowisk lewicowych – to są główne powody. Policja zmieniła zupełnie taktykę, co było czymś nowym dla nas, byliśmy zaskoczeni dużą agresją policyjną. Wcześniej się tego unikało, wcześniej były starania o to, żeby jednak policja prowadziła zupełnie inaczej te działania. Jeszcze przed tym okresem zgromadzenia, kiedy ludzie zaczęli przyjeżdżać zostały zamknięte podziemia pod rondem Dmowskiego, dosyć szybko został zablokowany ruch na Alejach Jerozolimskich, potem nie można było wprowadzić samochodów technicznych na rondo Dmowskiego, nie można było przepuścić tej kawalkady, która miała być przepuszczona. To były takie rzeczy, które się nam rzucały w oczy już na samym początku.

Sam wielokrotnie uczestniczyłem w Marszu Niepodległości i faktycznie w ostatnich latach widziałem, że policja ustawiała się gdzieś w bocznych ulicach. Czy według pana doszło do prowokacji, a jeśli tak, to kto za nią stał? Czy była jakoś inspirowana?

To byli chuligani na pewno. Być może byli też jacyś prowokatorzy, którzy działali celowo. Jest wiele materiałów wideo, które zbieramy i analizujemy, ale policja, która działa w tłumie, która biega z pałkami teleskopowymi, to chyba nie jest dobry widok i nie za specjalne rozwiązanie istniejących tam konfliktów. Być może była taka konieczność, ja nie wiem, trudno mi na tę chwilę powiedzieć, natomiast mogę się wypowiadać dosyć dobrze o sytuacji na błoniach Stadionu Narodowego. Tam, kiedy ludzie się rozchodzili do domów, policja zaczęła okrążać zgromadzonych na błoniach. Tam jedyne akty łamania prawa, to były wykroczenia związane z paleniem rac, ale to przecież nie zagrażało porządkowi publicznemu w sensie utraty zdrowia, życia lub mienia. Policja na pewno w podawanych przez siebie komunikatach kłamała, podawała nieprawdę dotyczącą tego, że chodziło o zabezpieczenie tras dojazdowych do szpitala na „Narodowym”. Te drogi komunikacji były akurat od strony Wybrzeża Szczecińskiego, tam nie było ludzi.

My rozmawialiśmy wcześniej z administracją Stadionu Narodowego i nie było żadnych powodów, żeby wyprowadzać tak duże pododdziały policji, w pełni uzbrojone, żeby otaczać ludzi, a potem wśród ludzi, którzy zachowywali się spokojnie, żeby urządzać „łapanki”. To wyglądało w następujący sposób: pododdziały uzbrojone w broń gładkolufową podchodziły dosyć blisko do ludzi i nie było reakcji. Potem policjanci zaczęli wybiegać z szeregów np. dwójkami i łapać jakiegoś gościa i ścigać go, rzucać go na ziemię i to eskalowało napięcie i zaczynała się potem „przerzucanka” petardami, czy jakimiś racami z policją. Potem policja zaczęła stosować te wszystkie środki przymusu bezpośredniego na dworcu PKP i na błoniach. To było ewidentnie widać, że ktoś ma negatywne zamiary, bo raczej policja powinna działać w taki sposób, żeby nie eskalować napięć, choć tam gdzie potrzeba musi działać – ja się z tym zgadzam, trzeba również reagować w stosunku do działań chuligańskich – ale jeżeli nic się nie dzieje i „prewencyjnie” zaczyna się ludzi atakować lub podejmować takie działania, które mogą wywołać jeszcze większe napięcie, to przez pięć ostatnich lat od 2015 roku tego po prostu nie było.

W historii Marszu Niepodległości mieliśmy do czynienia już z co najmniej dwoma pożarami  – spalony wóz TVN-u na Rozdrożu i budka pod ambasadą rosyjską. Czy znajduje pan jakieś analogie, czy można te wydarzenia porównywać z tym co się stało w tym roku przy Alei 3-Maja?

Przede wszystkim trzeba być ostrożnym w ocenie tej rzeczywistości. Ruska budka była tematem przewodnim Marszu bodajże w 2013 roku. Został zatrzymany człowiek, który odsiedział trzy miesiące w areszcie, po czym okazało się, że był niewinny, a po kilku latach w podsłuchanych rozmowach z restauracji u Sowy okazało się, że za inspiracją tej prowokacji stał minister Sienkiewicz [minister spraw wewnętrznych w rządzie PO-PSL Bartłomiej Sienkiewicz-red.]. Do tego, co się stało w tym roku, trzeba podchodzić na spokojnie. Wydaje się, że mógł to być akt chuligański, ale równie dobrze mogła to być prowokacja, to trudno w tej chwili ocenić. Ja byłem w tym miejscu, starałem się reagować i rozpędzać tych ludzi, na ile miałem możliwości. Wziąłem megafon i przemawiałem do tych ludzi, aby ich uspokoić oraz nawoływałem do tego, aby nie dać się prowokować i wydaje mi się, że robiłem to dosyć skutecznie,

Dziennikarka Telewizji Republika Ewa Stankiewicz próbowała się dostać na Marsz Niepodległości w formule, którą przyjęliście, czyli przejazdu samochodów. Policjanci przekierowywali ją na kolejne skrzyżowania, po czym dowiadywała się, że nie może do Marszu dołączyć. Czy pana zdaniem można tu dostrzec jakąś inspirację, np. władz miasta w kwestii organizacji ruchu w pobliżu planowanego Marszu Niepodległości?

Ja mogę tylko stawiać jakieś tezy. Fakty były takie, że policjanci nie wpuszczali ludzi, jeśli wpuszczali to przekierowywali ich, tak jak panią Ewę Stankiewicz, która przez 3 godziny usiłowała (nieskutecznie) włączyć się samochodem do rajdu. Zachęcali ludzi do tego, aby parkowali samochody i szli uczestniczyć pieszo w zgromadzeniu.

Namawiali do łamania prawa?

No tak, tak było. Ten Marsz nie był zgromadzeniem, ale w trakcie tego „spaceru”, tego pojawienia się spontanicznego ludzi dostawałem informacje, że policja nie dopuszcza do udziału samochodami w rajdzie i że każe ludziom dołączać do maszerujących po Alejach Jerozolimskich. Naszym głównym celem jako stowarzyszenia było to, żeby ludzie uczestniczyli jednak w formule zmotoryzowanej samochodami i na motocyklami i żeby ta konwencja była zachowana. Oczywiście braliśmy pod uwagę to, że część osób może ze względu na sytuację, jaką mamy w Polsce, to napięcie emocji związane z odbywającymi się demonstracjami środowisk lewicowych, które cały czas dokonują łamania prawa i za to nie odpowiadają, w dużej mierze nie ponoszą żadnych konsekwencji. Były przecież ataki na świątynie, profanacje, ataki na obrońców świątyń. Ja stałem przecież przed kościołem św. Aleksandra na Placu Trzech Krzyży gdzie kilkutysięczny tłum nacierał na kościół - leciały kamienie, butelki, byli ranni - policja nie reagowała. W innych miejscach wyzwiska, groźby karalne i nikt nie reaguje przez dwa, trzy tygodnie. Ta atmosfera musi się udzielać ludziom z drugiej strony sporu politycznego. Ci ludzie mają potrzebę zamanifestowania swojego patriotyzmu, przywiązanie do niepodległego państwa polskiego, świętowania tego święta, które co roku świętują w Warszawie i istniała obawa, że jakaś część tych ludzi, którzy co roku przyjeżdżają przyjdzie i tak się stało. Dlatego mieliśmy w gotowości straż Marszu Niepodległości przygotowaną do tego, żeby ewentualnie kierować tymi ludźmi, zabezpieczać tych, którzy będą chcieli przyjść, pospacerować, czy pooglądać sobie kawalkadę samochodów.

Natomiast policja w mojej ocenie, nawet jeśli na początku w ogóle nie wpuściła samochodów, to mogła ułatwić znacznie ten proces bezpieczeństwa, dlatego, że wtedy puścilibyśmy samochody jedną nitką Al. Jerozolimskich, albo torowiskiem tramwajowym, które na całej trasie jest wyasfaltowane i samochody by zaczęły jechać. Samochody nie zostały jednak dopuszczone przez policje, nawet te techniczne miały problemy z wjechaniem na rondo Dmowskiego, a potem policja mogła przekierować je na inne trasy, żeby pojechali. Policja jednak nie zrobiła tego. Dla mnie to tak wyglądało, że komuś zależało na tym, żeby nie było widać tego, że jest tak dużo samochodów, że tak wielu ludzi przyjechało w ten sposób uczcić to święto. Czy to był wpływ miasta? Być może. Podczas Marszu Powstania Warszawskiego w 2019 r. były takie problemy, że inaczej załatwiała sprawę prewencja, a inaczej pozostała policja - było widać konflikt. Drogówka nie zupełnie chciała się dostosować do tych, którzy zabezpieczali to zgromadzenie, ale to są moje subiektywne oceny. Ja nie mogę powiedzieć, że tak było na pewno, ale dostawałem komunikaty z których mogłem wyciągać takie wnioski. Czy teraz tak było? Mogło tak być, bo wyglądało na to, że komuś zależy na tym, żeby przejazdu samochodów i motocykli nie było. Komu na tym zależało nie wiem, kto miał interes w tym aby eskalować napięcie? Wydaje się , że środowiska lewicowe dążą do destabilizacji sytuacji w Polsce.

Po przemówieniach, ok godziny 14:30 jak już miały być uruchomione samochody, wyszedłem przed Marsz, żeby sprawdzać co tam się dzieje i reagować na jakieś utrudnienia. Na wysokości ulicy Kruczej stała z jednej i z drugiej strony policja w białych kaskach, czyli prewencja w pełnym rynsztunku. Wtedy zrozumiałem, że policja stosuje zupełnie inną taktykę. Taktyka z lat 2015, 2016, 2017, 2018 i 2019 kiedy Marsze Niepodległości odbywały się bez incydentów była taka, że policja nie eksponuje swojej obecności, jest przygotowana do działania, ale nie wychodzi konfrontacyjnie w hełmach, z tarczami i pałkami. Policja zna psychologię tłumu i wie jak on działa. Przesuwając się potem w stronę ronda de Gaulle'a widziałem, że w każdym zaułku, czy każdej poprzecznej ulicy znajdują się takie pododdziały. Dla mnie niezrozumiałe jest po co ten pododdział stał np. przy EMPiK-u, w tej wnęce. Czego on tam miał chronić? Dla mnie to jest dosyć niezrozumiałe.

To, o czym pan mówi, było widać na filmie z monitoringu opublikowanym w sobotę przez MSWIA.

Na tym filmie widać te zajścia, ale ja widziałem te pododdziały sam idąc. Nie rozumiałem po co tam są. Rozumiem, że uzasadnione byłoby, że policja stoi w Kruczej, żeby się ludzie nie rozchodzili na prawo i lewo, albo, żeby ktoś z boku nie zaatakował. Można to w ten sposób bronić. Film z monitoringu opublikowany przez MSWIA trwa 15 min i kończy się wtedy gdy zaczynają się poważne nieprawidłowości działań policji. Chciałbym aby ministerstwo opublikowało dalszy zapis kamery, abyśmy widzieli z tej perspektywy pełne działania policji. Wiele filmów nagranych przez uczestników spaceru dokumentuje liczne nieprawidłowości działań policji. 

Ja w 2018 i 2019 r. dołączałem do Marszu właśnie z ulicy Kruczej. W 2018 r. po przejściu prezydenta ulicy Kruczej nie zamykała już policja. Nie było jej tam. Pododdziały prewencji znajdowały się w równoległych do Al. Jerozolimskich ulicach, ale bezpośrednio przy trasie Marszu - nie.

Od 2015 policji nie było i było bezpiecznie. W tym roku jeszcze przed Marszem policja zablokowała wszystkie przejścia podziemne pod rondem Dmowskiego. Dla mnie to było niezrozumiałe, bo to budziło zdenerwowanie zwykłych przechodniów. To były naprawdę jakieś dziwaczne rozwiązania. Przy dużo większych zagrożeniach, przy dużo większej liczbie ludzi tamta przestrzeń nie była blokowana. 

Nawiązując jeszcze do tego podpalonego mieszkania - wokół niego były te barwy środowisk LGBT i Strajku Kobiet, a dwa balkony dalej stała kamera - to musi budzić jakąś wątpliwość. Nie da się zaprzeczyć jednak, że były [na Marszu Niepodległości-red.] jakieś grupki chuliganów i my się całkowicie od nich odcinamy. Z chuliganami nie chcemy mieć do czynienia. Trzeba podkreślić, że w materiale opublikowanym w sobotę przez MSWiA widać, że straż Marszu robi, co może. Nikt nie może nam zarzucić, że koledzy ze straży rzucali petardami, albo walczyli z policją, albo dokonywali jakichś czynów przestępczych. Podejmowane przez nas działania miały być takie, aby nie eskalować napięć, które są w Polsce w ostatnich tygodniach. Żeby nie doprowadzić do wykorzystania Marszu Niepodległości do tego, żeby te napięcia pogłębiać. Z tego punktu widzenia, mając taką świadomość przed Marszem, jeśli dochodzi do sytuacji, w której policja zmienia taktykę, jest nad wyraz agresywna, podejmuje działania niewspółmierne do zagrożenia, to ja stawiam tezę, że ktoś był zainteresowany - tam przynajmniej - żeby tą sytuację destabilizować.


 



Źródło: niezalezna.pl

 

#Robert Bąkiewicz #Stowarzyszenie Marsz Niepodległości

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Przemysław Obłuski
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo